Chciała kupić suknię ślubną w Warszawie. "Powiedzieli mi, że wyglądam jak wieloryb"

Ślub bez wątpienia jest jednym z najpiękniejszych dni w całym naszym życiu. Nic dziwnego zatem, że staramy się, aby tego dnia wszystko było perfekcyjne. Niestety, w ostatnim czasie przykra sytuacja przydarzyła się jednej z naszych użytkowniczek, która postanowiła podzielić się z nami historią związaną z zakupem sukni ślubnej w jednym z warszawskich salonów.

Suknia ślubna
Suknia ślubna123RF/PICSEL

33-letnia pani Renata z Warszawy w lipcu stanie na ślubnym kobiercu, wychodząc za mąż za ukochanego Marcina, który jest jej partnerem już od szkoły średniej. Panna młoda z utęsknieniem czeka na dzień swojego ślubu, a ostatnie tygodnie poświęciła na intensywne poszukiwania odpowiedniej sukni ślubnej.

Skandal w salonie ślubnym w Warszawie

W tym celu pani Renata odwiedziła kilka salonów, gdzie dokonywała przymiarek. W jednym z nich doszło do skandalicznej sytuacji, podczas której niemiła ekspedientka skierowała w stronę 33-latki nieprzyjemne inwektywy.

Była bezczelna do tego stopnia, że gdy chciałam przymierzyć jedną z sukienek, stanowczo mi to odradziła, mówiąc, że "na takiego wieloryba jak ja jest ona za mała".
pani Renata z Warszawy

- Z czymś takim się jeszcze nie spotkałam. Razem z mamą chodziłyśmy po salonach ślubnych, aby wybrać dla mnie idealną suknię. W jednym z salonów odpicowana ekspedientka, od momentu naszego wejścia do sklepu, zachowywała się bardzo niestosownie. Była bezczelna do tego stopnia, że gdy chciałam przymierzyć jedną z sukienek, stanowczo mi to odradziła, mówiąc, że "na takiego wieloryba jak ja jest ona za mała". Oczywiście po wszystkim głupkowato się uśmiechała i od razu zaznaczyła, że to żart, ale niesmak pozostał. Jak można się tak zachować? - relacjonuje pani Renata.

Okazuje się, że cała sytuacja nie zakończyła się na kilku epitetach. Pani Renata słysząc w swoim kierunku niestosowne epitety, postanowiła czym prędzej opuścić salon. To oczywiście nie spodobało się ekspedientce, która postanowiła na odchodne skierować w stronę 33-latki kilka gorzkich słów.

- Gdy już wychodziliśmy, bo uznałyśmy, że w takich warunkach nie będziemy robić zakupów, ta kobieta w dalszym ciągu mnie atakowała. Nie wiem, co jej zrobiłam. Zaczęła krzyczeć do mnie, że jestem grubaską i że powinnam się cieszyć, że ktokolwiek wyraził w ogóle zainteresowanie moją osobą. Usłyszałam też, że z moimi gabarytami niczego sensownego i tak nie znajdę i najpierw powinnam pomyśleć o kuracji odchudzającej. Szczyt bezczelności, skąd w niej tyle jadu? - pyta retorycznie rozżalona kobieta.

Trzeba przyznać, że nie często w tego typu miejscach można spotkać się z tak obrzydliwymi uwagami. Cała sytuacja zakończyła się jednak pomyślnie dla pani Renaty, która dzień później znalazła wymarzoną dla siebie suknię. A niemiła ekspedientka musi sobie szukać nowej pracy, po tym jak 33-latka wraz ze swoją matką złożyły na nią skargę.

***

Czytaj również: 

Zdanowicz pomiędzy wersami. Odc.12: Alan AnderszINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas