Agnieszka z Wrocławia:
Przepis na chandrę
1. Wziąć jedną dobrą koleżankę, taka, co to, z którą beczkę soli zjedliśmy, weterankę naszych doli i niedoli, towarzyszkę wzlotów i upadków, powiernice najtajniejszych sekretów (tych top secret i poliszynelowców), osobę zaufaną i pewną oraz lubiącą spożywać rozmaite trunki.
2. Wybrać knajpkę, bar, restaurację, pub, melinę klubokawiarnię, remizę strażacką - co kto woli i jaki smak jego na bazarze miasta swojego, wsi, miasteczka etc.
3. Taka koleżankę podlać winem, piwem, wódką, absyntem, koniakiem, likierem whiski i co tam jeszcze nam smak na myśl przyniesie o sobie nie zapominając.
4. Poddusić trochę
5. Tak spreparowana koleżanka puści sok, a więc wszelkie żale na:
- kiepską pracę łącznie z zawistnymi koleżankami, głupkowatym szefem i robotą poniżej jej wykształcenia, i jeszcze z marną pensją i brakiem perspektyw awansu;
- chłopaka, męża, konkubina, który albo za męski i nie romantyczny, albo za fajtłapowaty i romantyczny albo za głupi albo za mądry albo pijak albo złodziej a najczęściej to zwykły men a nie jakiś super;
- na to, że za gruba za chuda, zbyt piegowata za blada albo że przesadziła na solarium, że się nie rusza lub rusza się za często i urosły jej muskuły,
etc. etc. etc.
6. Dla smaku do potrawy wrzucić swoje żale (jak powyżej).
7. Gotować dwie godziny, cztery godziny, całą noc w zależności od zgromadzonych żali, aż wszystkie wyparują do momentu uzyskania dobrego samopoczucia.
8. Wyleczyć kaca i chęć do życia gotowa.
Praca nagrodzona w konkursie "Gdy nic mi się nie chce..."