Kioski RUCH-u - kiedyś duma, dziś niszczeją na cmentarzyskach
Czy wiedzieliście, że kioski RUCH-u w okresie PRL-u były ewenementem na skalę światową? Tak rozbudowanej sieci sprzedaży "mydła i powidła" nie miał żadnej kraj — ani na "zgniłym zachodzie", ani w bloku wschodnim. Mimo że kioski mogą poszczycić się piękną, ponad stuletnią historią, to współcześnie znikają z rogów ulic.
Ponad sto lat Ruch jest w ruchu
17 grudnia 1918 roku Jan Gebethner i Jakub Mortkowicz, znani księgarze, założyli Polskie Towarzystwo Księgarni Kolejowych RUCH. Ich przedsięwzięcie opierało się na nowoczesnym formacie "trafik" - kiosków dworcowych, które oferowały prasę, tytoń i inne drobne artykuły. Celem Towarzystwa było rozpowszechnianie czytelnictwa w odradzającym się społeczeństwie II RP po wojnie. W tamtych czasach było to niespotykane, innowacyjne i pionierskie przedsięwzięcie, równocześnie dało początek jednej z największych firm w Polsce.
Pierwszy kiosk sieci został otwarty w styczniu 1919 roku na peronie dworca Kolei Wiedeńskiej w Warszawie. Nie minęło sześć miesięcy, a działało już ponad 60 kiosków i księgarń. RUCH szybko się rozwijał. Przejął konkurencyjną firmę "Czytajcie", a następnie przekształcił się w spółkę akcyjną. W 1935 roku był jedyną ogólnopolską siecią sprzedaży prasy, posiadającą 700 punktów sprzedaży: kioski, stoiska oraz sklepy.
Punkty RUCH-u działały nawet w czasie okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej. W 1969 roku Centralny Zarząd Upowszechniania Prasy i Książki RUCH partia przekształciła w Zjednoczenie Upowszechniania Prasy i Książki RUCH, dwa lata później powstała Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza "Prasa-Książka-Ruch". Spółdzielnia obejmowała nie tylko same punkty sprzedaży, ale całą sieć dystrybucji, przedsiębiorstwa handlowe, wydawnicze i poligraficzne.
W 1991 roku w wyniku likwidacji spółdzielni narodziło się Przedsiębiorstwo Kolportażowo-Handlowe RUCH, a później spółka skarbu państwa RUCH S.A. W 2006 roku spółka zadebiutowała na giełdzie.
Upadek etosu kioskarza?
Choć liczba kiosków w Polsce systematycznie się zmniejsza, to jednak dystrybutorzy prasy nie załamują rąk i patrzą w przyszłość bez strachu.
"Powszechna obiegowa opinia o schodzącym rynku prasy drukowanej bierze się przede wszystkim z niepełnego, fragmentarycznego postrzegania tego rynku. W potocznym rozumieniu prasa to dzienniki i tygodniki ogólnoinformacyjne, tymczasem w rzeczywistości współczesny rynek prasowy jest znacznie bogatszy" - mówił w 2022 roku w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Dariusz Materek, rzecznik prasowy Kolportera — największego dystrybutora prasy w naszym kraju.
Nie możemy jednak zapominać, że kioski nie są jedynymi punktami prowadzącymi sprzedaż prasy drukowanej, choć wciąż stanowią ważny segment tego rynku. Ich działalność — zwłaszcza w małych miastach — opiera się często na sprawdzonej, zaufanej i "zaprzyjaźnionej" bazie klientów.
"Mimo organizacyjnej rewolucji kiosk ma stałą klientelę. To osoby, które od zawsze kupują u mnie. Znamy się i ufamy sobie, dlatego każda ich wizyta bardzo mnie cieszy. To miłe, że mimo upływu tylu lat, oni wciąż kupują swoje ulubione produkty u mnie. Przykro mi jednak, że do kiosku przychodzi coraz mniej nowych twarzy" - mówi w rozmowie z Agatą Flisak Barbara Tarkowska, właścicielka kiosku Reks w Świdniku.
Wiele istniejących prywatnych kiosków zmienia profil sprzedaży, stają się sklepikami wielobranżowymi, malutkimi spożywczakami. Niektórzy właściciele po prostu rezygnują z tego biznesu. Najczęstszym powodem są niskie marże na najbardziej chodliwe produkty, takie jak papierosy, a także konkurencja ze strony dużych supermarketów i salonów prasowych w galeriach handlowych.
"Jeśli przedsiębiorca kupi kilka kartonów papierosów za 1000 zł, to jego marża wyniesie zaledwie 50 zł. Nie ma możliwości, żeby utrzymać biznes za takie pieniądze" - podsumowuje pani Tarkowska w wywiadzie dla strony "Świdnik na kartach historii".
"Jest klimat, nie ma magii"
"Kiosk ruchu, symbol raczej już minionej epoki. Kiedyś świątynia taniego gadżeciarstwa (kto nie prenumerował kolekcjonerskich gazetek "ten życia nie zna") bądź ostatnia deska ratunku w podbramkowych sytuacjach typy — brak papierosów czy biletów w kieszeni" - tak zaczyna swój wpis na Facebooku Anna Barszczyk, która odwiedziła cmentarzysko kiosków RUCH-u i udokumentowała swoją wycieczkę bogatym materiałem fotograficznym.
"Pełna notesików, samochodzików, fajek, kolorowych magazynów i książeczek dedykowanych dla tzw. pań pielęgnujących ognisko domowe, podpowiadających jak prawidłowo użyć lubczyku by i kurczak na obiad smakował wyśmienicie, a i żeby mężowi po obiedzie się bardziej chciało" - czytamy na fanpage'u "Zapomniane miejsca".
"Postapokaliptyczny klimat panujący na słynnym cmentarzysku kiosków ruchu niczym nie przypomina wesołej opowiastki o zielonym kiosku, muzeum prasy i jeszcze szybszej wersji konsumpcjonizmu, którą większość z nas kojarzy z własnego dzieciństwa, młodości".
"Owszem są tam jeszcze karteczki, wlepki, leki, fotografie papieży i portrety świętych, środki higieny osobistej, wszystko wyblakłe i co dało radę już przeterminowane. Ale już nie ma tajemnic, już nikt nie wysuwa swej dłoni zza szybki w naszym kierunku, podając nam bilety w wersji pół incognito. Nie ma już przepełnionych witryn, uginających się od głosu prasy. Jest za to wiatr, który hula po okolicznym polu i przeskakuje na cmentarzysko przez siatkę. Jest brud, szkło i zaschnięta trawa".
"Jest klimat, ale nie ma już magii" - podsumowuje nietypowa turystka.
Zobacz również: