Niby - leki
Często nadzieja na wyzdrowienie wystarcza, by organizm sam zaczął się leczyć, bo kiedy mózg wierzy w powodzenie terapii, ciało się dostosowuje. Tak działa efekt placebo: niby-leki, choć nie powinny, jednak skutkują, np. przy bólu oraz depresji.
Mam dla Państwa tabletki, które zmieniają nastrój. Zapewniam, że są bezpieczne. Co zawierają? Tego dowiecie się później. Kto zgłasza się na ochotnika?
Kiedy 50 lat temu francuski psychiatra Pierre Pichot poprosił studentów, by połknęli tajemnicze pigułki, sam nie wiedział, czego się spodziewać. Nie zawierały one bowiem żadnej substancji leczniczej tylko... cukier. Mimo to, następnego dnia jedna czwarta spośród poddanych eksperymentowi przyznała, że faktycznie podziałały. Połowa poczuła się lepiej. Ale reszta z nich wręcz przeciwnie: ich nastrój się pogorszył. Oto, co znaczy siła sugestii: wystarczyło, że część studentów nastawiła się wyjątkowo pozytywnie do nowego środka, licząc, że zmieni ich humor na lepszy, by tak właśnie się stało. Również ci, którzy podejrzewali, że tabletka im nie pomoże, dostali to, czego chcieli - stwierdził Pierre Pichot.
Niczym lek
Jak to możliwe, że obojętne dla zdrowia substancje mogą działać podobnie do leków, o ile tylko uwierzy się w ich skuteczność? Czyżby to umysł w dużej mierze zawiadywał naszym zdrowiem?
Tak właśnie jest, przekonują badacze zajmujący się tzw. efektem placebo. Dziś już wiadomo, że niby-leki nie tylko wpływają na nasze samopoczucie, ale przede wszystkim mobilizują siły obronne.
- Kiedy oczekujemy poprawy, organizm uruchamia produkcję substancji, dzięki którym naprawdę zaczynamy czuć się lepiej - wyjaśnia dr Przemysław Bąbel z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, który bada mechanizmy działania placebo m.in. w łagodzeniu bólu.
Jakie to substancje? Wszystko zależy od tego, co nam dolega. Jeśli mocno uwierzymy, że dany specyfik zmniejszy ból, organizm zacznie wytwarzać własne środki przeciwbólowe, np. endorfiny. Dowodzą tego badania prowadzone przez naukowców z University of Michigan. W ubiegłym roku odkryli, że za efekt placebo odpowiadają te same struktury w mózgu, dzięki którym odczuwamy przyjemność. Chodzi o tzw. jądra półleżące, znajdujące się w części podkorowej. Uruchamiają się np. wtedy, gdy kochamy się, jemy coś pysznego lub gdy... palimy papierosy.
"Pobudzony" mózg zaczyna wtedy produkować duże ilości endorfin, hormonów szczęścia, które działają podobnie do morfiny: zmniejszają ból i wprawiają w błogostan. Aktywność jąder półleżących wzrasta jednak także wtedy, gdy jedynie spodziewamy się czegoś przyjemnego, np. premii czy podwyżki w pracy. Badacze uprzedzili ochotników, że wezmą udział w testach nowego leku przeciwbólowego. Każdego spytali, jakiego efektu spodziewa się po specyfiku. Następnie podawali im "przeciwbólowy" zastrzyk z soli fizjologicznej i zaraz potem sprawiali badanym nieznaczny ból, lekko kłując igłą w policzki.
Przez cały czas specjalna aparatura monitorowała reakcje zachodzące w mózgach ochotników, którzy opowiadali, jak bardzo ich boli i czy lek radzi sobie z nieprzyjemnym uczuciem. Okazało się, że im większe było ich przekonanie, że lek zwalcza ból, tym większa okazała się aktywność neuronów w jądrach półleżących.
Podobną zależność pokazują też badania prowadzone wśród chorych z depresją. U wielu pacjentów, którym zamiast prawdziwego leku podano placebo, zaobserwowano takie same zmiany w działaniu mózgu jak po zażyciu antydepresantów, m.in. prozacu - stwierdził prof. Irving Kirsch z Hull University w Kanadzie. To dlatego, że pod wpływem oczekiwania na poprawę rośnie produkcja serotoniny, neuroprzekaźnika, który odpowiada m.in. za dobry nastrój.
A dzięki badaniom uczonych z University of British Columbia w Vancouver wiadomo już, że placebo pomaga też chorym na parkinsona. Zastrzyk z soli fizjologicznej, opisany jako skuteczna terapia na to schorzenie, sprawił, że "leczeni" nim ludzie znów mogli się swobodnie poruszać.
Cuda może też zdziałać fikcyjna operacja, czego dowiedli naukowcy z University of Denver przy okazji badań nad skutecznością nowatorskiej metody leczenia choroby Parkinsona. Polega ona na wszczepianiu do mózgu neuronów produkujących dopaminę, czyli neuroprzekaźnik, którego niedobór powoduje drżenie rąk i nóg. Połowie z 40 pacjentów poddanych eksperymentowi faktycznie przeszczepiono neurony.U reszty zamarkowano operację: neurochirurdzy wywiercili niewielkie otwory w czaszkach i zaraz potem zaszyli rany, bez ingerencji w mózg. U kilku chorych po fikcyjnym zabiegu zaobserwowano znaczną poprawę: kilka miesięcy po zabiegu jedna z kobiet przyznała, że znów może jeździć na rowerze!
Pod warunkiem
Czy takie zabiegi są etyczne? Po opublikowaniu wyników eksperymentu w piśmie "Archives of General Psychiatry" podniosły się głosy, że są niedopuszczalne. Jednak amerykańskie prawo zezwala na prowadzenie tego typu badań. I rzeczywiście u niektórych ludzi siła efektu placebo przekracza wszelkie wyobrażenie. Spektakularne wyleczenia są jednak rzadkością.
Być może dlatego, że nie wszyscy jesteśmy tak samo podatni na działanie placebo. Niektóre badania sugerują, że szybciej poddają się jego czarowi ekstrawertycy, czyli osoby otwarte, łatwo nawiązujące kontakty, emocjonalne, wylewne. Bardziej oporni na jego działanie są zaś ludzie podejrzliwi, nieuznający autorytetów.
W pewnych sytuacjach możemy mu jednak ulec wszyscy. Nawet zwierzęta. Naukowcy z University of Rochester Medical Center jako pierwsi pokazali wpływ placebo na działanie układu immunologicznego szczurów.
- U gryzoni, którym najpierw obniżano odporność za pomocą środka dodanego do roztworu sacharyny, podobna reakcja pojawiła się po podaniu samej sacharyny, już bez dodatku substancji upośledzającej odporność - wyjaśnia dr Przemysław Bąbel.
Nie do wiary? A jednak. - Wszystko wskazuje na to, że organizm uczy się reakcji na leki tak samo, jak pies Pawłowa uczył się reagować na dźwięk dzwonka - mówi psycholog.
Pamiętasz z lekcji biologii? Temat: warunkowanie klasyczne. Rosyjski fizjolog Iwan Pawłow wykazał, że pies potrafi ślinić się nie tylko na zapach czy widok jedzenia, ale na sygnał zapowiadający posiłek. Wystarczyło, że zwierzę kilka razy usłyszało tuż przed podaniem miski dzwonek. Był on bodźcem, który pies nauczył się kojarzyć z karmieniem.
Nasze mózgi działają podobnie. To spadek po przodkach: człowiek pierwotny nie musiał za każdym razem zastanawiać się, co robić, jeśli już coś podobnego przeżył. Kiedy ugryzł go wąż, następnym razem syk zwierzęcia wymuszał zachowanie ostrożności. Podobnie jest z leczeniem: organizm "wychodzi naprzeciw" efektowi, jakiego oczekuje mózg, i dostosowuje swoją fizjologię.
Co dokładnie robi? To zależy, jakie wnioski wyciągnęliśmy z poprzednich kuracji. Kiedy dzieciom chorym na astmę lekarze z jednego ze szpitali w Wenezueli podali inhalator z lekiem
o zapachu wanilii, ich drogi oddechowe się rozkurczyły. Dzieci znów mogły swobodnie oddychać. Po pewnym czasie dostały następną dawkę. Tym razem w inhalatorze nie było leku, a tylko sam aromat wanilii. I co? Wystarczyła znajoma woń, by u jednej trzeciej też spowodować poprawę.
Okazuje się, że silny wpływ na naszą psychikę wywierają także okoliczności, jakie towarzyszą leczeniu. Liczy się np. to, czy lekarz jest dla nas miły, uśmiecha się, słucha nas z uwagą. Lubiani przez pacjentów specjaliści z reguły przepisują chorym mniejsze dawki leków, a terapia pod ich okiem szybciej przynosi efekty - odkryli naukowcy. Znaczenie dla powodzenia terapii ma też forma podania leku oraz jego cena.
Od tabletek wolimy zastrzyki, bo wierzymy, że działają skuteczniej, choć często zawierają taką samą ilość leczniczej substancji. Nowe leki są uznawane przez pacjentów za lepsze od już dobrze znanych, nawet jeśli mają ten sam skład. Im droższy lek, tym lepsza skuteczność - dowodzą naukowcy z Duke University i Massachusetts Institute of Technology. Ludzie, którym dano do wypróbowania dwa leki przeciwbólowe - pierwszy w cenie 10 centów za kapsułkę, a drugi dwadzieścia razy droższy - lepiej czuli się po zastosowaniu tego drugiego.
Okazuje się, że nawet kolor łykanych tabletek nie jest nam obojętny. Najlepiej działają złożone z dwóch kolorów. Chyba że są czerwono-szare. Te, choć zupełnie nie wiadomo dlaczego, powodują najwięcej skutków ubocznych w porównaniu z kapsułkami o tym samym składzie, ale w jednym kolorze. Antydepresanty działają najsilniej, jeśli są czerwone albo żółte, najlepsze środki na przeczyszczenie mają kolor brązowy lub ciemnozielony, a leki uspokajające powinny być białe - dowodzą badania. Firmy farmaceutyczne wykorzystują tę wiedzę bez skrupułów. Wystarczy bowiem zmienić nazwę i opakowanie preparatu, by wzbudzić nasze zainteresowanie. A nuż ten wreszcie okaże się skuteczny?
Ulecz się sam
Przyznaj się: łykasz witaminę C, rutinoscorbin, a następnego dnia katar znika. Pewnie znasz też kogoś, kto potwierdzi, że po amolu, kroplach Bittnera czy wyciągu z chrząstki rekina człowiek jest zdrów jak ryba.
- Wbrew pozorom wcale nie ma przekonujących dowodów na to, że którakolwiek z tych substancji poprawia odporność i zwalcza infekcje - mówi dr Przemysław Bąbel. Ale czy jest w tym coś złego, skoro sama wiara w to, że działają, pomaga wielu ludziom uruchomić siły obronne organizmu? Badania pokazują, że jeden z najskuteczniejszych środków przeciwbólowych, morfina, działa o wiele słabiej u chorych niepoinformowanych, że dostają tak silny lek, w porównaniu do osób, którym powiedziano, że są pod jej wpływem.
Naukowcy zajmujący się fenomenem placebo przekonują, że przynajmniej u części pacjentów z dolegliwościami, które nie wymagają drastycznych terapii, można by stosować placebo jako metodę wspomagającą tradycyjne leczenie.
Na razie jednak niby-leki w postaci tabletek, zastrzyków, aerozoli czy syropów zawierających cukier lub sól fizjologiczną wykorzystuje się głównie do potwierdzenia działania prawdziwych leków. Medykamenty są uznawane za skuteczne wtedy, jeśli efekt terapii nimi znacznie przewyższa skuteczność placebo.
- Szacuje się, że tylko 20 proc. preparatów sprzedawanych w aptekach ma działanie udowodnione klinicznie. Co do reszty pewności nie ma - przekonuje dr Przemysław Bąbel. Może więc lepiej popracować nad psychiką, zamiast faszerować się lekami, antybiotykami i suplementami na odporność? Wiadomo nie od dziś, że nadmiar stresu powoduje jej spadek. Mówi się wtedy, że ktoś "uciekł w chorobę". Jak z niej wyjść?
Sama siła woli oczywiście nie wystarczy, by wyleczyć raka. Nie sprawi też, że złamana noga szybciej się zrośnie. W wielu przypadkach leki są jedynym ratunkiem. Wiadomo jednak, że optymiści lepiej reagują na prawdziwe leczenie, rzadziej też chorują, bo odpowiednio "nastrojony" mózg może wpływać na układ immunologiczny podobnie jak gimnastyka, sen czy zdrowe odżywianie. Uczeni z University of California w Los Angeles sprawdzili, że u osób przyjaźnie nastawionych do świata komórki odpornościowe są bardziej aktywne i lepiej bronią organizm przed chorobami niż u pesymistów. Według Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego takie myślenie może wydłużyć życie starszych osób nawet o 7 lat!
Nie jesteś optymistką? Zachowaj zdrowy rozsądek. Amerykański psychiatra Maxie C. Maultsby opracował kilka zasad, które ułatwiają odzyskanie właściwego podejścia do życia, także w chorobie. Jego metodę, zwaną racjonalną terapią zachowania, wykorzystuje się m.in. w psychoterapii pacjentów z nowotworami. Pomaga uporządkować myśli i przekonania, a w efekcie zyskać kontrolę nad emocjami.
- Mamy prawo do różnych uczuć. Tych trudnych i bolesnych też. Nie należy ich zwalczać, tylko dbać o równowagę, bo im więcej pożądanych emocji, tym lepsza będzie nasza odporność na choroby - przekonuje Monika Popowicz, psychoterapeutka z warszawskiej Fundacji Psychoonkologii "Ogród Nadziei". Pora chyba wreszcie uwierzyć, że nasze zdrowie zależy od nas o wiele bardziej, niż nam się wydaje.
Grażyna Morek