Rozmawianie ze zrozumieniem

- W związkach bardzo ważna jest refleksja! Nie popełniajmy tego samego błędu. Ustalmy najlepszą dla siebie opcję rozwiązania problemu. Starajmy się coś zmienić, bo najgorzej, jak wszyscy na siebie warczą i powtarza się to tydzień w tydzień. Z Piotrem Mosakiem rozmawiamy o zawiłościach damsko-męskiej komunikacji.

Nie obwiniajmy się wzajemnie, ważniejsze są komunikaty "ja"
Nie obwiniajmy się wzajemnie, ważniejsze są komunikaty "ja"123RF/PICSEL

EksMagazyn: Jak rozmawiać, żeby się zrozumieć?

Piotr Mosak, psycholog i terapeuta z Centrum Doradztwa psycholog.com.pl: - Jeśli mówimy o związkach ludzi różnych płci, a o takich piszecie, to trzeba założyć, że jesteśmy z kompletnie innej bajki. Nasze światy wyglądają całkiem inaczej: biologicznie, fizjologicznie, rozwojowo, inne jest kobiece i męskie rozumienie świata, nawet rozumienie słów. Oczekiwanie wzajemnego zrozumienia oznacza bardzo wysoko postawioną poprzeczkę (śmiech).

Za często mówimy: "Dlaczego coś zrobiłeś/dlaczego nie zrobiłeś" zamiast zaczynać dialog od wyrażenia naszych potrzeb? Podobno najlepsze są komunikaty "ja", czyli wracamy do podstaw bycia asertywnym...

- Trzeba zacząć od akceptacji tego, że jesteśmy inni. A skoro podejmujemy decyzję, żeby z kimś być, to uczciwym byłoby tę osobę zaakceptować. Jeśli przyjmiemy różnice nas dzielące, to zaakceptujemy fakt, że druga strona nie rozumie, czego ja od niej chcę, dopóki mu tego nie powiem.

Kobiety często wymagają od mężczyzn zestawu zachowań przypisanych dżentelmenom: otwierania drzwi, podawania płaszcza, zamówienia taksówki, zaopiekowania się, załatwienia za kobietę czegoś, a młodzi mężczyźni są wychowani w zupełnie innym systemie. Często słyszę od nich: "Mamy równouprawnienie, dopóki nie usłyszę konkretnej prośby, takie zachowania wcale nie są oczywiste".

- W dzisiejszych czasach nie jest to oczywiste, natomiast kobieta może oczekiwać i domagać się takich zachowań. Rozmowa na ten temat powinna odbyć się na pierwszych randkach, ale nie na zasadzie, że ona wyciąga listę życzeń, tylko pokazuje: "Jesteś wyjątkowy, bo potrafisz poczekać, aż usiądę pierwsza przy stoliku, podać płaszcz. To cudowne, że tacy mężczyźni jeszcze istnieją." Albo wręcz podpowiadać: "Wiesz, to jest dla mnie bardzo ważne. Jak patrzę na stare, brytyjskie filmy i widzę tych kurtuazyjnych panów, to wiem, że straciłabym dla nich głowę." Jeśli mężczyzna nie myśli, to trzeba się go pozbyć, a jeśli tak - to jest szansa, że nauczy się tych kilku zachowań.

A jeśli trafi się egzemplarz, który widzi kobietę z ciężkimi siatkami i za każdym razem ona musi go prosić: "Pomóż mi"?

- Jeżeli ona za każdym mu to komunikuje, to pytanie, w jaki sposób to robi? Jeśli jest to tylko i wyłącznie niezadowolenie, a on wielokrotnie podkreślał: "Po co to dźwigasz? Zadzwoń do mnie, jak będę wracał z pracy, zrób listę zakupów, ja się tym zajmę" to sprawa wygląda trochę inaczej. Kiedy ona wchodzi zmęczona i od progu krzyczy, on myśli: "Odczep się, bo jesteś nieuczciwa i niesprawiedliwa."

Jak nie zatrzymać się w takiej sytuacji na wymianie wzajemnych zarzutów?

- Powinniśmy rozumieć, gdzie zaczyna się komunikat, gdzie dokładnie leży problem i tam interweniować, a nie denerwować się, że on nie rzucił tej swojej ulubionej puszki z piwem, nie wyłączył telewizora, kiedy oglądał swoją ulubioną drużynę i nie podbiegł po siatki. Tymczasem ona wcale tego nie chciała! Chciała, żeby zrobił zakupy, ale duma nie pozwoliła jej o to poprosić, bo była np. niezorganizowana i nie przygotowała listy, a na koniec jeszcze miała focha. Więc on mówi: "O nie kochana, teraz ja oglądam mecz, trzeba było wysłać smsa z listą zakupów pięć godzin temu, kiedy cię o to prosiłem."

I spięcie gotowe. Jaki jest uniwersalny wzór na dobry komunikat?

- Wszyscy podkreślają, że bardzo ważne są komunikaty "ja". Ja jestem zmęczony, ja jestem zadowolona, ja potrzebuję, mnie wystarczy - bez oceniania "jesteś taki, siaki, owaki". Ocena jest w dzisiejszych czasach odbierana jako atak, więc słuchacz natychmiast się broni, czyli atakuje. My sądzimy, że wypowiadamy swoje ważne kwestie, ale okazuje się, że słuchacz odebrał to jako agresję, więc wyciąga działo. Nie czujemy, żebyśmy zaatakowali, bo przecież to była nasza ocena i nazwanie uczuć, a w zamian otrzymujemy atak z każdej strony. Powstaje błędne koło.

Co z takim błędnym kołem zrobić?

- Często okazuje się, że w takich sytuacjach, obydwie strony mają rację. Ona jest zmęczona zakupami, bo przecież po nie poszła, a on przecież chciał pomóc, ale teraz ma mecz. To nie jest tak, że ktoś tu jest winny. Tego typu nieporozumienia zaczynają się gdzieś dużo wcześniej. Para przestaje rozmawiać, są tylko polecenia. Mam w gabinecie bardzo dużo małżeństw, które zgłaszają się po latach związku i mówią: "Właściwie straciliśmy radość życia, bo funkcjonujemy jak firma. Jest tylko logistyka i ustalone co do godziny, co robimy i gdzie jedziemy. A gdzie w tym wszystkim jest życie?"

Czy metodą na wyrwanie się z tego schematu są miłe słowa albo zwyczaj, który niektóre pary praktykują, czyli codzienne wyrażanie wdzięczności za to, co ich spotkało ze strony partnera?

- To wszystko jest bardzo istotne, a wdzięczność była nawet badana przez naukowców w różnych krajach. Doszli do wniosku, że nasz organizm, kiedy czujemy wdzięczność - jakąkolwiek, do kogokolwiek - inaczej, lepiej funkcjonuje. Nastawia się bardzo pozytywnie do życia, produkuje mnóstwo hormonów zadowolenia, szczęścia, itd. Na dodatek, człowiek jest zdrowszy, bo odpala się system immunologiczny. Wdzięczność, w każdej formie, jest jak najbardziej wskazana. Najgorsze co może być to lista życzeń. Jesteśmy wychowani w chrześcijańskiej kulturze, która polega na tym, że ciągle prosimy o coś Boga, a jak się ciągle prosi, wyłączamy mechanizm radzenia sobie, odczuwania radości i przyjemności. Lepiej przyjąć postawę: "Rusz się, a ja ci pomogę, bo z samego proszenia nic nie będzie."

Czyli wdzięczność jest, we wzajemnej komunikacji i dla nas samych, bardzo wskazana?

- Tak. Powinniśmy też patrzeć na to, co się dookoła nas dzieje tu i teraz. Jest teraz takie modne pojęcie mindfulness i różne cytaty z nim związane, np. taki: "Jeśli się smucisz, to żyjesz przeszłością, jeśli się boisz, to żyjesz przyszłością, jeśli jesteś spokojny, żyjesz teraźniejszą." Patrz, co się dzieje. Nawet, jeśli wydarzył się jakiś konflikt, spróbuj go zrozumieć.

- Wielokrotnie podkreślam, jak ważne są trzy pozycje percepcji. Z punktu widzenia "ja" wygląda to tak, że doczekałem się na mecz - pozostanę przy tym przykładzie - i chcę go obejrzeć. Prosiłem o listę, wiedziałem że są potrzebne zakupy, nie zrobiłem ich, więc przeżywam podwójną frustrację: raz że mam mecz i mi się przeszkadza, dwa - że próbuje się mnie wpędzić w poczucie winy. A nie czuję się winny, chociaż czuję, że powinienem pomóc i mam wewnętrzną rozterkę.

- Namawiam do tego, żeby na tę samą sytuację spojrzeć z drugiej perspektywy, czyli "ty" - co ona może myśleć, czuć i przeżywać? Nie chciało się jej zrobić listy zakupów, targa te siatki, winda wysiadła, trzecie piętro... Ma prawo być zmęczona i sfrustrowana.

- Trzecia perspektywa percepcji, jedna z najważniejszych, to ta, która na daną sytuację patrzy z boku, bez emocji. Jak to wygląda? Siedzi taki jeden rozparty w fotelu, ogląda jakiś meczyk, a dziś są takie telewizory, gdzie można zrobić pauzę; idzie wściekła kobieta po schodach, z torbami i od progu na siebie warczą, zamiast się dogadać. Usiąść wieczorem i ustalić: "Słuchaj, dzisiaj było beznadziejnie. Ty byłeś sfrustrowany, że nie możesz spokojnie oglądać meczu, ja byłam sfrustrowana, że mi nie pomagasz. Zastanówmy się, co zrobić." To jest bardzo ważne w związkach - refleksja! Nie popełniajmy tego samego błędu. I ustalmy najlepszą dla siebie opcję. Starajmy się coś zmienić, bo najgorzej, jak wszyscy na siebie fuczą, mają focha i powtarza się to tydzień w tydzień.

Jak przerwać ten ciąg reakcji: atak kontra atak?

- Nie można się oglądać na drugą stronę, bo tutaj nie ma wygranego. Ktoś, kto czuje się lepiej, ma więcej cierpliwości, spokoju, siły, jest mniej zmęczony, musi powiedzieć "stop". Powiedzieć: "Porozmawiajmy albo zróbmy sobie przerwę, chodźmy na kawę, spacer". Ilość wyciągniętych rąk jest pewnie równa w ogólnym bilansie, nie ma co się licytować. A przecież zależy nam na tym samym - żeby dobrze się nam razem żyło.

Rozmawiała: Joanna Jałowiec

Tekst pochodzi z EksMagazynu.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas