Aneta Zadroga: "Momenty" potrzebują oprawy
Zaletą kobiety czytelniczki jest to, że potrafi docenić fabułę, rysuje sobie w głowie postaci, utożsamia się z nimi. Mężczyźni szukają zwykle "akcji". Znajomy, wiedząc, że dostał do "recenzji" powieść erotyczną, stwierdził, że zarzucił jej lekturę, bo dobrnął do 10. strony i nie było żadnych "momentów"... O najgorętszej tej wiosny powieści na polskim rynku wydawniczym rozmawiamy z Anetą Zadrogą.
Ela Prochowicz: Na co dzień jesteś redaktor naczelną "damskiego Plyboy’a", a teraz napisałaś powieść erotyczną - praca jak marzenie!
Aneta Zadroga, redaktor naczelna EksMagazynu: - Kiedy ktoś pyta mnie, co robię, odpowiadam często, że "zawodowo rozbieram mężczyzn do zdjęć" (śmiech). Tak naprawdę praca w, jak to określiłaś i jak to określają niemal wszyscy, "damskim Playboy’u" to głównie szukanie interesujących tematów i gwiazd do rozmowy, a tych kilkunastu mężczyzn, którzy w ciągu każdego roku zrzucają ubrania dla Polek i pozują w naszych sesjach, jest tylko wspaniałym, atrakcyjnym dodatkiem.
- A powieść erotyczna... No cóż, piszę zawodowo i z racji pracy, jaką wykonuję, uznałam, że jest moim obowiązkiem stworzyć powieść dla kobiet, ale nieco bardziej ambitną i nieco bardziej subtelną niż literatura erotyczna, która od kilku lat staje się coraz bardziej popularna.
O czym są "nie(pragnienia)"? Streść, na tyle, na ile możesz, żeby nie zdradzać zbyt wielu szczegółów, fabułę...
- O pragnieniu miłości (śmiech). O tym, że każdy z nas marzy o spotkaniu osoby, która będzie ją/jego uzupełniać w każdym calu. Każdy chce być pożądany, doceniany i kochany. O dwójce ludzi, którzy spotykają się zupełnie przypadkowo, ale już zupełnie nieprzypadkowo zaczynają oddziaływać wzajemnie na swoje światy. O seksie oczywiście też (śmiech).
Dla kogo jest ta powieść?
- Myślę, że w większości sięgną po nią kobiety, gdyż to one głównie szukają zmysłowości i... treści w erotyce. Jest taki żart, że kobiety, nawet oglądając film pornograficzny, czekają, aż bohaterowie staną przed ołtarzem (śmiech). To oczywiście przesada, ale zaletą kobiety czytelniczki jest to, że potrafi docenić fabułę, rysuje sobie w głowie postaci, utożsamia się z nimi.
- Znajoma, po przeczytaniu powieści, opowiadając swoje wrażenia skupiła się na tym, że w pewnej sytuacji Oliwia, główna bohaterka, zachowuje się bardzo emocjonalnie i ona, czytając książkę, miała ochotę potrząsnąć bohaterką i powiedzieć jej: "Weź się ogarnij, nie przejmuj się aż tak!". Stało się tak, dlatego, że polubiła postać.
- Mężczyźni w erotyce zewnętrznej szukają zwykle "akcji". Znajomy z kolei, wiedząc, że dostał do "recenzji" powieść erotyczną, stwierdził, że zarzucił jej lekturę, bo dobrnął do 10. strony i nie było żadnych "momentów" (śmiech).
No właśnie... Czy dużo jest tych "momentów"?
- Sporo, ale najpierw trzeba przebrnąć przez pierwsze strony, gdzie buduje się fabuła, i gdzie przedstawiam bohaterów. Bo żeby były "momenty", trzeba najpierw zbudować dla nich nastrój (śmiech)...
Jak poradziłaś sobie z opisami scen łóżkowych? Niestety, język polski nie jest zbyt wdzięczny, jeśli o to chodzi. Mamy określenia wulgarne lub anatomiczne - ani jedne, ani drugie raczej nie wprowadzą czytelniczki romantyczny nastrój...
- To prawda, było to spore wyzwanie, ale też rozwijająca praca. Jako dziennikarz nie tylko dużo piszę, ale też dużo czytam, nie omijam też erotycznej literatury. I to, co mnie uderza, i co właściwie doprowadziło do powstania "(nie)pragnień", to sposób opisywania scen erotycznych w powieściach tego rodzaju. Jak zauważyłaś, są albo "anatomiczne", albo banalne, wręcz śmieszne. Bo albo czytam, że bohaterka "zobaczyła jego twardego sterczącego kutasa lub penisa", albo, że szczytując "tańczyła w niej jej wewnętrzna bogini, a ona rozpadała się w myślach na milion kawałeczków"! Litości!
- Uważam, że można opisać seks lepiej, bardziej zmysłowo, mniej dosłownie, ale też mniej infantylnie. W taki sposób, żeby opis czytał się przyjemnie, ale żeby też rozbudzał wyobraźnię, pozwalał jej działać i dopowiadać to, co nie musi być dosadnie, wulgarnie nazwane.
To twoja pierwsza fabuła. Dlaczego zdecydowałaś się właśnie na taką próbę?
- Piszę całe swoje zawodowe życie, natomiast po raz pierwszy pisałam coś, co musiałam wymyślić. I to był na początku nie lada problem, choć na brak wyobraźni nie narzekam (śmiech)! Jako reporter zawsze opierałam się na historiach ludzi, na tym, co wydarzyło się naprawdę, a tam nie ma miejsca na "dopowiadanie sobie" czegokolwiek.
- Podeszłam do tej powieści jak do nowego wyzwania, a te uwielbiam. Próbowanie nowych rzeczy to jednocześnie uczenie się, a to rozwija nas jako ludzi. Nie ma nic gorszego niż stanie w miejscu - tak zawodowo, jak i życiowo.
Jakiego życzyłabyś sobie odbioru tej powieści wśród czytelniczek?
- Chciałabym, żeby polubiły Oliwię, i żeby pociągał je Robert, bo wówczas będę wiedziała, że dobrze wykonałam swoją pracę (śmiech)...
Konstrukcja fabuły jest nietypowa...
- Tak, ale taki był pomysł na tę powieść. Żeby pokazać ciekawą historię, ale z dwóch różnych punktów widzenia: bohaterki i bohatera. Dlatego nie mamy tu wszechwiedzącego narratora - obserwujemy akcję na zmianę: raz oczami i myślami Oliwii, a zaraz spostrzeżeniami i wnioskami Roberta. Uznałam, że to może być interesujące - kobietom może pokazać, że mężczyzna myśli, nawet o seksie, w inny sposób i inaczej sobie nazywa pewne zachowania i sytuacje, a mężczyznom, którzy ukradkiem sięgną po książkę - kiedy partnerka nie będzie patrzyła - że ich "biało - czarne" postrzeganie pewnych spraw w kobiecych myślach jest burzą wszelkich możliwych kolorów! No i takie prowadzenie narracji - przez dwójkę bohaterów - czyni ich bliższymi czytelnikowi.
Ile Oliwia, główna bohaterka ma z ciebie? A może jest kompilacją różnych kobiet?
- Cztery zupełnie różne kobiety, które dostały do przeczytania przykładowe rozdziały, powiedziały mi, recenzując fragmenty powieści, że zobaczyły w Oliwii kawałek siebie! I bardzo im się to spodobało. Jedna utożsamiła się z jej żywiołowością, inna z roztargnieniem, trzecia z wyglądem, a czwarta z typem mężczyzn, jaki ją pociąga.
- I to już uważam za ogromny sukces, bo tak właśnie chciałam zbudować bohaterkę, sprawić, żeby miała w sobie te cechy, te wątpliwości i marzenia, które gdzieś tam, na jakimś etapie swojego życia, miała każda z nas. Albo by każda z nas gdzieś tam wewnątrz chciałaby być taka.
- Co Oliwia ma ze mnie? Na pewno niewyparzony chwilami język i kompletny brak zdolności docenienia wartości wizualnej damskiej torebki (śmiech)...
A Robert? Czy Robert ma swój odpowiednik w realnym świecie?
- Oczywiście! Robert jest mężczyzną, o którym fantazjuje prawie każda z nas - ma w sobie cechy niegrzecznego, niedostępnego chłopca, jest zdecydowany, ma zasady, których się trzyma, jest przebojowy i chadza własnymi ścieżkami. A w dodatku, w głębi duszy potrafi być czuły i kochać, choć, żeby nie było tak różowo, nie wszystkie te cechy zbiegają się w czasie (śmiech). No i rzecz najważniejsza: Oliwia szaleje na jego punkcie! To fascynacja, podziw, wspólne pasje i zasady i chemia, która sprawia, że między parą głównych bohaterów aż iskrzy!
Na ile wydarzenia z "nie(pragnień)" są inspirowane twoimi przeżyciami?
- Pytasz o fabułę, czy "momenty" (śmiech)? Wszystko, co jest w powieści, siedzi gdzieś tam w mojej głowie. Jest takie bardzo mądre stwierdzenie, że wszystko, co jesteśmy w stanie wymyślić, jesteśmy w stanie zrobić. Ja, na potrzeby tego projektu, sparafrazowałabym je, mówiąc, że wszystko, co przeżyliśmy, usłyszeliśmy, zobaczyliśmy lub sobie wyobraziliśmy, jesteśmy w stanie ułożyć w całkowicie fikcyjną historię.
- Pisanie powieści tym różni się od reportażu, że można całkowicie puścić wodze fantazji. Nie trzeba trzymać się faktów, przeżyć, własnych odczuć. Po pewnym czasie, bohaterowie, nakreśleni na początku, zaczynają żyć swoim życiem i pisząc kolejne rozdziały, wkładając ich w kolejne sceny czy sytuacje, zaczynasz myśleć: "Co ona by teraz zrobiła?", "Jak on by zareagował?" i, bazując na tym, co żyje sobie w świecie wyobraźni, dopisujesz dalsze rozdziały.
Historia jest tak osadzona, że może rozgrywać się wszędzie: w Polsce, Wielkiej Brytanii, w Stanach...
- To też był świadomy zabieg. Tak dobrane imiona bohaterów, branża, w której pracują, sytuacje, w których ich śledzimy, żeby historię można było dopasować do niemal każdego większego miasta w Europie. Taki pomysł narodził się na samym początku pisania i uznałam go za interesujący. Czegoś takiego też jeszcze przecież nie było!
Brzmi jak idealny podkład pod scenariusz...
- Rzeczywiście (śmiech)... W dodatku nikt nie powiedział, że koniec powieści jest rzeczywistym końcem perypetii dwójki głównych bohaterów...
Rozmawiała: Ela Prochowicz
-----
O książce: "(nie)pragnienia" to opowieść o dwojgu ludzi, którzy spotykają się (nie)przypadkowo i od pierwszej minuty spotkania fascynują sobą nawzajem.
Ona - młoda, pełna ideałów, wierząca w miłość, ucząca się życia i samej siebie, urocza i zagadkowo zmysłowa. On - o wiele bardziej doświadczony, ironiczny, z bagażem przejść i "nauczek od losu", miłośnik kobiecego piękna i seksu samego w sobie. Ona zachłanna, on zdystansowany. Ona - nieco naiwna, on - wyczulony na każdy życiowy podstęp.
Mimo różnic, Oliwia i Robert czują, że ich relacja to coś, co jest tym "jedynym i wyjątkowym", na co wielu ludzi czeka całe życie bez skutku. I - mimo tego - nie potrafią w całej swojej znajomości znaleźć tej jednej chwili, która sprawi, że oboje w tym samym momencie dojdą do tego samego wniosku. Że spotkali kogoś, na kogo trafia się tylko raz.
(nie)pragnienia to opowieść o erotycznej fascynacji, potrzebie bliskości, ambicjach, pożądaniu i o tym, jak w relacji dwojga ludzi wszystkie te rzeczy wydarzają się w nieodpowiednim momencie. To historia namiętności, która jest tak silna, że aż przeradza się w uczucie. I uczucia, z którego pozostaje tylko namiętność.