Egzotyczne zwierzęta mogą być niebezpieczne, ale winę ponosi człowiek

Aktualizacja

18 sierpnia krakowska Straż Miejska przeprowadziła udaną akcję ratunkową pytona królewskiego, który "zabłądził" wśród bloków Nowej Huty. To wcale nie odosobniony przypadek. Dlaczego dochodzi do takich incydentów? Czy egzotyczne zwierzęta mogą być dla nas groźne?

"Zabłąkane" gady to często efekt nieodpowiedzialności hodowców lub właścicieli sklepów zoologicznych
"Zabłąkane" gady to często efekt nieodpowiedzialności hodowców lub właścicieli sklepów zoologicznychmateriał zewnętrzny

Mężczyzna spacerujący w okolicach osiedla Centrum E Nowej Huty we wtorkowy wieczór z pewnością był zaskoczony niecodziennym spotkaniem. Pod jednym z zaparkowanych samochodów znalazł dorosłego pytona królewskiego.

Gad mierzył 1,5 metra. Na szczęście spacerowicz zachował się tak jak powinien - zawiadomił odpowiednie służby. Przybyłym na miejsce funkcjonariuszom udało się uratować gada, który trafił w bezpieczne miejsce. Dlaczego zwierzę znalazło się na wolności w tej chwili nie wiadomo.

"Gdy dojechaliśmy na miejsce, czyli ok. 21.20 okazało się, że mamy do czynienia z pytonem królewskim, który leniwie zmierza w stronę bloku. Ten mało zrywny sposób bycia w sumie był nam na rękę, bo dzięki temu bez problemu zabezpieczyliśmy go przed dostępem osób postronnych. Później zadzwoniliśmy do pobliskiego sklepu zoologicznego w nadziei, że królewski gad może pochodzić stamtąd. Niestety trop był zły, ale za to pracownik bardzo dobry. Wziął bowiem węża do sklepu i obiecał, że się nim zajmie do czasu odbioru przez powiadomionych o zdarzeniu specjalistów" - informuje krakowska straż miejska na swoim profilu w mediach społecznościowych. 

- Interwencji z udziałem zwierząt, nawet tych dzikich, z roku na rok przybywa. Trzeba jednak podkreślić, że dotyczą one gatunków powszechnie występujących w Polsce, a nie egzotycznych. Zgłoszenia dotyczące zwierząt egzotycznych tj. węży, pająków, żółwi stanowią rzadkość. Naszą rolą w tego typu zdarzeniach jest zabezpieczenie zwierzęcia przed dostępem osób trzecich i wezwanie na miejsce odpowiednich służb. Aby wykonywać te obowiązki, wystarczają nam zatem  szkolenia ustawiczne realizowane przez naszą jednostkę, w ramach których strażnicy uczą się, jak postępować ze zwierzętami - mówi w rozmowie z Interią Edyta Ćwiklik z Referatu Organizacji i Szkolenia Straży Miejskiej Miasta Krakowa.

13 sierpnia do podobnej sytuacji doszło w Gocławiu na ulicy Korkowej. Także podczas wieczornego spaceru przechodzień natknął się na węża zbożowego albinosa. Ten gatunek jest bardzo popularny wśród hodowców gadów ze względu na charakterystyczną kolorystykę. Są to łagodne i ciekawskie węże.

Dlaczego trafił na wolność? Nie wiadomo, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że został po prostu wyrzucony. Szczęśliwie, wezwany patrol straży miejskiej, przetransportował go do warszawskiego ogrodu zoologicznego.

Kilka tygodni wcześniej na Osiedlu Tysiąclecia w Katowicach mieszkańcy znaleźli dwie wylinki węża. Specjalista od gadów ocenił, że pozostawił je nawet 2,5 metrowy pyton dywanowy. Prowadzone poszukiwania nie zakończyły się sukcesem. Pyton prawdopodobnie został kupiony nielegalnie, gdyż żadna z zarejestrowanych hodowli nie zgłosiła zaginięcia takiego węża.

Czarne owce wśród hodowców

W Polsce hodowla egzotycznych zwierząt cieszy się stałym powodzeniem i nie brakuje entuzjastów tego typu pupili. Trzymamy w swoich terrariach najczęściej węże, jaszczurki i pająki. Legalni i wyedukowani hodowcy podchodzą do swoich podopiecznych z odpowiedzialnością i troską. Niestety nie brakuje też osób pozbawionych zdrowego rozsądku i niezbędnej wiedzy. Potrafią oni wypuścić na wolność potencjalnie groźne zwierzę, bo - nazwijmy sprawę po imieniu - po prostu znudziła ich taka maskotka.

- Hoduję pająki od 15 lat, to moja pasja. Mieszkam w bloku i od początku przywiązywałem dużą wagę do tego, by moje terraria były dobrze zabezpieczone. W sytuacji, w której jeden z moich ptaszników wydostałby się jakimś cudem z mieszkania, z pewnością bałbym się najbardziej o niego. Oczywiście mógłby napędzić stracha osobie, która by się na niego natknęła, ale obawiam się, że prawdopodobnie to pająk z takiego spotkania nie uszedłby z życiem - mówi nam Tomek hodowca z Krakowa.

- Ręce mnie świerzbią, gdy czytam o ludziach, którzy wyrzucają swoje gady lub inne zwierzęta "na śmietnik". Pomijając zupełny brak wyobraźni i moralności, to jeszcze psują opinię wszystkim innym hodowcom, którzy przecież swoje zwierzaki kochają - dodaje.

Ostatnio w mediach sporo słyszy się o kolejnych, spektakularnych "przejęciach" gadów pełzających na wolności. Czy jest się czego bać? / fot. dzięki uprzejmości Straż Miejska Miasta Stołecznego Warszawy
Ostatnio w mediach sporo słyszy się o kolejnych, spektakularnych "przejęciach" gadów pełzających na wolności. Czy jest się czego bać? / fot. dzięki uprzejmości Straż Miejska Miasta Stołecznego Warszawymateriał zewnętrzny

Nigdy nie wyrzucaj!

Każdy, kto pozbywa się hodowanego przez siebie okazu, naiwnie myśląc, że poradzi on sobie z życiem na wolności, wykazuje skrajną ignorancję. To nie tylko narażanie innych na niebezpieczeństwo, ale też wyrok na życie zwierzęcia.

- W Polsce obowiązują odpowiednie ustawowe przepisy regulujące prawa i obowiązki osób, które chcą hodować w domu zwierzęta niebezpieczne. Gady osiągające duże rozmiary, takie jak na przykład pytony, anakondy traktowane są właśnie jako taki rodzaj zwierząt - tłumaczy w rozmowie z Interią Grzegorz Garbuz, dyrektor Ogrodu Zoologicznego im. Stefana Milera w Zamościu. - Decydując się na zakup dużego gada, powinniśmy się zastanowić, czy mamy w naszym domu, czy mieszkaniu odpowiednie warunki, które pozwolą nam na zapewnienie zwierzęciu i sobie samym odpowiedniego komfortu. Entuzjaści węży zawsze mogą się zdecydować na mniejszy gatunek tych gadów. Młody pyton rozmiarami przypomina grubą sznurówkę od buta, ale po roku osiąga już dużą wagę i gabaryty.

- Najważniejsze jest posiadanie odpowiednich dokumentów i zezwoleń na hodowlę tego rodzaju zwierząt. Wtedy, gdy z jakichś powodów będziemy zmuszeni rozstać się z wężem, możemy poszukać dla niego miejsca w innej hodowli lub w ogrodzie zoologicznym. Jeżeli jednak nabyliśmy takiego gada nielegalnie i nie posiadamy na niego pozwolenia, może to oznaczać dla nas kłopoty - dodaje.

Nieodpowiedzialni hodowcy egzotycznych zwierząt stanowią problem na całym świecie. Badanie amerykańskiego Rutgers University-New Brunswick wykazało, że w Stanach Zjednoczonych wypuszczane na wolność popularne w hodowlach gady i płazy mogą stanowić zagrożenie dla istniejących ekosystemów jako gatunki inwazyjne.

"Możliwe, że właściciele nie są w stanie ocenić, ile miejsca i kosztów pochłania trzymanie takich zwierząt w miarę ich dorastania. Boa dusiciele i pytony siatkowe dorastają do 2,4 metra długości. Żaby szponiaste i żółwie stepowe mogą żyć ponad 30 lat. Aby ich nie uśmiercać, właściciele wolą uciekać się do ich wypuszczania" - czytamy na łamach "Journal of Applied Ecology".

W Polsce ze względu na klimat wizja pytonów na wolności jednak się nie ziści. Wypuszczenie takiego zwierzęcia, to skazanie go na śmierć. Ale i narażanie innych na niebezpieczeństwo.

Wypuszczanie węży na wolność to skrajna nieodpowiedzialność, która naraża na niebezpieczeństwo ludzi i inne zwierzęta. Pyton wychowany w niewoli nie umie polować, nie zapewni sobie na wolności pożywienia, a głodny i doprowadzony do ostateczności może zaatakować na przykład psa lub kota. Poza tym dla pytona i innych egzotycznych węży - nawet gdyby polowały na wolności - polska zima to wyrok śmierci. Nie traktujmy zwierząt jak zabawki, ich zakup zawsze dogłębnie przemyślmy i zachowujmy się w odpowiedzialny sposób - tłumaczy Grzegorz Garbuz.

O dobrą wiedzę nietrudno

Na szczęście są też dobre wiadomości. Pomimo że w mediach popularność i zasięg zdobywają wiadomości o spektakularnych przypadkach nieodpowiedzialności i ignorancji właścicieli węży, to świat hodowców zwierząt egzotycznych rozwija się też w dobrym kierunku. Bardzo łatwo możemy zdobyć wiedzę o danym gatunku, na rynku znajduje się sporo literatury specjalistycznej, a w internecie sami hodowcy dzielą się swoimi doświadczeniami. Popularność takiego hobby przekłada się także na wzrost poziomu wiedzy weterynarzy, którzy wciąż edukują się w medycynie zwierzaków z drugiego końca świata.

"Powoli specjalista od egzotyki w klinice to nie fanaberia, a must have. Szkoleń coraz więcej, poziom coraz wyższy, depczemy po piętach starym wyjadaczom, jednocześnie czując na plecach oddech również rozpędzonych świeżaków. I dobrze. Zdrowa rywalizacja pcha ten świat do przodu. Jest jeszcze dużo rzeczy, które trzeba zrobić, ale fachowość wykonywania naszych usług jest doceniania przez klientów i pracodawców. Jest moc! Cieszę się, że mogę brać udział w tym wyścigu i być naocznym świadkiem rozkwitu tej dziedziny weterynarii" - opisuje lek. wet. Przemysław Łuczak, specjalista od zwierząt egzotycznych, w rozmowie z Weterynaria News.

Edukacja i odpowiedzialność

Nielegalny handel zwierzętami egzotycznymi to problem na skalę światową. Kłusownicy i przemytnicy doprowadzają do przetrzebienia i zagrożenia wyginięciem gatunki zwierząt, które cieszą się popularnością wśród domorosłych, nieodpowiedzialnych "hodowców". Sposobem walki z tym zjawiskiem, jest nabywanie zwierząt legalnie, zgodnie z przepisami i z wiadomego, pewnego źródła.

Hodowcy zwierząt niebezpiecznych, do których zaliczają się duże gady, takie jak pytony i anakondy, muszą posiadać zezwolenie na prowadzenie takiej hodowli, a także podlegają przepisom i obowiązkom regulowanym przez artykuł 73. Ustawy o Ochronie Przyrody z 2004 roku.  Dlatego też, jeśli chcemy trzymać w domu tak wymagające zwierzęta, ale także inne egzotyczne gatunki, niezaliczane jako niebezpieczne, zadbajmy najpierw o swoją edukację, zdobądźmy potrzebną wiedzę i zezwolenia. A także zaufajmy autorytetom w dziedzinie takich hodowli. 

Co zrobić, gdy spotkamy egzotyczne zwierzę na ulicy?

A jak powinniśmy się zachować, gdy w trakcie spaceru lub w innych okolicznościach natrafimy na węża, jaszczurkę lub pająka? Najważniejsze to nie wpadać w panikę - nawet duży wąż czy legwan nie zacznie nas gonić w celu upolowania. Nie należy jednak próbować samemu łapać takiego zwierzęcia - może być przerażone, głodne, wycieńczone, a w sytuacji, gdy zaczniemy się zbliżać, może zaatakować w obronie własnej. Powinniśmy zadzwonić na numer straży miejskiej lub alarmowy i poinformować o miejscu przebywania zwierzęcia. Odpowiednie służby przybędą z odsieczą i przetransportują stworzenie w bezpieczne miejsce, gdzie zostanie otoczone opieką.  

Zobacz również:

Nauka BEZ fikcji: Jadowite zwierzętaVideo Brothers
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas