Bartek ratuje sąsiadów
Każdy, komu przyjdzie do głowy ponarzekać na współczesną młodzież, powinien przeczytać o Bartku. Chłopak uratował życie i zdrowie mieszkańców bloku w Lublewie Lęborskim, narażając własne. Gdyby nie on, nastąpiłaby tragiczna w skutkach katastrofa budowlana.
Cichy bohater
Do zdarzenia doszło w kwietniu, ale lokalne media zaczęły pisać o nim dopiero w ostatnich dniach. Skromny nastolatek nie zabiegał o rozgłos - o jego bohaterstwie na facebookowym profilu Stowarzyszenia im. kpt. Antoniego Rymszy "Maks" Choczewo napisał pan Wiesław Piotr Bobkowski, który zaznaczył, że wzorowe postawy młodych ludzi należy nagłaśniać. Mężczyzna słusznie zauważył, że gdyby wydarzyła się tragedia, zrelacjonowałaby ją niejedna telewizja... Inni użytkownicy serwisu społecznościowego zaczęli udostępniać post opublikowany przez pana Wiesława, posypały się gratulacje, o sprawie napisał też Dziennik Bałtycki.
Blok, o którym mowa, zamieszkuje 18 rodzin. Nie ma wątpliwości, że bohaterska postawa, umiejętność oceny zagrożenia i szybkie, zdecydowanie działania chłopaka ocaliły tamtego dnia wiele ludzkich istnień.
Wystarczyłaby iskra
Co się wydarzyło? 16 kwietnia jedna z sąsiadek poprosiła Bartka o pomoc przy podłączeniu butli gazowej. Po pewnym czasie okazało się, że kuchenka nie działa, a w pomieszczeniu czuć wyraźny zapach gazu. Chłopak odkrył, że butla skrywa usterkę. Zawór był uszkodzony i nie było możliwości, aby go zakręcić. Gaz ulatniał się cały czas, a o tym, jak duże było jego ciśnienie świadczył fakt, że reduktor odskoczył na kilka metrów, a otwarte drzwiczki kuchennych mebli zaczęły trzaskać. Rodzina opuściła mieszkanie, zrobiło się naprawdę niebezpiecznie. Nikt nie mógł już dzwonić po pogotowie gazowe, bo było na to za późno. Bartek chwycił butlę i wybiegł z nią na zewnątrz, byle dalej od zabudowań. Strach pomyśleć, co byłoby, gdyby któryś z nieświadomych niczego lokatorów akurat zapalił na klatce papierosa, albo np. włączył światło.
18-latkowi udało się umieścić butlę w bezpiecznym miejscu, na otwartej przestrzeni. Zatelefonował pod numer alarmowy i wezwał straż pożarną. Ratownicy przybyli na miejsce stwierdzili, że stężenie gazu w pomieszczeniach było tak duże, że wystarczyłaby iskra, by doszło do wybuchu.
Bartek zapytany o to, co czuł, gdy tak biegł z tykającą bombą w rękach, stwierdził, że najważniejsze było to, żeby nikomu innemu nic się nie stało. A gdyby butla eksplodowała właśnie wtedy? Na tak postawione pytanie chłopak odpowiedział, że wówczas byłby jedyną osobą, która by ucierpiała. Dodał, że na jego miejscu każdy postąpiłby tak samo.
#POMAGAMINTERIA
Na Farmie Życia w Więckowicach mieszka 10 osób z autyzmem. Żadna z nich nie jest samodzielna, wymagają wsparcia w codziennych czynnościach życiowych. Jeśli Farma nie przetrwa, alternatywą dla jej mieszkańców pozostaje szpital psychiatryczny, koniec czułej opieki, przywiązani pasami do łóżka stracą poczucie bezpieczeństwa, stracą swój dom. Możesz im pomóc! Sprawdź szczegóły >>
W ramach akcji naszego portalu #POMAGAMINTERIA łączymy tych, którzy potrzebują pomocy z tymi, którzy mogą jej udzielić. Znasz inicjatywę, która potrzebuje wsparcia? Masz możliwość pomagać, a nie wiesz komu? Wejdź na pomagam.interia.pl i wprawiaj z nami dobro w ruch!