Współczesna matka Polka

Polka kocha dzieci i nie zrezygnuje z macierzyństwa za nic w świecie. Ale nie zamierza już bezgranicznie poświęcać się rodzinie. Chce być nie tylko dumna ze swojej podniosłej roli, ale i zwyczajnie, po ludzku zadowolona. Z dzieci, z męża i z własnego życia.

Polka kocha dzieci i nie zrezygnuje z macierzyństwa za nic w świecie
Polka kocha dzieci i nie zrezygnuje z macierzyństwa za nic w świecieThetaXstock

Jeżeli się rozwodzi, dzieci zostają z nią, za to często zmuszona jest walczyć z eksmężem, który nie chce płacić alimentów. Tyle o statystycznej polskiej mamie mówią badania socjologiczne z ostatnich lat (m.in. wg CBOS, 2007 r.).

Co interesujące, obraz ten zasadniczo nie zmienił się od ćwierć wieku, mimo rewolucyjnych przemian w kraju. Ani poprawa poziomu życia w ostatnich latach, ani dzisiejsze widmo kryzysu nie wpłynęły na jedno: najważniejsze było i jest dla nas dobro rodziny - tak twierdzi 70 proc. Polek (wg OBOP 2008 r., CBOS 2007 r.). Coś jednak różni nas od naszych mam i babć. Co takiego i czemu zawdzięczamy te przemiany?

Spadek po tradycji

- Matka Polka to nasz krajowy wynalazek, symbol, który w innych kulturach nie ma swojego odpowiednika - mówi psycholog Maria Szczucka. - Korzenie tego określenia tkwią w naszej niełatwej, narodowej historii, w której całe pokolenia mężczyzn poświęcały życie, walcząc o wolność. Kiedy mężowie, ojcowie i bracia ruszali do powstania, na front albo dogorywali na zsyłkach i w więzieniach, w domach zostawały kobiety z dziećmi.

Musiały same dawać sobie radę, dźwigając na barkach odpowiedzialność za rodzinę. Nie tylko podtrzymywać ducha patriotycznego, czyli dbać o morale potomstwa, ale też je nakarmić, ubrać, wykształcić. Mężczyźni całymi latami byli albo nieobecni, albo zajęci ważniejszymi sprawami. Powtórkę z historii Polki przerobiły całkiem niedawno. W okresie powstawania "Solidarności" i strajków w sierpniu 1980 r., na murach Stoczni Gdańskiej pojawił się napis, głoszący: "Kobiety, nie przeszkadzajcie nam, my walczymy o Polskę"...

Tak skutecznie wbito nam do głowy ten model, że nawet gdy walka o wyższe racje się skończyła, pozostała świadomość, że rodzina i wychowanie dzieci są przede wszystkim na naszej głowie. Tyle że tradycyjny podział ról, w którym mężczyzna zarabia na utrzymanie, a kobieta zajmuje się domem i dziećmi, jest już reliktem przeszłości. Polki, owszem dom prowadzą jak za dawnych czasów, ale jednocześnie już od kilkudziesięciu lat pracują zawodowo i najczęściej na pełny etat (65 proc., CBOS, 2007 r.).

Nieformalny etat

Nawet te z nas, które przyznają, że chętnie zostałyby w domu z dziećmi, są często zmuszone pójść do pracy, bo mężowska pensja rzadko kiedy wystarcza na utrzymanie kilku osób. Ale ambicją większości z nas wciąż jest idealnie posprzątany dom, wychuchane dzieci i zadowolony mąż.

Rano idziemy więc do pracy, a po powrocie czeka na nas drugi, nieformalny etat: prowadzenie domu. Średnio poświęcamy mu 5,5 godziny tygodniowo, a wartość tej pracy to około 2500 zł miesięcznie! (dane z książki "Nieodpłatna praca kobiet", A. Titkow, P. Duch-Krzystoszek, B. Budrowska). Podołać tak wielu obowiązkom to nie lada wyczyn, wymagający wielkiego poświęcenia.

- Kiedyś kobiety satysfakcjonowała pozycja samarytanek - mówi Maria Szczucka. - Dziś jednak czujemy się coraz pewniejsze siebie, niezależne. Same potrafimy zarobić i na siebie, i na dzieci. Coraz częściej też słyszymy, choćby w mediach, że mamy prawo do realizowania własnych ambicji zawodowych, że powinnyśmy od partnera oczekiwać większego zaangażowania w codzienne obowiązki, a nie mu usługiwać. Polki powoli uczą się myśleć o sobie. Wciąż dałyby się pokroić za dzieci i rodzinę, ale nie chcą się już tak bezgranicznie poświęcać. I to najważniejsza zmiana w naszej świadomości - potwierdza psycholożka.

Psychologia na co dzień

Co się do zmiany przyczyniło? Z pewnością dużą rolę odgrywa tu coraz bardziej popularna psychologia. O tej dziedzinie jeszcze 20 lat temu przeciętny obywatel naszego kraju nie wiedział prawie nic. Z pomocy psychologa lub psychoterapeuty korzystało bardzo niewiele osób. I było to postrzegane raczej za fanaberię i dziwactwo niż sposób na rozwiązywanie problemów życiowych. Dziś odwrotnie: psychologia wydaje się wszechobecna. W mediach aż roi się od ekspertów, którzy doradzają nam, jak wychowywać dzieci, rozwiązywać problemy małżeńskie, odzyskać wiarę we własne możliwości, realizować marzenia... Jednym słowem - jak żyć.

- Faktycznie, psychologia w Polsce święci triumfy - mówi Szczucka. - Dopiero uczymy się, odkrywamy, że istnieją sposoby na to, żeby życie było dla nas satysfakcjonujące. Tyle że aby tak się naprawdę stało, potrzeba często niemałego wysiłku. Na przykład zerwania z pewnymi modelami zachowań, wyniesionymi z domu rodzinnego, i znalezienie nowej, własnej drogi. Kobiety ze swojej natury są bardziej emocjonalne i wrażliwe, dlatego łatwiej im się otworzyć na nowe zasady. Poza tym są praktyczne - jeżeli coś im przemawia do przekonania, to starają się to wcielić w życie.

- I wreszcie dotarło do nich, że matka, która chce mieć szczęśliwe dzieci, w pierwszej kolejności sama musi czuć się szczęśliwa i spełniona, a nie przemęczona i sfrustrowana.

Dzięki psychologii, Polki dowiedziały się też, jak ważna w życiu całej rodziny jest rola ojca. I to nie w wersji tradycyjnej "pana i władcy", który po pracy zalega na kanapie z pilotem od telewizora. Ten model powoli odchodzi do lamusa. Polka wie już, że dziecku potrzebny jest kontakt z obojgiem rodziców i zaczyna coraz śmielej wciągać męża w codzienne życie rodziny.

Bycie rodzicem to nie wakacje!

- Co zabawne, coraz częściej przekonuje się, że mężczyzna nie ma nic przeciwko temu! Że i jemu ciąży tradycyjny model wiecznego twardziela, wokół którego w domu chodzi się na palcach - stwierdza psycholożka.

- Widocznym odzwierciedleniem tych przemian jest moda na porody rodzinne. Jeszcze niedawno z możliwości korzystało niewiele par, dziś to już blisko 30 proc. (GUS, 2006 r.) Mężczyźni coraz częściej chcą uczestniczyć w przyjściu na świat swojego dziecka i w tym celu są gotowi nawet do niemęskich zadań, jak np.chodzenie z przyszłą mamą na zajęcia do szkoły rodzenia.

Starają się też wspierać żonę w opiece nad niemowlęciem, nie uciekają przed przewijaniem, spacerami, wstawaniem w nocy. Z jednej strony wzbogaca się ich relacja z dzieckiem, z drugiej - na własnej skórze doświadczają, że bycie rodzicem to nie wakacje. Jednym słowem: same plusy.

Taka postawa jest tym korzystniejsza, że po zmianie przepisów część urlopu, który dotychczas przypadał tylko matce po urodzeniu dziecka, będzie mógł wykorzystać ojciec!

Matka Polka - konsumentka

Współczesnym rodzicom coraz bardziej sprzyja też rynek. W dużych miastach pojawiła się wręcz moda na tworzenie tzw. przestrzeni przyjaznych mamie. To miejsca, w których kobieta może albo swobodnie i bezpiecznie poczuć się z maluchem, albo może go pozostawić pod fachową opieką, a sama zająć się czymś innym. Takie miejsca powstają najczęściej w wielkich centrach handlowych - tam gdzie robimy duże zakupy, a przy okazji załatwiamy tysiące innych spraw (bank, pralnia, itp.) Zamiast targać ze sobą spoconego i znudzonego dwu-, trzylatka możemy zostawić go z innymi dziećmi pod okiem opiekunki.

Podobną ofertę wprowadzają coraz częściej salony kosmetyczne czy fryzjerskie. Mama może zrelaksować się podczas zabiegu, wiedząc, że maluch jest tuż obok, bezpieczny, pod dobrą opieką. Na specjalną ofertę możemy też liczyć, szukając miejsca na wakacje. Nawet małe gospodarstwa agroturystyczne starają się w swoim otoczeniu zorganizować coś ekstra pod kątem mam z małymi dziećmi - placyk zabaw, minizoo czy choćby ekologiczne warzywa i owoce dla małych turystów.

- To pozytywny znak naszych czasów, że matki z dziećmi stały się obiektem zainteresowań rynku, kimś wartym zachodu - stwierdza Maria Szczucka. - Przez lata mogły one odnosić wrażenie, że są niepożądanymi klientkami, które robią mnóstwo zamieszania, mają dziwne wymagania i wszystkim przeszkadzają. Wreszcie zostały docenione.

Do ideału daleko

Poprawa relacji we własnej rodzinie i kilka udogodnień przy załatwianiu codziennych spraw to jednak trochę za mało, by pozytywnie ocenić sytuację polskich mam. Aby nasze życie stało się naprawdę łatwiejsze i zbliżyło nas do zachodnich standardów, musi jeszcze upłynąć wiele wody. Bo w naszym tradycyjnym społeczeństwie, gdzie tyle mówi się o doniosłej roli matki, wciąż mało dba się o to, by matce ułatwić życie codzienne. Widać to na każdym kroku.

Najbanalniejszym przykładem jest brak przystosowania przestrzeni publicznej do poruszania się w niej dziecięcym wózkiem. Co prawda sytuacja nieco poprawiła się wraz z naszym wejściem do Unii, bo urzędnicy odpowiedzialni za stan rzeczy zostali zobligowani do wprowadzenia nowoczesnych standardów.

W instytucjach publicznych pojawiły się więc windy, zjeżdżalnie, podjazdy. Czasem można tam znaleźć nawet łazienkę przystosowaną do przewinięcia niemowlaka czy miejsce, gdzie mama może w spokoju nakarmić dziecko. To jednak tylko kropla w morzu potrzeb.

Obawy młodych matek

Największą bolączką Matek Polek Pracujących jest drastyczny brak sprawnie funkcjonującego systemu żłobków i przedszkoli państwowych. Aż nie chce się wierzyć, że w kraju, gdzie przyrost naturalny jest wciąż niski, urzędnicy robią tak niewiele, by rozwiązać ten problem!

Skutek jest taki, że matki z konieczności posyłają dzieci do prywatnych placówek albo zatrudniają nianię. Bywa, że zarabiają mniej, niż wynosi koszt opłacenia opieki nad dzieckiem (w Warszawie to 150-2000 zł miesięcznie!). Stają więc przed dylematem: wracać do pracy czy zostać z maluchem w domu?

- Kobiety często wybierają pierwszy wariant tylko po to, żeby nie stracić pracy. Obawiają się, że w ciągu kilku lat nieobecności "wypadną" z rynku - podkreśla Szczucka. - A to jest to, czego młode matki boją się najbardziej: utraty pracy po urodzeniu dziecka. Skutek jest taki, że coraz rzadziej decydują się na urlopy wychowawcze.

- Nawet kilka miesięcy nieobecności w pracy może skończyć się rozwiązaniem umowy. Teoretycznie mamę chroni prawo, ale pracodawcy nauczyli się już sprytnie obchodzić przepisy (np.czasowo likwidując stanowisko, na którym pracowała kobieta). I Polki znakomicie zdają sobie sprawę z tego, że macierzyństwo może oznaczać poważne zagrożenie utraty pracy.

Siła kobiecego wsparcia

Na szczęście przestałyśmy pokornie godzić się na takie sytuacje. Wiemy, że np. bezprawnie zwolnione z pracy, możemy podać nieuczciwego pracodawcę do sądu. Wiemy, że nie musimy przy zatrudnieniu odpowiadać na krępujące pytania: np. czy i kiedy zamierzają mieć dzieci. Mamy świadomość, że jeżeli zarabiamy mniej niż mężczyzna na tym samym stanowisku, a dodatkowo jeszcze mamy wyższe od niego kwalifikacje, możemy protestować i żądać podwyżki. Zrozumiałyśmy, że mamy swoje prawa i warto o nie powalczyć!

- Czasami walczymy. Szczególnie w miastach, w wielkich firmach kobieta coraz częściej potrafi się postawić pracodawcy. A jeżeli jeszcze jest wykształcona i, że łatwo znajdzie pracę... Znacznie gorzej jest oczywiście w mniejszych miejscowościach, gdzie o pracę trudno, bo jest np. jeden duży zakład na całą okolicę - stwierdza Maria Szczucka.

Na szczęście nie jesteśmy ze swoimi problemami osamotnione. Coraz więcej organizacji i zrzeszeń poświęca się rozwiązywaniu problemów kobiet. Od radykalnych feministek, które od lat naciskają na rząd, by nie lekceważył kobiet, po różnego rodzaju grupy wsparcia dla mam. Kiedy mamy kłopoty, możemy szukać pomocy u innych kobiet. Bardzo pomaga w tym internet.

Wsparcie internetowe

Coraz więcej młodych matek korzysta z sieci, a te, które zaczęły, twierdzą, że bez internetu już sobie nie wyobrażają życia. Faktycznie: wystarczy zalogować się na portalu kobiecym lub rodzicielskim, by znaleźć przyjacielską bądź fachową poradę. Informacje czekają tu na wyciągnięcie ręki - wystarczy zadać pytanie (np.:Dziewczyny, czy znacie dobrego pediatrę w Lublinie?" albo: "Moje dziecko ma celiakię. Co robić?"), by w wyszukiwarce pojawiła się cała lista praktycznych podpowiedzi.

- Internet jest fantastycznym źródłem informacji i wymiany poglądów. A dla kobiet z niewielkich miejscowości to możliwość kontaktu ze światem - mówi psycholog. - Dzięki temu nie są zdane tylko na siebie i osoby z najbliższego otoczenia. Mogą się naradzić z "internetowymi przyjaciółkami" w sprawach dotyczących pielęgnacji niemowlaka, wychowania nastolatka, problemów z mężem. A przede wszystkim znajdują tu życzliwe wsparcie, a to dla młodej mamy rzecz fundamentalna.

Mogą się wypłakać, poskarżyć. I nie zostaną za to skrytykowane np. przez surową teściową, która powie im: "A cóż ty właściwie masz do roboty przy dziecku? Nie pierzesz pieluch, nie przecierasz soczków, nie gotujesz zupek. Ja wszystko robiłam sama i nie narzekałam...".

Faktycznie, gdyby porównać życie naszych babek i matek, teoretycznie jesteśmy w lepszej sytuacji. Tyle że cena za udogodnienia, które przyniósł nam postęp cywilizacyjny, jest bardzo wysoka. To ciągły stres, skutek godzenia obowiązków rodzinnych i zawodowych. Któremu my, jak zawsze, staramy się stawić czoło...

Anna Kowalska

Świat kobiety
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas