Chodzi o kontakty

Panuje obiegowa opinia, według której panowie nie interesują się okularnicami i bezszelestnie mijają je na ulicy czy w pubie. Coś może być na rzeczy...

fot./ Ireneusz Kutrzuba
fot./ Ireneusz KutrzubaMWMedia

Do pewnego ciekawego eksperymentu zaangażowano wolontariuszki i wolontariuszy, których zaopatrzono w szkła kontaktowe lub tradycyjne okulary. Zadanie było następujące: bywać w słynnych londyńskich pubach z zamiarem poderwania i bycia poderwaną/ym.

'Króliki doświadczalne' podzielono na trzy grupy: grupę nie zmieniającą sposobu korekcji oka (jeśli nosili okulary, zostali w okularach, jeśli szkła - zostawali przy szkłach), grupę, która przerzucała się ze szkieł na okulary oraz grupę, która zamieniała okulary na szkła.

85 proc. 'obiektów podrywaczy', którzy 'przesiedli' się na kontakty mówiło o wzroście samooceny i zaufania do samego siebie. Co ciekawe - nikt, kto zamienił szkła kontaktowe na okulary tego nie doznał, za to aż 75 proc. z tej grupy mówiło o wyraźnym spadku samooceny.

Podobnie rzecz miała się w przypadku 'podrywaczy' - ci, którzy zamienili okulary na szkła święcili towarzyskie triumfy (50 proc.), natomiast 80 proc. tych, którzy zamienili soczewki na okulary czuli się zbyt mało atrakcyjni, by próbować poderwać partnera.

Jeśli w grę wchodzi całowanie okazało się, że noszący soczewki do czterech razy częściej byli skłonni pocałować partnera niż noszący tradycyjne oprawki.

Zatem mimo, że światowe gwiazdy, jak Anastacia czy Nicole Kidman udowodniły, że i w okularach można być sexy, to dla lepszego samopoczucia i wyższej samooceny porzuć oprawki, załóż kontakty, bo z kontaktami łatwiej o lepszy... kontakt.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas