Jak odnaleźć się na nowo w długoletnim związku?

Przez lata nie mieliście z partnerem dla siebie czasu. Bo dzieci, praca, domowe obowiązki... A teraz, kiedy możecie wreszcie zwolnić, czujesz, że wasza relacja nie jest już taka, jak dawniej. Co zrobić, żeby ją naprawić?

Małżeństwo z dwudziestoletnim stażem  na randce?
Małżeństwo z dwudziestoletnim stażem na randce? 123RF/PICSEL

Olivia: Czy związki, tak samo jak ludzie, przechodzą kryzys wieku średniego? 

Małgorzata Liszyk-Kozłowska, psychoterapeutka: Po kilkunastu czy dwudziestu latach małżeństwo wchodzi  w całkiem nowy etap. Dzieci wyprowadzają się z domu lub nie potrzebują nas w takim stopniu jak dawniej. Albo spłaciliśmy kredyt, mamy więc mniej stresów i więcej pieniędzy. Pojawia się nowa przestrzeń, a z nią głód nowych wyzwań i przeżyć, potrzeba znalezienia kolejnego celu. Oczekujemy, że partner będzie nam w tych poszukiwaniach towarzyszył. Tylko że jemu brakuje energii, zrobił się leniwy. Lub ma jakieś swoje nudne zajęcia na boku. A na dodatek utył i przestał nas pociągać.  Te zmiany widzimy nagle  z całą ostrością. 

O.: Co się z nami stało? 

M.L.-K.: Przez cały okres małżeństwa odgrywałyśmy dużo różnych ról. Byłyśmy żonami, ale też matkami, córkami, pracownicami, gospodyniami. Wspólnie z partnerem wychowywaliśmy dzieci, prowadziliśmy dom. Choć łączyło nas mnóstwo spraw, to może w tej gonitwie coś zaniedbaliśmy?

O.: Ma pani na myśli bliskość? 

M.L.-K.: Kiedy powiedziałyśmy mężowi, że ma ładne oczy, zamiast powtarzać, żeby nie pił tyle piwa, bo mu brzuch rośnie? A kiedy ostatnio poszliśmy  z nim na randkę?

O.: Małżeństwo z dwudziestoletnim stażem  na randce? 

M.L.-K.: To przecież nic innego jak pełne radości spędzanie czasu we dwoje. Wychodzimy z domu, żeby oderwać się od codzienności, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Nie rozmawiamy wtedy o kłopotach ani o dzieciach, skupiamy się na drugiej osobie. Jeżeli przestaliśmy pracować nad tym, żeby być dla siebie atrakcyjnymi i rozmawiać nie tylko o sprawach organizacyjnych, nic dziwnego, że mamy problem.

O.: Gdy ni stąd, ni zowąd zaproszę męża na randkę, będzie zaskoczony. A może nawet powie, żebym się nie wygłupiała. 

M.L.-K.: Wczujmy się w jego sytuację. Siedzi wygodnie na kanapie, ogląda mecz, a tu nagle żona wyskakuje z dość dziwaczną propozycją. Ma  prawo być zdezorientowany. Pamiętajmy, że na pomysł randki my też nie wpadłyśmy  z dnia na dzień. To wynik długich przemyśleń, tęsknoty za tym, co było, różnych decyzji. Ale on nie jest świadomy tego, co od jakiegoś czasu działo się  w naszej głowie. Dlatego pierwszą reakcją jest zdziwienie. Musimy dać mu czas, przygotować grunt. Dobrze byłoby na przykład zacząć mówić głośno o tym, co czujemy, dzielić się swoimi myślami. Lecz nie w formie pretensji, że zrobił się z niego okropny nudziarz.

Wspólne marzenia wcale nie są konieczne do tego, żeby być zgraną parą
Wspólne marzenia wcale nie są konieczne do tego, żeby być zgraną parą123RF/PICSEL

O.: Ale tak w głębi duszy sądzimy... 

M.L.-K.: Skoro chcemy naprawiać związek, powinniśmy zmienić nastawienie. Zamiast ranić, pogłaszczmy go słowami. Zasadą jest, żeby nawet gdy poruszamy bolesne tematy, używać ciepłego, wspierającego języka. Przykre komunikaty równoważyć pozytywnymi. Oczywiście, nie chodzi o to, żeby chwalić na wyrost, bo fałsz łatwo wykryć. Uczucia przekazujemy również tonem, spojrzeniem, gestami, więc mąż doskonale wyczuje, kiedy mówimy nieszczerze.

O.: To jak to zrobić? 

M.L.-K.: Przypomnijmy sobie, co jest w nim fajnego. Dlaczego spędziliśmy razem tyle lat? Co wraz z tym człowiekiem zniknęłoby z mojego życia? Czasem nie doceniamy zalet partnera z tej przyczyny, że nie musiałyśmy nad pewnymi rzeczami nigdy pracować, bo pewne problemy po prostu nas nie dotyczyły. Na przykład, kiedy miałyśmy trudny okres w pracy, on przejmował wszystkie obowiązki, zajmował się dziećmi. I uważamy to za oczywistość. Musimy przede wszystkim odbudować w głowie pozytywny obraz męża, obudzić w sobie czułość do niego. Ja nie zaczynam terapii z parą, dopóki obie strony nie powiedzą mi, za co się cenią i lubią. Bo inaczej nie uda się uzdrowić relacji. Ważne jest również, byśmy zrobiły rachunek sumienia i same przed sobą przyznały się do błędów.

O.: To trudne. 

M.L.-K.: Popatrzmy na to  z innej strony. Jeżeli miałam udział w tym, żeśmy się od siebie oddalili, to oznacza, że mam wpływ na tę sytuację.  I rozumiejąc, gdzie zawiniłam, mogę ją naprawić. Na przykład przytulę partnera, choć od dawna tego nie robiłam. Włożę sukienkę, w której mu się podobam, a która od wieków leżała w szafie. Powiem mu, że jest świetnym ojcem.

O.: Czy to wystarczy? 

M.L.-K.: Trzeba jeszcze rozmawiać. Wyznać, jakie mamy pomysły na drugą część życia. Spytać, czego pragnie on.

O.: Załóżmy, że chce zamknąć się w garażu i dłubać przy samochodzie, a ja marzę, by  w końcu zwiedzić świat. 

M.L.-K.: Wspólne marzenia wcale nie są konieczne do tego, żeby być zgraną parą. Zawsze znajdzie się coś, co nas połączy. Choćby fakt, że akceptujemy własną odrębność. Że ona nas fascynuje, jesteśmy jej ciekawi. Ja wprawdzie nie zamierzam brudzić się smarem, ale bez ironii wypytam, co go w starych autach ekscytuje. On nie wybierze się do Islandii, lecz będzie chciał wiedzieć, dlaczego mnie tam ciągnie. Już sama rozmowa o tym zbliża. Słyszałam kiedyś wywiad  z Magdaleną Zawadzką, która opowiadała o małżeństwie  z Gustawem Holoubkiem, jak wiadomo, to był bardzo udany związek. Powiedziała, że byli zupełnie inni, bo ona uwielbiała towarzystwo i zabawę, a on wolał samotność. Pomyślałam wtedy, że owszem, byli różni na poziomie zachowań, ale nie na poziomie wartości. Najważniejsze, żeby w tej kwestii  osiągnąć porozumienie.

O.: A gdy jemu jest dobrze tak, jak jest, a my jednak  czujemy potrzebę zmian? 

M.L.-K.: Gdy słyszę, że on zalega na kanapie, niczym się nie interesuje i nic go nie obchodzi, pytam, kiedy ostatnio ona go o to pytała. Trzeba pamiętać, że mężczyźni nie potrafią mówić o uczuciach. Śmieję się, że ukrywają je gdzieś w płynie rdzeniowo-mózgowym.  A już na pewno ciężko im zwierzać się z bolesnych emocji. Nie tylko z powodu dumy, ale dlatego że nie chcą obciążać nimi żony. Dużo kobiet nie przyjmuje do wiadomości, że partner sobie z czymś nie radzi. Na przykład w pracy żyje pod ogromną presją. I płaci codziennym upokorzeniem za to, że spłaca kredyt. Wielu moich pacjentów nie przyznaje się partnerkom, że od dłuższego czasu jadą na antydepresantach. Kiedy to wychodzi  w terapii, one są w szoku.  U mnie w gabinecie mężczyźni często płaczą "starymi" łzami, tłumionymi od dawna. Jeśli to ma miejsce w obecności żony, widzę, że niezbyt im się to podoba. Chociaż ze strony mężczyzny jest to akt odwagi.

O.: Aktem odwagi jest już decyzja o pójściu do terapeuty. Kobiety skarżą się, że nie mogą na to mężów namówić. 

M.L.-K.: Warto go zaprosić na jedno spotkanie tylko po to, żeby powiedział, dlaczego jej odmawia. Czy nie wierzy w skuteczność terapii? Nie zamierza czy nie potrafi się otworzyć? A może dla niego związek jest OK i nie ma z tym problemu, że będzie tak trwał przez następnych dziesięć lat? Wtedy rzeczywiście nie widzi sensu w terapii.

O.: Możliwe jest, żeby para aż tak różniła się w ocenie relacji? 

M.L.-K.: Oczywiście. Czasem my też nie potrafimy sprecyzować, o co nam chodzi. Żona wybucha nagle, że tak dłużej być nie może. A kiedy zdumiony mąż pyta, czego chcesz, ona nie umie odpowiedzieć. Trzecia osoba wprowadza do rozmowy ład. Pozwala parze wymienić się swoimi opowieściami w bezpiecznych warunkach. Ja jako terapeutka nie jestem po to, żeby kogoś osądzać, nie biorę niczyjej strony. Ale nie pozwalam, żeby padały ogólne zarzuty typu: "Ty nigdy mnie nie słuchasz!", "Tylko byś mi dokuczał!". Rozmawiamy konkretnie, a to szybko prowadzi do źródeł problemu.

O.: A co zrobić, jeżeli partner nie da się przekonać? 

M.L.-K.: Zachęcam, żeby pójść na terapię samej. Choćby po to, żeby nauczyć się tak do niego mówić, by wreszcie zostać usłyszaną. To właśnie ton głosu często sprawia, że jesteśmy lekceważone. Gdy pobrzmiewa w nim wstyd, strach, niepewność, słowa nie mają już wielkiego znaczenia. On na przykład zapowiada, że na wakacje jadą w góry. Ona na to, że nie chce. A mąż i tak stawia na swoim. Żona brzmi jak zalękniona myszka, więc nikt nie bierze jej serio. Czy pani zwróciła uwagę, ile kobiet w sklepie oddając rzeczy, których nie chce kupić, odzywa się nagle ściszonym, przepraszającym głosem?

O.: Czują się winne, bo zawracały głowę i w końcu niczego nie wzięły. 

M.L.-K.: Zawracały głowę? Mówiąc w ten sposób, sugeruje pani, że zasłużyły na złe traktowanie. Ton zdradza, co myślimy na swój temat, a to  z kolei narzuca otoczeniu stosunek do nas. Zaręczam, że gdy partner usłyszy w naszym głosie spokojną stanowczość, będzie wiedział, że tym razem lepiej nas posłuchać.

O.: Terapią naprawimy to, co jest popsute? 

M.L.-K.: Tak. Ale pod kilkoma warunkami. Po pierwsze, oboje małżonkowie muszą tego pragnąć. Po drugie, żadne nie zmaga się z jakimś nałogiem. Bo zdrada czy nieodpowiedzialność może wynikać na przykład z alkoholizmu. Wtedy najpierw trzeba zwalczyć uzależnienie, a potem dopiero zająć się małżeństwem. Na rynku jest wiele rodzajów terapii, ale ja uważam, że kluczowy jest wybór osoby, która ma ją prowadzić. Zawsze powinniśmy sprawdzić, czy czujemy się przy niej bezpiecznie. W końcu mamy zaprosić ją do swojego życia i odsłonić intymne sekrety. Dlatego wybierzmy ją naprawdę starannie.

Olivia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas