Lizbona - święty Antoni i sardynki z grilla

Przez jeden dzień w roku Lizbona tonie w dymie smażonych sardynek, a jej ulice zamieniają się w scenę szalonych zabaw. Tak w Portugali fetują świętego Antoniego. W czerwcu, w tym skąpanym w słońcu kraju, każdy dzień jest przyjemnością.

Sardynki podawane w jednej z restauracji Portimao
Sardynki podawane w jednej z restauracji Portimao123RF/PICSEL

Przy akompaniamencie wesołych rozmów, muzyki i syczenia rozżarzonych węgli na uliczkach Lizbony pieką się tysiące srebrzystych rybek, ledwo co przyprószonych solą i muśniętych pieprzem. Nikt nie kłopocze się tu ich oprawianiem.

Sardynki trafiają nad rozpalone węgle w całości, wraz z głową i ogonem, by za moment wylądować na grubej pajdzie chleba lub pomiędzy połówkami bułki i powędrować do brzucha zgłodniałych imprezowiczów. Mięso jest delikatne, nieprawdopodobnie świeże, a same rybki na tyle małe, że kręgosłupy i ości co najwyżej lekko chrupną pod naciskiem zębów. Te morskie przysmaki stały się nieodzowną częścią największego święta portugalskiej stolicy - Festa de San Antonio, dnia świętego Antoniego.

Na problemy tylko Antoni

Oficjalnym patronem Lizbony jest co prawda święty Wincenty z Saragossy, jednak to właśnie Antoni zdobył serca i uznanie miejscowych, stając się dla miasta drogowskazem, według którego podąża ono od setek lat. Urodził się w 1195 roku w Alfamie, najstarszej dzielnicy Lizbony, i w dość młodym wieku, mimo sprzeciwu rodziców, wstąpił do zakonu świętego Augustyna. Później trafił do franciszkanów, przyjmując imię Antoniego. Jego pełne pasji nauki przyciągały ogromne tłumy. Ze swymi kazaniami podróżował po Europie, odwiedzając kolejne miasta, by nie mając nawet 40 lat, zachorować i umrzeć w Padwie. Większość świata zna go więc jako Antoniego Padewskiego, dla Portugalczyków jest on jednak ich krajanem, Antonim z Lizbony.

Świętym ogłoszono go w niecały rok po śmierci i do dziś pozostał najszybciej kanonizowaną osobą w historii kościoła. Jego rozprawy teologiczne zaskakują przenikliwością, trafnością sądów. Wiernych bardziej jednak przyciągała towarzysząca mu sława cudotwórcy. Z czasem franciszkanin stał się patronem zagubionych - ludzi i przedmiotów. Kieruje się więc ku niemu prośby o interwencję, gdy nie można odszukać ważnych dokumentów, ale też w problemach ze znalezieniem męża bądź żony.

Przepowiednia z bazylii

Obchody święta rozpoczynają się już nocą 12 czerwca, by trwać do świtu i toczyć się przez cały następny dzień. Brukowane uliczki starego miasta toną wtedy w morzu girland, chorągiewki łopoczą wraz z podmuchami morskiej bryzy, a rozciągnięte pomiędzy kamienicami światełka skrzą się ciepłym światłem.

Życie miasta przenosi się przed domy, nawet dzieci i staruszkowie nie wybierają się do łóżek. Zresztą gwar, którym tętni Lizbona, nie dałby zasnąć nawet największemu śpiochowi.

Oprócz sardynek, których podobizny ozdabiają fasady domów, na ruszty trafiają także plastry wieprzowiny. Gęsty dym snuje się uliczkami, wyznaczając drogę rozbawionemu tłumowi. W trakcie święta nikt nie troszczy się o pozwolenia i kasy fiskalne: każdy, kto zechce, rozstawia się z własnym kramikiem, oferując dania z grilla lub treściwy napitek: ciężką sangrię bądź rześkie białe wino, pochodzące zwykle z portugalskiego rejonu Dao.

Na stoiskach tłoczą się uformowane w kule krzaczki manjerico, jednego z gatunków bazylii, które - zgodnie z tradycją - można podarować ukochanej osobie lub poszukać w nich ukrytej na skrawku papieru rymowanej przepowiedni. Zbliżenie palców do roślinki pozwala pozbyć się z dłoni zapachu pałaszowanej przed momentem sardynki.

Ważne jest jednak, by nie dotknąć listków bazylii, które - jak wieść niesie - niestety wtedy usychają. Puls miasta przyspiesza wraz z wyruszeniem pochodu barwnych parad, sunących Avenida da Liberdade, na którą tego dnia nie ma wjazdu żaden samochód. Jedna z najbardziej ruchliwych arterii Lizbony zostaje oddana na użytek fiesty.

Podobnie jak w Rio, drużyny reprezentujące dzielnice miasta stają do wesołej rywalizacji. Na ruchomych platformach trwa żywiołowy taniec, wymyślne stroje zachwycają detalami, a pełne rozmachu styropianowe lub drewniane dekoracje nawiązują do historycznych - lub przeciwnie - aktualnych wydarzeń.

Parada relacjonowana jest przez portugalską telewizję, a prezenterzy z trudem opanowujący emocje opisują każdą minutę pochodu. Zwycięska drużyna po udzieleniu dziesiątków wywiadów prowadzi rozbawiony tłum ku swojej dzielnicy, gdzie tego dnia będzie bić serce Festa de San Antonio.

Darmowe wesele

Lizbończycy ufają, że nie ma spraw, którym święty Antoni nie mógłby podołać, wypowiedzenie małżeńskiej przysięgi pod jego okiem ma więc zapewniać szczęście i nierozerwalność związku. 13 czerwca dziesiątki par kroczą kościelnymi nawami, mając nadzieję, że wraz z podpisem księdza swój niewidzialny autograf złoży też wszechmocny święty.

Co roku, kilkudziesięciu wybrańców może wyprawić huczne wesele na koszt miasta i sponsorów. Tradycja sięgająca lat 50. zwalnia nowożeńców z wszystkich kosztów. W ubiegłym roku takich szczęśliwych par było 16, choć lista chętnych znacznie dłuższa.

Kto zmęczy się wielkomiejskim rytmem i niekończącymi się latem fiestami, ucieka z Lizbony do położonego 30 km na zachód Cascais, gdzie przybyszów przygarnia szeroki pas piaszczystych plaż oblewanych rześkimi wodami Atlantyku. Pomiędzy zabytko wą zabudową, potężnym ka miennym zamkiem i willami zamożnych, umościły się drewniane parasolki i wygodne leżaki, na których można bezkarnie pozwolić czasowi przesączać się przez palce.

Na Praia do Guincho miłośnicy windsurfingu próbują okiełznać wiatr i fale (jeszcze do niedawna rozgrywane były tu zawody prestiżowego Guincho Wave Contest). Panujące tu warunki pozwalają cieszyć się z wodnych szaleństw nie tylko mistrzom deski, ale też początkującym. Nic nie stoi na przeszkodzie, by opuścić leżak i pod okiem instruktora poczuć umykające spod stóp fale.

Olivia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas