Oddawanie komórek jajowych - tak czy nie?
Dawstwo komórek jajowych jest dobrowolną i bezpłatną (dawczyni otrzymuje jedynie finansową rekompensatę za poświęcony czas, dojazdy do kliniki, udział w badaniach, w wysokości ok. czterech tys. złotych) formą pomocy bezpłodnym parom. Dla niektórych kobiet skorzystanie z takiej ofiarności jest jedyną szansą na zajście w ciążę.
W naszym kraju ten gest w dalszym ciągu budzi kontrowersje, przede wszystkim za względów religijnych i społecznych. Co ciekawe, oddawanie żeńskich gamet wywołuje o wiele więcej emocji niż oddawanie spermy.
Potencjalna dawczyni musi przejść procedurę kwalifikacji i spełniać określone wymogi, ponieważ komórki jajowe przekazywane biorczyniom mają pochodzić od młodych i zdrowych kobiet. Musi to być więc osoba w wieku od 18 do 32 lat (są placówki, w których górną granicą wieku jest 35. rok życia), o nieobciążonym wywiadzie położniczym. Niektóre kliniki zastrzegają, że dawczynią może zostać jedynie osoba, która urodziła już przynajmniej jedno dziecko, w innych nie ma tego typu obostrzeń. Komórki mogą też pochodzić od kobiet poddających się zabiegowi in vitro - często właśnie one przekazują innym pacjentkom niewykorzystane oocyty.
Decyzja o dawstwie musi być przemyślana. Konieczne są też testy psychologiczne, których zadaniem jest m.in. weryfikacja motywacji dawczyni, jej dojrzałości emocjonalnej, a także jej gotowość do podjęcia takiego kroku. Sam zabieg pobrania komórek poprzedza szereg dokładnych badań, jakim poddawane są potencjalne dawczynie.
Dla wielu kobiet już sama świadomość, że gdzieś na świecie żyje ich dziecko, którego nigdy nie będzie im dane poznać, jest nie do zaakceptowania. Z tego powodu przekreślają możliwość "podzielenia się" swoją rezerwą jajnikową. Obawiają się, że ta myśl nie da im spokoju i zamartwiały się o losy swojego/nieswojego potomka. Polskie prawo stanowi jednoznacznie, że matką jest kobieta, która dziecko urodziła, więc będzie nią biorczyni. Genetyczne pokrewieństwo nie zmienia tu niczego - zresztą w większości przypadków obie stronnych zachowują pełną anonimowość i nie ma możliwości, by kiedykolwiek się poznały.
Internetowe dyskusje na temat dawstwa oocytów są wyjątkowo burzliwe. Osoby, które nie są w stanie zaakceptować takiej idei często podkreślają, że miałyby trudne do zagłuszenia wyrzuty sumienia, że przyczyniły się do powołania do życia człowieka, który przecież biologicznie byłby ich dzieckiem.
- Gdyby kiedyś poznało prawdę, mogłoby mieć do mnie, jako do "matki", żal. Zachodziłabym w głowę, jak mu się wiedzie, czy nikt go nie krzywdzi, czy jest szczęśliwe? - pisze jedna z dyskutantek.
Zwolenniczki takiego rozwiązania wskazują na fakt, że nie oddają nikomu własnego dziecka, tylko niezapłodnioną komórkę. A to nie jest jeszcze nawet zarodek. Z kolei wdzięczność, choć ze zrozumiałych względów nie wyrażona wprost, tak obdarowanych rodziców nie będzie miała miary.