Reklama

"Choroba księżnej Diany", czyli czego nie wiemy o bulimii

W popularnym serialu "The Crown" pokazano prawdę o szczupłej sylwetce księżnej Diany – chorej na bulimię ikony piękna i stylu. Głodzenie się, a następnie kompulsywne objadanie się i wywoływanie wymiotów, to nie tylko przejściowy problemik nastolatek. Nie żadna fanaberia. To poważny nałóg, z którym borykają się kobiety w każdym wieku. "Bulimia wykoleja życie" - mówi Anna Gruszyńska, Wilczogłodna. Autorka bloga, książek o zaburzeniach odżywiania i coach specjalizujący się w zaburzeniach odżywiania wyjaśnia, jak przerwać wilczy głód.

Karolina Dudek, Interia.pl: Gdy pod koniec 2020 roku pojawił się trzeci sezon serialu "The Crown", głośno zrobiło się o bulimii - zwanej już nawet "chorobą księżnej Diany". Ty całe swoje dorosłe życie działasz na rzecz szerzenia wiedzy o tej chorobie. Dzięki takim projektom jak Wilczogłodna, bulimia przestała być tematem tabu, a osoby chore wiedzą, jak i gdzie szukać pomocy. Co poczułaś, gdy temat poruszono w popularnym serialu?

Anna Gruszczyńska, Wilczogłodna: - Przez swoją działalność propaguję metody wyjścia z problemu - to mnie bardziej interesuje, niż samo mówienie o bulimii, o tym, że ona istnieje, choć to oczywiście też jest bardzo istotne. Ja cierpiałam na bulimię przez 15 lat mojego życia. Wyszłam z tego sama. Czytałam bardzo dużo książek psychologicznych, o mózgu, o nałogach. To, co mnie najbardziej poruszyło, to podobieństwo bulimii do nałogu. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, zmieniło się wszystko. I w sumie mogłam z niej wyjść z dnia na dzień.

Reklama

- Cieszy mnie każdy przypadek, gdy temat jest poruszany publicznie. Anoreksja jest obfotografowana wszędzie, a zwykła bulimia, jej młodsza siostra, wstydliwa - przechodzi niezauważona. Na pewno warto o niej mówić.

Co byś powiedziała księżnej Dianie, gdyby trafiła na twój mentoring, program wychodzenia z wilczego głodu?

- Przede wszystkim przyjrzałabym się temu, co ona je. Czy się głodzi, czy nie robi deficytów kalorycznych. Jeżeli się głodzimy, jeżeli jemy niewystarczająco dużo, wycinamy jakieś makroskładniki, jak np. tłuszcze albo węglowodany - to później się po prostu na jedzenie rzucamy. To czysta fizjologia. Jak sobie odmówisz snu, to potem padniesz trupem na parę godzin. Jeżeli odmówisz sobie wody, to potem się na nią rzucisz i wypijesz trzy szklanki na raz. Tak samo jest z jedzeniem.

- Druga sprawa - zobaczyłabym, czy się to nie stało dla niej nawykiem. Jeżeli powtarzamy jakąś czynność wielokrotnie, staje się ona nawykiem. Nawyk ma taką funkcję, że pomaga nam rozładować emocje, radzić sobie z nastrojami. Tak jak palacze mówią : "Tak się zestresowałem - idę na papierosa!". Z bulimią jest tak samo - bulimiczka powie: "Tak się zestresowałam, że się objem słodyczami, bo to poprawi mi na chwilę humor". Zobaczyłabym też, czy zły nawyk nie współistnieje z takimi problemami, jak nieradzenie sobie z emocjami.

Mam wrażenie, że zarówno w pierwszym jak i drugim scenariuszu, pierwotną przyczyną tego, że w ogóle ktoś zaczyna odmawiać sobie pewnych składników odżywczych, jest to, że wcześniej, może jeszcze w dzieciństwie, pojawił się problem z zaakceptowaniem swojego ciała.

- Tak, to leży u podstaw wszystkiego. Niestety ten problem jest powszechny. Wejdźmy sobie na Instagram, włączmy telewizor - wszędzie pokazuje  się nierealnie szczupłe, wychudzone sylwetki. Często te modelki mają kilkanaście lat, nie mają jeszcze okresu. One udają dorosłe kobiety. Albo, z drugiej strony, moda na fitness, wielkie wyrzeźbione pośladki, kaloryfer na brzuchu. No i te wszystkie kobiety, niezależnie w jakim są wieku, chociaż te najmłodsze są na to najbardziej podatne, oglądają takie zdjęcia. I są przekonane, że one mogą, a przede wszystkim muszą, tak wyglądać. Patrzą w lustro i nie podoba im się to, co widzą, więc zaczynają się odchudzać. A jak się zaczynają odchudzać, to potem też zaczynają rzucać się na jedzenie. Bo organizm chce przeżyć, chce zjeść - nie chce umrzeć z głodu.

Organizm jest nastawiony na szukanie pożywienia i magazynowanie go.

- Dokładnie. Bo ma poczucie, że skoro jedzenia nie ma, to trzeba nim gospodarować oszczędnie. A jeśli już jakieś jedzenie wpadnie, to wszystko trzeba magazynować. Dlatego właśnie osoby często odchudzające się, finalnie muszą jeść coraz mniej i mniej żeby utrzymać wagę. Zwykle potem następuje odbicie - rzut na jedzenie. A potem wyrzuty sumienia. "Bo przecież miałam się upodobnić do tej laski z Instagrama, a się nażarłam; muszę więc to naprawić: zwymiotować". I tu występują wymioty. I tutaj jest to błędne przekonanie, że my możemy wyglądać jak ten 1 proc. populacji kobiet, które pewnie mają takie geny, że są wysokie i bardzo szczupłe. Albo włożyły mnóstwo pracy w to, żeby tak wyrzeźbić się na siłowni. 

Aniu, ale kiedy ty wpadłaś w bulimię, miałaś 15 lat, jeszcze nie było nawet Instagrama... Zgadzam się, że dziś mnóstwo kobiet, i facetów zresztą też, jest pod wpływem tego, co nam serwują social media. Kultura promująca nienaturalnie szczupłe sylwetki jest znacznie starsza niż internet.

- To prawda. Pamiętam, że kiedy byłam nastolatką, moja mama się odchudzała, to samo ciocia i kuzynka. W zasadzie wszystkie kobiety w moim domu się odchudzały. I też musiały skądś to wziąć. Więc i ja miałam takie przekonanie, że trzeba się odchudzać, że nie można zaakceptować tego, co się widzi w lustrze. Babcia zawsze mówiła: "uważaj na jedzenie, bo jak przytyjesz do 10. roku życia, to już nie schudniesz nigdy". Niestety, jesteśmy przesiąknięte obrazem szczupłego ciała już od kilku dekad.

Uwagi babć czy mam, które same nie są szczupłe, które nagminnie kupują słodycze, gotują ciężko i niezdrowo, a swoim dzieciom mówią - "nie wolno jeść słodyczy", "nie roztyj się", albo rzucają niby rozkoszne uwagi w styli "ale jesteś pączuszkiem, nie jedz tyle", to przykry standard w wielu domach.

- To wynika to z tego, że starsze pokolenia, w tym nasi rodzice, też nie mieli prawidłowych relacji z jedzeniem. To dziedziczne absurdy i nierealne standardy - a to prowadzi do frustracji. Tymczasem, jeżeli nie chcesz żeby twoje dziecko miało zaburzenia odżywiania, to ty ich nie miej.

Ale co znaczy "unormuj relację z jedzeniem"? Czy jeśli sięgam po czekoladę, bo wkurzyła mnie szefowa, mam już zaburzenia odżywiania?

- Powiedziałabym przede wszystkim - przestań dietować. Przestań dzielić jedzenie na zakazane i dozwolone. Wyrzucać sobie, że to, co zjadłaś, jest niedobre. Oczywiście - zjedzenie czegoś słodkiego tylko dlatego, że szefowa nas wkurzyła, to już jest sygnał alarmowy. Trzeba się zastanowić, czy nie traktujemy jedzenia jak papierosa. Czyli w ogóle nie nadajemy mu funkcji, której jedzenie nie ma. Dobre relacje z jedzeniem zaczynamy od unormowania tego, co mamy na talerzu, od pokonania obsesji na punkcie kalorii. I od słuchania swojego organizmu i swojego głodu.

Rozmowę zaczęłyśmy od choroby księżnej Diany. W serialu "The Crown" widzimy, jak głodzi się w ciągu dnia, a potem w nocy kompulsywnie opróżnia pałacową lodówkę, głównie z deserów, i wreszcie wymiotuje. Można odnieść wrażenie, że na tym problem się kończy. To, czego nie pokazano, to daleko idące konsekwencje psychiczne i zdrowotne wynikające z bulimii. Powiedz, proszę, do czego może prowadzić nieleczona bulimia?

- Najpierw kwas żołądkowy rozpuszcza zęby i niszczy przełyk. Sam żołądek też się niszczy. Po dłuższym czasie trwania choroby, gdy dziewczyny zaczynają normalnie jeść, bywa, że nie potrafią już prawidłowo trawić. Narzekają na ogromne wzdęcia, refluks, zgagę, puchną, przyplątuje im się insulinooporność, cukrzyca, alergie pokarmowe, problemy hormonalne, hashimoto, problemy z płodnością. Miałam podopieczne, które dorobiły się przetoki w układzie pokarmowym, a nawet miały wypadający odbyt - co może zdarzyć się u osoby, której metodą oczyszczania organizmu po napadach głodu jest stosowanie ogromnej ilości środków przeczyszczających. To niestety także problemy z sercem, arytmia i w końcu zatrzymanie krążenia. Bulimiczki umierają, bo zatrzymuje im się serce.

To okrutnie długa litania.

- I to nie wszystko. Bo to są powikłania fizyczne. Ale bulimia prowadzi do tego, że gdy przejadasz wszystkie swoje pieniądze i wymiotujesz nawet po 20 razy dziennie, to totalnie leży twoje poczucie własnej wartości, leżą twoje relacje, leży życie zawodowe. Bulimia wykoleja.  Bulimiczki wylatują z pracy, mężowie od nich odchodzą, zabierają im prawa do opieki nad dziećmi. To są ogromne ludzkie tragedie. Miałam w grupie dziewczynę, która odziedziczyła 40 tysięcy złotych i wszystko - dosłownie przejadła i wyrzygała. Wtedy dopiero do niej dotarło, że chyba sięgnęła dna i przyszła do mnie na mentoring, żeby to przerwać i sobie pomóc.

- To co było pokazane w filmie, to był naprawdę lajt. Diana była szczupła, piękna i miała piękna buźkę. Dziewczyny z bulimią mają skrajne wahania wagi, brzydką twarz, są opuchnięte jak chomik - bo szaleją im przerośnięte ślinianki, mają zniszczone zęby i okropną cerę. Są złamane życiowo. To trzeba wiedzieć o bulimii. To nie jest tylko rzyganie.

Mam nadzieję, że przeczytają to osoby, u których jeszcze nie jest za późno pomoc. Bo, powiedzmy to wprost, z tego da się wyjść. Ty jesteś tego przykładem. Tylko jak zacząć? Do jakiego lekarza pójść? Do psychologa czy do dietetyka?

- Do tej pory bulimię klasyfikowano jako zaburzenie psychiczne, podobne do depresji, wynikające z nienawiści do swojego ciała. Tymczasem to, co ja przez lata odkryłam, to fakt, że ta nienawiść do swojego ciała oraz nieradzenie sobie z emocjami jest następstwem bulimii, a nie jej przyczyną. Ja propaguję pogląd, co zostało już udowodnione w latach 40. XX w. eksperymencie głodowym w Minnesocie, że długotrwałe niejedzenie prowadzi do obsesji na jego punkcie, oraz, że bulimia jest nawykiem. Bo jeśli wyzwalamy w swoim organizmie jego naturalne relacje i powtarzamy to wielokrotnie, to właśnie prowadzi do uzależnienia. Na pewno dziewczynom, które borykają się z tym problemem, poleciłabym książkę "Kompulsywne objadanie się" Kathryn Hansen. W niej pięknie wytłumaczony jest ten mechanizm, a jego zrozumienie naprawdę przynosi poprawę. Jeśli zaś wizyta u psychologa, to wyłącznie na terapii poznawczo-behawioralnej. Nic nie dadzą klasyczna psychoterapia i rozkładanie na czynniki pierwsze dzieciństwa ani pytania z cyklu - "jakie emocje pani zajada?". Bo to paradoksalnie może nadać napadom głodu i oczyszczania się wymiotami jeszcze większego znaczenia. A w wychodzeniu z bulimii istotne jest to, aby odebrać znaczenie tym nawykom, których chcemy się pozbyć, nie odwrotnie.

- Zaufajcie mi, jeżeli tak się podejdzie do sprawy, że ta chęć jedzenia i wymiotowania jest tylko złą, nawykową myślą, wtedy zdecydowanie łatwiej jest po prostu za tą myślą nie podążyć. Nie jest to łatwe, ale sama metoda jest dość prosta. I moje podopieczne dzięki temu przerywają wilczy głód skutecznie i na zawsze.

Ale co dalej z tym paskudnym poczuciem, że nasze ciało jest nieidealne? Że nie umiemy utrzymać pięknej sylwetki...

- Po pokonaniu nawyku, nadchodzi czas na uporządkowanie relacji z jedzeniem. Obserwuje setki kobiet z zaburzeniami odżywiania. I wszystkie, które wychodzą z bulimii i zaczynają normalnie jeść, nie dietują i uprawiają sport (nie jakoś wyczynowo) - one wszystkie wracają do swojej prawidłowej sylwetki. I tylko kwestia tego, aby nie fiksować się na rozmiarze, który nie jest nam genetycznie przypisany, ale aby podsłuchać swojego ciała i nie nakazywać mu ważyć 55 kilo kiedy mamy 170 wzrostu. To udowodnione naukowo, że waga jest zapisana genetycznie, podobnie jak wzrost. Zmienia się w trakcie życia człowieka, ale nieznacznie. Każda z nas ma więc zaprogramowaną prawidłową wagę. Nie należy z nią walczyć, ani zmuszać naszego ciała do ważenia mniej niż powinien.

Karolina Dudek

Zobacz również:


Przekaż 1% na pomoc dzieciom - darmowy program TUTAJ>>>

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy