Reklama

Wierzę, że z rakiem można wygrać

Ewa Bulisz o tym, że jest chora, dowiedziała się dlatego, że się uparła. Wymusiła skierowanie na biopsję, choć usłyszała, że ma się nie przejmować zmianą widoczną w USG, bo jest za młoda na raka piersi. Ten upór uratował jej życie.

Jest połowa października 2016. Dwudziestodziewięcioletnia Ewa Bulisz mieszka w Lublinie ze swoim chłopakiem, pisze doktorat, prowadzi zajęcia ze studentami Wydziału Humanistycznego i Wydziału Politologii UMCS. Dobrze się czuje, ma dużo energii i zapału. Ma czas na wszystko, nie lubi bezczynności. Skończyła filologię polską, potem kulturoznawstwo i stosunki międzynarodowe. Prawdziwy wulkan aktywności. I mistrzyni dobrej organizacji. Bo przy takiej ilości zajęć łatwo coś przeoczyć. Jej się to niemal nie zdarza. - Nigdy nie zapominam o płaceniu rachunków czy robieniu badań profilaktycznych - śmieje się Ewa. Tym razem przyszedł czas na USG piersi.

Reklama

Nie pytałam "dlaczego?"

Ewa idzie do swojej ginekolog, bierze skierowanie. Jak co rok. Jest świadoma ważności badań profilaktycznych, a dodatkowo szczególnie pilnuje USG piersi. Wie, że może być genetycznie predysponowana do rozwoju raka sutka, bo dwie siostry jej mamy przechodziły tę chorobę. - Ale nie robiłam z tego jakiejś wielkiej sprawy, po prostu pilnowałam tych terminów i zawsze wszystko było OK. Tym razem jest jednak inaczej niż zwykle. Najpierw okazuje się, że w USG wyszła "jakaś zmiana". Coś niewielkiego. I "raczej niegroźnego". - Moja lekarka mnie uspokajała, że nie ma powodu do niepokoju. Kobiety w moim wieku przecież prawie na to nie chorują. Mówiła, żeby się nie przejmować, bo to pewnie torbielka albo zwapnienie. Ewa niby jej wierzy, ale chce mieć 100 proc. pewności. Upiera się i niemal wymusza na lekarce skierowanie na biopsję.

W warszawskim Centrum Onkologii powiedzą jej potem, że ten upór uratował jej życie. - Poszłam, zrobiłam to badanie i czekałam na wynik. Ale to nie było tak, że czekałam z jakimś niepokojem. Tego dnia, gdy dowiedziałam się, że jestem chora, późno wróciliśmy do domu. Dostałam z przychodni SMS, że wyniki biopsji zostały mi przesłane mailem, ale nie miałam czasu do nich zajrzeć. Wieczorem, kiedy zmęczeni przyszliśmy z miasta, usiadłam na kanapie i nie chciało mi się wstawać, więc powiedziałam do mojego chłopaka: "Zajrzyj do tego maila, przyszły moje wyniki, pewnie wszystko jest OK, ale trzeba sprawdzić". On poszedł do pokoju, w którym stoi komputer. I jakoś podejrzanie długo tam siedział, nic nie mówiąc. No i wtedy się zorientowałam, że chyba coś jest nie tak.

Skoncentrowałam się na działaniu

- No pewnie, że to był szok. W końcu nie co dzień się człowiek dowiaduje, że ma raka. Wydawało mi się, że to niemożliwe: jak to, ja chora? - Komentuje Ewa. - Ale miałam przecież przed sobą wynik badania, więc wszystko było jasne. Czy zadawała sobie pytanie: "dlaczego ja?". To trudne pytanie, które powtarza sobie większość osób, które nagle i ciężko chorują? Naturalne, bo przecież trudno uznać, że to sprawiedliwe, że jedni mają raka, a inni nie. Dlaczego ja, skoro, nie zrobiłam nic, by na chorobę "zasłużyć"...

- Mnie takie rozważania jakoś ominęły. Pewnie dlatego, że od pierwszej chwili byłam skoncentrowana na tym, by zrobić wszystko, żeby wyzdrowieć. Nie zastanawiałam się dlaczego, myślałam tylko o tym, co i jak muszę zrobić. Operację ma już po kilku dniach. Diagnozę przesłano jej w poniedziałek 3 października, a już w piątek, czyli cztery dni później, odbywa się zabieg. Wiadomo jednak, że to nie koniec leczenia. Że konieczne będą chemio- i radioterapia. Ewa przeszukuje fora internetowe i bez końca wypytuje o najlepsze możliwości i metody leczenia: kto miał to samo, gdzie i jak się leczył, jakie są efekty...

- Spędziłam długie godziny na forach internetowych, rozmawiając z dziewczynami, które miały taki problem jak ja. Trafiłam też na forum fundacji Rak and Roll, a oni napisali do mnie i zapytali, czy mogę przyjechać do Warszawy, żeby leczyć się w Centrum Onkologii. Odpowiedziałam, że tak. W ten sposób trafiłam do dr Katarzyny Pogody, która teraz prowadzi moją chemioterapię.

Potrzebowałam czasu dla siebie 

W grudniu Ewa przeprowadza się do Warszawy. Wynajmuje mieszkanie na Ursynowie, niedaleko Centrum Onkologii. Zaczyna chemioterapię. Przeprowadzka była konieczna, bo przez kilkanaście tygodni musi być w klinice codziennie. Na pierwszą sesję chemii przychodzi w szpilkach i mini. - Dużo się mówi o tym, że chemioterapię ciężko się przechodzi, ale ja chyba znów miałam szczęście, bo nie przeżywałam jakichś szczególnych sensacji. Może to dzięki nastawieniu, może te szpilki mi pomogły - śmieje się. - Oczywiście, są lepsze i gorsze dni, ale kiedy myślę o tym czasie, to go dobrze wspominam. Potrzebowałam tego wyjazdu, potrzebowałam odciąć się od wszystkiego, skoncentrować na sobie. I odpocząć. Wcześniej wciąż dokądś biegałam, czegoś się uczyłam, coś załatwiałam. Teraz słuchałam muzyki, czytałam i oglądałam seriale całymi sezonami - uwielbiam to, że nie trzeba czekać na kolejny odcinek. Ten czas chciałam poświęcić tylko sobie.

Mówi, że dobrze jej zrobiła także zmiana środowiska. - Gdybym została w Lublinie, to moi przyjaciele pewnie by mnie zagłaskali. Wiadomo, że bliscy ludzie przeżywają takie sytuacje, martwią się o ciebie, chcą pomóc. A ty martwisz się, że oni się martwią itd. Nie chciałam tego, czułam, że w tym momencie potrzebuję czasu tylko dla siebie. Ale ludzie różnie reagują - dodaje. - Takie odcięcie się nie jest dla każdego. Podczas leczenia poznała dziewczyny, które na wiadomość o tym, że są chore, zamknęły się w domu i płakały, nic nikomu nie mówiąc. Doskonale rozumie, że są osoby, które w takich chwilach potrzebują wsparcia, nie potrafią samodzielnie podjąć decyzji. I wie, że to ważne, by osoby, które dowiedziały się, że są chore, otrzymały wsparcie. Nie tylko od lekarzy, ale także od innych osób.

To nie musi być "tylko torbielka" 

Wielu młodym kobietom wydaje się, że ten problem ich nie dotyczy. Myślą: jestem młoda, wysportowana. Dobrze się odżywiam, jem dużo warzyw, nie palę, nie piję, jestem bezpieczna. Ewa myślała podobnie.

- Żyłam zdrowo, a jednak zachorowałam. Niestety, prawda jest taka, że nie ma sposobu życia, który zabezpiecza przed rakiem piersi w stu procentach. Zdrowe życie może tylko zmniejszyć ryzyko zachorowania. Dlatego nie można zapominać o badaniach. Po tym, co mi się przydarzyło, czuję, że trzeba o tym więcej mówić. Powtarzać do znudzenia, że trzeba się badać.

- I jeszcze jedno. Pamiętajmy, że jesteśmy odpowiedzialne same za siebie. Jeśli badanie USG coś wykaże, a lekarz mówi, że to "tylko torbielka", prośmy, by mimo wszystko skierował nas na biopsję. A jeśli nie chce, to wybierzmy się do onkologa. Bo choć pewnie okaże się, że to "tylko torbielka", to póki nie zrobimy badań, nie będziemy wiedzieć na pewno.

Młode kobiety też mogą zachorować

Olivia: W jakim wieku choruje się na raka piersi?

Dr Katarzyna Pogoda, onkolog Klinika Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej, Centrum Onkologii w Warszawie: - Częstość zachorowań wzrasta z wiekiem. Nowotwór piersi zwykle rozwija się u kobiet między 50. a 70. rokiem życia. Ale coraz więcej jest także pacjentek młodszych - przed czterdziestym, a nawet przed trzydziestym rokiem życia. One stanowią około 6 proc. wszystkich chorych. Niestety, zdarza się często, że nowotwór jest u nich bardziej zaawansowany niż u starszych kobiet. W Polsce każda kobieta wieku 50-70 lat ma prawo do bezpłatnego badania mammograficznego raz na dwa lata, dlatego nowotwory u pań w tym wieku są zazwyczaj szybciej wykrywane.

Czy młodsze kobiety powinny wykonywać mammografię na własny koszt?

- Akurat w przypadku młodych kobiet to badanie zwykle nie jest konieczne. Wystarczy, że profilaktycznie raz na rok albo przynajmniej raz na dwa lata zrobimy USG piersi. To badanie jest niedrogie i nieszkodliwe. I w przypadku młodszych osób może się okazać nawet bardziej miarodajne niż mammografia. Jednak chciałabym tu zaznaczyć, że kiedy budowa piersi jest bardziej tłuszczowa niż gruczołowa, a do takich zmian dochodzi w tkance piersi u kobiet starszych, USG nie wystarcza. Konieczna jest mammografia. Pamiętajmy jednak, że badanie profilaktyczne są dla pań bez niepokojących objawów. Jeżeli takie wystąpią, należy się szybko zgłosić do lekarza.

Jak często robimy profilaktyczne badania piersi?

- Jeśli poprzednie badania nie wykazały nic niepokojącego i jeśli lekarz nie zalecił inaczej, to wystarczy raz w roku. Konieczność częstszych badań może się pojawić na przykład wtedy, gdy u młodej kobiety wykryto mutacje genów BRCA1 albo BRCA2, a dodatkowo były też zachorowania na raka piersi w rodzinie - przy czym chodzi tu o rodzinę ze strony matki i ze strony ojca. To może świadczyć o predyspozycjach do zachorowania. Ale badania takie jak mammografa i USG to nie wszystko. Nie należy też zapominać o samobadaniu piersi. A także o tym, że podczas corocznej wizyty u ginekologa lekarz powinien przeprowadzić badanie palpacyjne. Jeśli tego nie robi, warto o to poprosić.

Porozmawiajmy o leczeniu. Jakie są szanse wyleczenia nowotworu piersi?

- Coraz większe, ale dużo zależy od tego, w jakim stadium choroba zostanie wykryta. Jednak w ciągu ostatnich lat pojawiło się dużo nowych metod, które pomagają nawet kobietom z zaawansowanym nowotworem. Wyniki terapii bardzo się poprawiły. Jej skuteczność sięga w tej chwili około 80 proc.

A czy to prawda, że ciąża nie jest przeciwwskazaniem do terapii przeciwnowotworowej? I że nie trzeba jej usuwać?

- Tak, nie trzeba dokonywać aborcji. Leczenie wygląda tu nieco inaczej, np. dlatego że chemioterapię stosujemy od drugiego trymestru ciąży, unikamy terapii celowanych z uwagi na dziecko. Leczenie jest prowadzone wspólnie przez onkologa i ginekologa.

A co z młodymi kobietami, które nie mają jeszcze dzieci? Będą mogły je mieć?

- Tu też dokonał się postęp. Są metody, dzięki którym kobieta po chemioterapii nadal ma szanse na macierzyństwo. Jedną z nich jest pobranie tkanek jajnika jeszcze przed rozpoczęciem chemioterapii, a następnie przeszczepienie ich kobiecie. Są też inne metody - np. mrożenie zarodków lub komórek jajowych. Niezwykle ważne jest skierowanie takiej pacjentki na konsultacje do specjalisty zajmującego się płodnością jeszcze przed chemioterapią.

Magdalena Patryas

Olivia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy