Gwiazdy kontra media
Co sławni mają do ukrycia? Jakich sposobów używają media, by zdobyć informacje o tym, gdzie znani ludzie bywają, co jedzą i z kim śpią? W show-biznesie codzienne toczy się cicha wojna o duże pieniądze, prestiż i przetrwanie.
Edyta Herbuś mówi: - Nie mam nic wspólnego z Herbuś znaną z brukowców czy portali internetowych.
Chodź, opowiem ci o sobie
O takich jak Edyta Herbuś mówi się "znane z tego, że są znane". I jeszcze, że są fenomenem współczesnych mediów. - Mając do dyspozycji jedną z największych stacji komercyjnych, można z każdej w miarę ładnej osoby zrobić gwiazdę telewizyjną w miesiąc - twierdzi Maciej Mrozowski, medioznawca. - Jak? Zaczynamy często pokazywać ją w programach o dużej oglądalności i po jakimś czasie kolorowe pisma napiszą: "Oto narodziła się nowa gwiazda".
Wtedy właśnie zaczyna się gra z dziennikarzami, którą można albo wygrać, albo przegrać. Wygrać, czyli wzbudzić sympatię ludzi, co przełoży się potem na zawodowe propozycje. A przegrać? Młode gwiazdy upojone medialnym sukcesem często zapominają, że to, co je stworzyło, może też szybko zniszczyć. Ci, którzy dopiero zaistnieli, zwykle nie są przygotowani do kontaktów z dziennikarzami. I to właśnie oni stają się dla nich łakomym kąskiem. Bo chętnie opowiadają o swoim życiu z najdrobniejszymi szczegółami, bo godzą się na zdjęcia z partnerami, mamami, ciociami. Bo nie wiedzą, że jeden niefortunny wywiad czy nieprzemyślane słowo mogą na długo zaważyć na ich karierze.
To, co nieprawdziwe
Dziś niektórzy zarzucają Kwaśniewskiej, że sama wystawiła się na żer brukowców, biorąc udział w "Tańcu z gwiazdami". Ona się broni: - Regularne wizyty paparazzich pod moim domem miałam już wiele miesięcy wcześniej. Czatowali pod drzwiami, jeździli za mną.
Ola uważa, że jest jedną z tych osób, którymi media interesują się z zasady. Doszła do wniosku, że albo pozwoli, żeby dalej pisano o niej cokolwiek, albo sama zacznie wypowiadać się publicznie. A dziś obrywa za to, że zajęła miejsce, które wielu chciałoby zająć. Słyszała już nieraz: "Czy już nie ma pięknych, inteligentnych dziewczyn, że muszą promować tę Kwaśniewską?".
Owszem, mogła uciekać przed swoim nazwiskiem, ale po co? Mogła też przekuć popularność rodziców na swoją korzyść. Czy nie miała prawa wykorzystać szansy, którą dostała? - Myślę, że zrobiłby to każdy człowiek przy zdrowych zmysłach - mówi krótko.
Niebezpieczna naiwność
Dziś już wie, że najbardziej niebezpieczna jest naiwność. Kiedy wykręcam numer Oli Kwaśniewskiej, telefon nie odpowiada. Nagrywam się na sekretarkę. Ola za chwilę oddzwania. - Jeśli wyświetla się nieznany numer, nie odbieram. Boję się, że dzwonią z jakiegoś tabloidu. Pytają o wszystko: rodziców, pracę, narzeczonego. Gdyby chociaż interesowała ich odpowiedź, ale gdzie tam!
Kwaśniewska opowiada historię sprzed paru miesięcy. Dzwoni do niej dziennikarka. Rozmowa wygląda mniej więcej tak:
Dziennikarka: - Pani Olu, co pani robiła na pokazie mody Tomka Ossolińskiego, skoro nie ma pani kogo ubierać?
Kwaśniewska: - Nie rozumiem pytania, jak to nie mam kogo ubierać?
Dziennikarka: - Przecież rozstała się pani z Wojtkiem.
Kwaśniewska: - Nic mi o tym nie wiadomo.
Dziennikarka (lekceważąco): - Pani Olu, mamy dowód, że spędziliście święta osobno.
Kwaśniewska: - Każde z nas spędziło święta ze swoją rodziną. Przecież nie jesteśmy małżeństwem.
Ola się rozłącza. Następnego dnia widzi w kiosku rozkładówkę z artykułem ze "swoimi" wypowiedziami, których nigdy nie udzieliła. Czyta w nim, że okazała się bezduszną pannicą, bo rozstała się z narzeczonym w chwili, gdy uległ groźnemu wypadkowi na nartach, i zamiast się nim opiekować w jego rodzinnym Trójmieście, zostawiła go samemu sobie i uciekła do Warszawy, mówiąc: "Przecież nie jesteśmy małżeństwem".
Ola - podobnie jak inne młode gwiazdy - jest "ulubienicą" Pudelka, plotkarskiego portalu internetowego, który codziennie odwiedza około 700 tysięcy internautów, także wykształconych prawników, bankierów, dziennikarzy umilających sobie czas w biurze opowiadaniem plotek z życia gwiazd. Można tu nie tylko pooglądać zdjęcia najpopularniejszych ludzi show-biznesu i poczytać na ich temat, ale również dopisać własny komentarz. Nawet najbardziej zjadliwy. Te najgorsze Ola przeczytała o sobie po tym, jak w TVN, na żywo, stanęła w obronie ojca, któremu zarzucono, że na jednej z konferencji prasowych był pijany. Na Pudelku pisano: "Kłamie w obronie ojca", "Wywalili ją z roboty", "W telewizji już jej nie chcą". Kwaśniewska zniknęła z mediów.
- Ola przekroczyła granice i zachowała się nieprofesjonalnie. Uznała, że może wszystko. Również wykorzystywać media do załatwienia prywatnych spraw. Przeliczyła się - mówi jedna z dziennikarek TVN.
TVN i "Taniec z gwiazdami" wykreowały też Edytę Herbuś. - Wykorzystałam szansę - mówi tancerka.
Brutalny świat mediów
Zanim dostała propozycję udziału w programie, piętnaście lat trenowała taniec towarzyski. Nigdy nie zabiegała o popularność, ale kiedy pojawiały się propozycje - przyjmowała je. Zaskoczył ją szum, który zrobił się wokół niej po "Tańcu z gwiazdami". Przede wszystkim brutalność mediów. Z dnia na dzień zaczęła mieć wizyty paparazzich, nie mogła wyjść na obiad z Kubą Wesołowskim, z którym trenowała, żeby zaraz nie pisano o ich romansie. Grzebano w jej przeszłości, pisano o innych domniemanych kochankach. "Już wiadomo, jak dostaje kolejne programy", przeczytała po tym, jak paparazzi zrobili jej zdjęcie z producentem, z którym - w gronie innych znajomych - przypadkiem oglądała mecz Polska - Hiszpania.
- Na początku chciałam, żeby ludzie wiedzieli, jaka jestem naprawdę. Chciałam coś wyjaśniać - tłumaczy Herbuś. - To dlatego na przykład zgodziłam się na sesję zdjęciową i wywiad ze swoim partnerem Tomkiem. Szybko jednak zorientowałam się, że nikogo nie interesuje prawda. Chodzi tylko o kolejny pikantny artykulik, który dobrze się sprzeda.
Kto rozdaje karty?
O Michale Żebrowskim też piszą na Pudelku czy Kozaczku, ale dużo łagodniej. Oto kilka tytułów: "Nie jest już samotny, wybrał blondynkę" (czytano 4906 razy), "Zagra w erotyku. Sam wybiera partnerkę", "Jestem w stanie posunąć się naprawdę daleko - mówi" (czytano 4425 razy).
Nie przeszkadza mu to. - Artysta istnieje również dzięki mediom - uważa Michał Żebrowski.
Doskonale to wie, bo jest laureatem prawie wszystkich możliwych nagród telewizyjnych i filmowych, znalazł się na okładkach niemal wszystkich magazynów. Wie też - czego pewnie nie powie - że sztuka w tym, by samemu umiejętnie pociągać za sznurki. Bo artysta może albo być ofiarą mediów, albo rozsądnie wykorzystywać je do swoich celów, na przykład do szukania sponsorów, by zbudować swój teatr.
O Żebrowskim krążą legendy - że jest męczący przy autoryzacjach (czytaj: pisze wywiady od nowa), że potrafi pokłócić się z dziennikarzami, że traktuje ich z dystansem i z góry. Ale to zawsze dziennikarze zabiegali o rozmowy z nim, a nie odwrotnie. I chociaż rok temu przyznał: "Czasy się zmieniły, a że jestem artystą przedsiębiorczym, to sam wychodzę z propozycjami współpracy", to jednak nadal to on decyduje, z kim i o czym chce rozmawiać.
Bez dystansu ani rusz
Wiadomo, gwiazdy wolą rozmawiać z dziennikarzami z ekskluzywnych pism, bo ci wszystko autoryzują, i nawet jak pan Iks napisze wywiad od początku, to umieszczą go bez adnotacji: "Oto wywiad Iksa z Iksem". Ale ktoś, kto chce przetrwać w show-biznesie, musi zaakceptować istnienie brukowców i plotkarskich portali. Mieć dystans do tego, co tam piszą. - Gdyby musiała pani codziennie wychodzić na scenę i zastanawiać się, czy pani nie wyśmieją, gdyby wiedziała pani, jaki to stres, nie przejmowałaby się, że ktoś robi jej zdjęcie z siostrą i pisze, że to narzeczona. Niech to robi, cudownie - mówi Żebrowski. I dodaje: - Ktoś, kto wierzy, że można być popularnym, a jednocześnie nie budzić zainteresowania wszystkich ludzi, jest naiwny. Jesteś znany - przynosisz gazetom pieniądze. Im bardziej sensacyjny news ktoś znajdzie na twój temat, tym lepiej. Jestem rzetelny, staram się być w pracy uczciwy. Takiemu człowiekowi jak ja wszystko, co kontrowersyjne, może tylko służyć.
Żebrowski twierdzi, że często się zdarza, że jakiś artysta zabiega o popularność, a potem narzeka, że go ona męczy.
Doskonale wiedzą o tym paparazzi czy naczelni różnych gazet. Bo początkujące gwiazdy same często dzwonią do fotografów: "Będę tu i tu, może podjedziecie zrobić mi zdjęcie?". I to wcale nie jest rodzaj ekshibicjonizmu, tylko czysta kalkulacja. Bo to, że ktoś jest znany, przekłada się na propozycje pracy. Żebrowski mówi szczerze: popularność jest użyteczna. Ale to, że coś jest użyteczne, nie znaczy, że trzeba dać się temu ponieść. On, owszem, udzielał wywiadów, ale nigdy nie opowiadał za wiele o sobie. Nie przeszkadzało mu, że pisano o jego - domniemanych - narzeczonych. Ale też nie czuł się w obowiązku wyjaśniać, z kim jest, po co i dlaczego.
Wojciech Fibak przez lata gry w tenisa, sukcesów, które odniósł, bywania, prowadzenia interesów zdobył wielu przyjaciół wśród dziennikarzy na całym świecie. - Ja chyba nawet nie miałbym problemu z mówieniem o prywatności, oczywiście z zachowaniem pewnych granic. Rozgłosu jednak zawsze bardziej unikała moja najbliższa rodzina.
Do Fibaka często dzwonią z prasy, proponują wywiady rodzinne, sesje zdjęciowe z córkami. - Tylko raz udało mi się namówić dziewczyny na wspólny materiał pt. "Ojciec wprowadza córki w świat".
Do Saint-Tropez przyleciał wtedy znany fotograf Marcin Tyszka z całą ekipą. Fibak pokazał w gazecie swoją rezydencję. Kilka razy udzielił też wywiadu razem z żoną Olgą.
Proszę trzymać się z daleka
Ten, kto nie chce, by o nim pisano, potrafi temu zapobiec. Jak? Nie bywa na przyjęciach, nie pokazuje się z kolejnymi partnerami. Krótko mówiąc, unika sytuacji, w których może zostać sfotografowany. Rok temu na festiwalu w Międzyzdrojach kilku zaproszonych gości kąpało się wieczorem w basenie. Znajdujący się w pobliżu paparazzi zaczęli robić zdjęcia. Odezwały się okrzyki oburzenia. Ktoś nawet próbował wyrwać fotografowi aparat, żeby zniszczyć film. A przecież festiwal to impreza medialna. Chyba każdy, kto tam przyjeżdża, zdaje sobie z tego sprawę?
Kto idzie na wojnę
Znani ludzie na własnej skórze doświadczają tego, jak wielką siłę ma prasa i że procesy często nie mają sensu. Co z tego, że wygra się pieniądze? Ten, kto wytacza wojnę mediom, w ostateczności i tak zwykle ją przegra - mówi się o nim jeszcze więcej, jeszcze bardziej zjadliwie. Żebrowski mówi: - Procesy? Jakie procesy? Po co zawracać sobie tym głowę?
Podobnie uważa Wojciech Fibak, który podchodzi do tego chłodno i racjonalnie. - Zdarzało się, że pisano o mnie nieprawdziwe rzeczy, nie tylko w Polsce. Wiele osób doradzało mi wtedy wystąpienie na drogę sądową. Ale to nie leży w mojej naturze. Plotki traktowałem jak cenę, którą każda osoba publiczna płaci za popularność. W tym świecie trzeba mieć odporność i siłę. A normalne jest, że wydawnictwa walczą o czytelników. Dziś głośno jest o mnie, jutro pojawi się ktoś inny.
Ola Kwaśniewska mówi podobnie: - Przez pół roku w ogóle nie udzielałam się medialnie, a Pudelek pisał o mnie i pisał. Mogłabym ich pozwać, bo wielokrotnie przekraczali granice przyzwoitości. Ale czy to cokolwiek zmieni?
Edyta Herbuś już kilka razy zwróciła się do prawnika. - Interweniowałam, kiedy w jednej z gazet przeczytałam wywiad, którego nigdy nie udzieliłam, albo gdy na jednym z portali internetowych pojawił się paszkwil na mój temat. Również wtedy, gdy ktoś spekulował, że posługuję się podejrzanymi metodami przy zdobywaniu kolejnych propozycji - opowiada Herbuś.
Taki jest mój wybór
Rok temu jedna z naczelnych magazynu typu "People" spytała wprost: "Panie Michale, tworzy pan swój teatr, idzie drogą zgoła odmienną niż ta, która zapowiadała się dziesięć lat temu, kiedy pan zaczynał. Czy nie boli pana, że dziś już nie pojawia się pan na okładkach?". Michał Żebrowski odpowiedział: "A co jest uczciwsze: robić to, co uważa się za słuszne i co jest pasjonujące zawodowo, czy być na okładkach, a do pracy chodzić jak do fabryki i w gruncie rzeczy nią gardzić?".
Edyta Herbuś, choć zarzucają jej, że jest tylko gwiazdką, na razie i tak wygrywa. Z nieznanej nikomu tancerki stała się osobą rozpoznawalną i dostaje kolejne propozycje pracy. Pytanie tylko, czy dalej pójdzie taką drogą jak Kasia Cichopek i umocni swoją pozycję, czy prędzej lub później zniknie nam z oczu. Razem z Marcinem Mroczkiem wygrała drugą edycję konkursu tańca Eurowizji. Pojawiła się na planie rosyjskiego filmu Władimira Krasnopolskiego "Wolf Messing". Nauczyła się jednego: - Przestałam się tłumaczyć. Już nie uważam, że muszę przepraszać za to, że wykorzystuję swoją szansę.
Ola Kwaśniewska powoli wraca do świata show-biznesu. Od jednej ze stacji telewizyjnych dostała propozycję prowadzenia nowego programu. - Ostatni rok mnie zahartował. Dał do myślenia, jakim środowiskiem jest telewizja, ile trzeba mieć siły, żeby się w niej utrzymać - mówi.
Tekst Katarzyna Troszczyńska