Żelazne płuca. Powraca widmo pandemii
Na całym świecie została ich tylko garstka. Ostatnie osoby, którym każdy oddech przypomina o wyniszczającej, straszliwej chorobie. Wirus, którym się zarazili, na zawsze zmienił ich życia, więżąc w wywołujących koszmary maszynach - żelaznych płucach.
Żelazne płuco to specjalistyczny sprzęt medyczny umożliwiający oddychanie ludziom, którzy nie mogą tego robić samodzielnie. Jest formą olbrzymiego respiratora, który operuje na zasadzie wytwarzania podciśnienia. Dzięki temu powietrze wtłaczane jest to płuc osób, których mięśnie nie są w stanie zrobić tego same. Podczas panującej w latach 50. XX wieku epidemii polio w Stanach Zjednoczonych tysiące dzieci i dorosłych trafiało do takich maszyn, czasem na całe życie.
W latach 40. i 50. XX wieku choroba Heinego-Medina rozprzestrzeniała się jak ogień, atakując niczego niespodziewających się ludzi. Roznoszona drogą fekalno-oralną mogła pojawić się wszędzie. W Stanach Zjednoczonych panowała prawdziwa panika, a wielu ludzi bało się opuszczać swoje domy, posyłać dzieci do szkoły czy przyjmować gości. Straszliwe deformacje i uszkodzenia ciała powodowane przez wirusa skutecznie oddziaływały na wyobraźnię. Rocznie odnotowywano ponad 20 tysięcy przypadków, z których co 20 kończył się śmiercią chorego. Apogeum nadeszło latem 1954 roku, gdy zanotowano 58 tysięcy zachorowań.
W innych krajach nie było lepiej. Polio budziło strach na całej półkuli północnej. Także w Polsce lekarze i pielęgniarki codziennie walczyli o życie małych i dużych pacjentów. Ryzykowali zdrowiem swoich i bliskich, ale nigdy nie odstępowali od łóżek chorych. Często płacili za to najwyższą cenę.
Ogłoszenie znalezienia skutecznej szczepionki było olbrzymim sukcesem medycyny. Na tyle spektakularnym, że w wielu miastach biły kościelne dzwony, a ludzie tłumnie wylegali na ulice. Sława twórcy szczepionki, doktora Salka była w pełni zasłużona. Jego szczepionka z martwych wirusów, konkurencyjna do opracowywanej przez doktora Sabina, nie została opatentowana. Zapytany o to, dlaczego nie chce czerpać miliardowych zysków z jej opracowania miał odpowiedzieć: - Jak to, kto ma patent? Cały naród. Nie ma żadnego patentu. Czy można opatentować słońce?
Niestety nie wszystko poszło po myśli altruistycznego doktora. Sabin ostrzegał wprost, że szczepionka Salka może wywołać epidemię. Niemniej machina poszła w ruch. W USA Narodowa Fundacja na rzecz Dotkniętych Paraliżem Dziecięcym finansowała masowe testy szczepionki. W kolejkach ustawiały się miliony dzieci, a rodziców nie trzeba było namawiać do szczepień. Strach przed polio był większy, niż przed zagładą nuklearną. Preparat otrzymało 1 800 000 dzieci.
Przez moment wydawało się, że Sabin miał rację, bo kilka tysięcy zaszczepionych maluchów doświadczyło tej ciężkiej choroby. Pośpiech i błąd w masowej produkcji szczepionek spowodowały, że u części pacjentów zastosowano preparat z niedostatecznie martwym wirusem. Mimo tego ciosu, ludzie szczepili się na potęgę, bo po poprawieniu błędów w kontroli, szczepionka była skuteczna w 97 proc. przypadków. W 1966 r. było już tylko tysiąc zachorowań, a w 1994 r. kraj został ogłoszony wolnym od tej choroby.
Albert Sabin, wieloletni konkurent Salka, również pracował nad własną wersją szczepionki. To jemu zawdzięczamy jej przyjaźniejszą wersję, która podawana jest doustnie, czyli bez znienawidzonego przez dzieci zastrzyku.
Wprowadzenie skutecznej szczepionki nie rozwiązało niestety problemu ludzi, którzy już cierpieli na porażenia układu nerwowego spowodowane przez polio. Wielu z nich na całe życie utknęło w metalowych tubach. Mimo że w kolejnych dekadach opracowano skuteczniejsze metody sztucznej wentylacji, dla wielu ludzie żelazne płuco pozostało jedyną nadzieją na przeżycie.
Osoba korzystająca z żelaznego płuca jest umieszczana wewnątrz cylindra wykonanego zwykle ze stali. Jeden koniec cylindra zakończony jest drzwiami. Tam znajduje się specjalny, uszczelniony otwór na głowę i szyję. Reszta ciała znajduje się szczelnym pojemniku, gdzie zmieniając ciśnienie można wymusić oddech u sparaliżowanego człowieka.
Pierwsze żelazne płuco zostało opracowane przez Phillipa Drinkera i Louisa Shawa. Urządzenie zostało po raz pierwszy zastosowane 12 października 1928 roku w Children’s Hospital w Bostonie. Nieprzytomna dziewczynka umieszczona w żelaznym płucu odzyskała przytomność po mniej niż minucie.
Żelazne płuca były powszechnie stosowane na całym świecie podczas epidemii polio w latach 50. i 60. XX wieku. W szpitalach, także w Polsce, powstawały całe oddziały, gdzie pacjenci bez względu na wiek, spędzali długie godziny, tygodnie, a nawet lata. Do dziś dnia na całym świecie żyją ofiary polio, które muszą przebywać w tych urządzeniach. Borykają się z problemem dostępności części zamiennych, a także drżą ilekroć następuje przerwa w zasilaniu. Większość urządzeń jest podpiętych do zapasowych generatorów. 28 maja 2008 roku Dianne Odell zmarła na skutek awarii prądu zasilającego jej żelazne płuco. Pacjentka spędziła w nim prawie 60 lat po tym jak zachorowała we wczesnym dzieciństwie na polio.
Znany jest też przypadek Paula Alexandra, który zachorował na polio w wieku 6 lat. Początkowo korzystał z żelaznego płuca tylko nocą, również w czasie trudnych studiów prawniczych. W kolejnych latach musiał spędzać w urządzeniu coraz więcej czasu. W końcu zamieszkał w nim na stałe. Jest lokatorem ratującej życie machiny od ponad 60 lat.
Osoby w nich przebywające są całkowicie uzależnione od pomocy innych. Według ostatnich danych w Stanach Zjednoczonych w żelaznych płucach przebywa około 30 osób. Dane wydają się jednak mocno zaniżone, bo tylko w okolicach Bostonu ciągle żyje 19 pacjentów podłączonych na stałe do tych machin.
Jednym z najbardziej znanych pacjentów uzależnionych od żelaznego płuca był Fred Snite. Zaraził się on polio podczas podróży do Chin w roku 1937. Został tam umieszczony w aparacie, a jego transport do USA był wyczynem logistycznym i kosztował 200 000 dolarów. Pomimo konieczności prawie ciągłego przebywania w żelaznym płucu Snite miał 3 córki urodzone już po zachorowaniu na polio.
Ponieważ w żelaznym płucu pacjent leży to zazwyczaj wszystko co się dzieje dookoła niego ogląda w lustrze umieszczonym nad głową. Obecnie można tam też zamontować ekran komputera i telewizora.
Żelazne płuco stosowane jest nie tylko u ofiar polio. Jednym ze schorzeń, w którym jest wykorzystywane jest tzw. Klątwa Ondyny. To rzadka, genetyczna choroba układu nerwowego. Cierpiący na nią pacjenci, mogą doświadczyć zatrzymania oddechu we śnie. Dlatego na noc umieszczani są właśnie w żelaznych płucach lub podłączani do innej aparatury wspomagającej oddychanie. Chorzy na Klątwę Ondyny nie mogą spożywać alkoholu i zażywać narkotyków. Substancje te mogą hamować działanie ośrodka oddechowego, co prowadzi do śpiączki, a nawet śmierci.
W 1988 roku wdrożono Doktrynę całkowitej Eradykacji Polio. W jej wyniku zaszczepiono 2,5 miliarda dzieci na całym świecie. W efekcie w 2001 roku Europę uznano za wolną od tego wirusa. Na początku 2014 roku choroba występowała jedynie w Nigerii, Afganistanie i Pakistanie, a pojedyncze przypadki stwierdzano w Etiopii, Kamerunie, Kenii, Somalii i Syrii. W 2015 roku ogłoszono wyeliminowanie dzikiego szczepu polio typu II na całym świecie, jako że ostatni przypadek zakażenia stwierdzono w 1999 roku. W 2012 r. zanotowano natomiast ostatni przypadek zakażenia wirusem polio typu 3.
Sytuacja uległa zmianie wraz z rosnącą popularnością ruchów antyszczepionkowych. W efekcie zaczęto notować pierwsze przypadki polio.
Do złej sławy szczepień przeciw polio przyczyniła się też wojna z terroryzmem. Podczas prowadzonych przez Stany Zjednoczone poszukiwań Osamy bin Ladena, w Pakistanie wykorzystano przedstawicieli WHO, którzy chodzili po domach z doustną szczepionką na polio. W ten sposób udało się ustalić, gdzie ukrywa się terrorysta. Niestety odbiło się to na spadku zaufania do lekarzy i samych szczepień. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Polio niestety powraca. W czerwcu ubiegłego roku niepokojące doniesienia nadeszły z Wenezueli. Tamtejsi lekarze odnotowali pierwsze przypadki zarażenia polio od 1989 roku. Choroba dotknęła trzyletniego chłopca. Według specjalistów, mogło dojść do zakażenia nową, dziką odmianą wirusa, który jest dość powszechny i bytuje np. w glebie.
Dziecko pochodziło z jednego z najbiedniejszych stanów Wenezueli, Delta Amacuro. Nie było zaszczepione, podobnie jak wielu innych mieszkańców regionu. Kolejny przypadek dotyczył ośmioletniej dziewczynki, u której stwierdzono paraliż jednej z nóg. Dziecko otrzymało podobno tylko jedną z czterech obowiązkowych dawek szczepienia, przez co jego organizm nie zdołał wykształcić pełnej odporności.
W Polsce ostatni przypadek polio odnotowano w 1984 roku. Wysoka wyszczepialność społeczeństwa spowodowała, że nie istnieje zagrożenie. Niestety, wraz z rosnącymi w siłę ruchami antyszczepionkowymi, widmo straszliwej choroby powraca także w naszym kraju. Lekarze z niepokojem zerkają zwłaszcza za naszą wschodnią granicę, gdzie szaleją już inne choroby zakaźne, jak np. odra. Warto pamiętać, że na zachodniej Ukrainie w 2015 roku odnotowano dwa przypadki zapadalności na polio. Już wtedy WHO apelowało do władz Ukrainy o szybką reakcję i rozszerzenie programu szczepień ochronnych, bowiem ten obejmuje zaledwie połowę maluchów.
W raporcie zwraca się uwagę, że choć Polska od 2002 r. jest wolna od choroby Heinego-Medina, "to groźba ponownego wprowadzenia dzikiego wirusa polio do Polski pozostaje realna". Inspektorat podkreśla, że "w tym celu konieczne jest między innymi utrzymywanie wysokiego poziomu zaszczepienia oraz stałe monitorowanie przypadków ostrych porażeń wiotkich, które są poddawane diagnostyce wirusologicznej".
Warto pamiętać, że nawet współczesna medycyna nie zna skutecznego lekarstwa na polio. Stąd lekarze mogą tylko łagodzić objawy. Jedynym skutecznym zabezpieczeniem przed polio pozostaje szczepionka IPV. Podawana w czterech dawkach szczepionka zawiera martwe wirusy.