Ma "cztery kończyny foki". To nie przeszkadza jej żyć w pełni

Prowadzi kanały na YouTubie, Facebooku i Instagramie, pisze książki, maluje obrazy, szyje torebki i je sprzedaje, właśnie się zaręczyła. Amy Brooks, 37-latka z Pittsburgha udowadnia, że niemożliwe nie istnieje.

Dla 37-latki właściwie nie istnieją bariery nie do pokonania
Dla 37-latki właściwie nie istnieją bariery nie do pokonaniaInstagram / Amy BrooksINTERIA.PL

Trudna historia Amy Brooks zaczęła się właściwie jeszcze przed jej urodzeniem. Ciąża jej matki była trudna, a ryzyko poronienia ogromne. Lekarze starali się do tego nie dopuścić i udało im się.

Dziewczynka urodziła się jednak z poważną wadą wrodzoną - tetrafokomelią, nierozwiniętymi czterema kończynami. - Mam trochę przedłużenia ramion. Tetrafokomelia dosłownie oznacza "cztery kończyny foki" i dokładnie na tym to polega. Chociaż moje ręce są właściwie trochę mniejsze niż płetwa foki - wyjaśnia w wywiadzie z "Inspiring Living Magazine".

Rodzice nigdy nie traktowali jej jak niepełnosprawnej

Jak opisuje "The Mirror", biologiczni rodzice zostawili ją w szpitalu i poprosili lekarzy, by "zostawili ją w pokoju i nie karmili jej".

Amy została umieszczona w rodzinie zastępczej Richarda i Janet Brooksów, którzy niemal od razu rozpoczęli proces adopcji. Ostatecznie zajęło im to około dwóch lat.

- Nigdy nie byłam traktowana przez nich jak niepełnosprawna. Rodzice odnosili się do mnie dokładnie tak jak do mojego rodzeństwa. Po kolacji tak samo jak oni zanosiłam mój talerz do kuchni - podkreśla w jednej z rozmów.

Jak zaznacza rodzice od początku starali się, aby była maksymalnie niezależna i pokazywali jej, jak wykonywać konkretne czynności. - Zawsze potem próbowałam wymyślić, jak to zrobić samodzielnie - wspomina.

Jej matka, Janet, podkreśla, że nie sądziła, że córka będzie aż tak samodzielna. - Nigdy nie marzyłam, że Amy będzie tak niezależna i że będzie robić tyle rzeczy, ile może teraz - opowiada.

Amy Brooks ze swoim narzeczonym, Michaelem Brownem
Amy Brooks ze swoim narzeczonym, Michaelem BrownemFacebookInteria/ Facebook

Dla rodziny Brooksów ważną częścią życia jest wiara. - Rodzice mają silną wiarę i zaszczepili ją również we mnie. Wierzę, że właśnie dlatego jestem dziś w stanie być taka niezależna - zaznacza. Z kolei w wywiadzie dla programu 100 Huntley Street opowiada: - Myślę, że dzięki moim rodzicom dorastałam wierząc, że moje życie ma cel, a Bóg ma dla mnie plan. Nie zawsze wiem, jaki to plan, ale zawsze wiem, że jest. Wiem, że Bóg nie popełnia błędów.

To oczywiście nie oznacza, że życie dziewczyny i jej rodziców było proste i nie pojawiały się w nim momenty trudności i zwątpienia. Amy opisuje, że kiedy pojawiła się w domu rodziców, jej matka płakała i pytała Boga, "czemu nie mogłaby mieć chociaż jednej ręki, żeby lepiej sobie radzić?"

Nie ma dla niej barier

Amy przy ogromnym wsparciu rodziny nie pozwoliła, żeby niepełnosprawność stała się dla niej barierą. Dzisiejsza 37-latka jest samodzielną kobietą, potrafi pisać, obsługiwać komputer, fotografować, gotować, a nawet szyć, co, jak podkreśla, jest jedną z najtrudniejszych rzeczy, których się nauczyła.

- Od półtora roku szyję torby i portfele i nigdy nie spodziewałem się, że będę to w stanie zrobić samodzielnie. Robiłam to też w liceum, ale potrzebowałam pomocy. Na szczęście od tego czasu technologia maszyn do szycia przeszła długą drogę. Uwielbiam to robić i jest to prawdopodobnie jedna z najtrudniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek robiłam - opowiada.

Poza tym kobieta prowadzi także kanał na YouTube "How Does She Do It?", w którym pokazuje swoją codzienność i to, jak radzi sobie z kolejnymi wyzwaniami.

- Prowadzenie kanału na YouTube nie było czymś, co naprawdę chciałam robić w tamtym czasie, ale pomyślałam, że to kolejny sposób na dodanie odwagi i zachęty dla innych - opisuje dla "The Mirror".

Oprócz tego, że występuje w swoich filmach, Amy zajmuje się też ich produkcją. Jest w stanie skonfigurować samodzielnie cały sprzęt.

"Zawsze jest ktoś, kto przechodzi przez coś gorszego"

Od 2014 roku Amy wygłasza też przemówienia motywacyjne. - Uwielbiam dzielić się swoją historią z innymi. Nie dlatego, że czuję, że robię coś wielkiego, ale wierzę, że moje przesłanie - jesteśmy tutaj z jakiegoś powodu i każdy z nas ma cel w życiu - jest ważne - wyjaśnia.

Pytana o to, co mówi ludziom, którzy czują się przygnębieni z powodu przeszkód w ich życiu, podkreśla, że dzieli się tym, czego nauczyła ją jej matka.

- Bez względu na to, przez co przechodzimy, zawsze jest ktoś, kto przechodzi przez coś gorszego. Dobrze jest spojrzeć na okoliczności z takiej perspektywy i być wdzięcznym za to, co mamy. To pomaga nam się rozwijać - tłumaczy.

* * *

Zobacz więcej:

Laktoferyna: Superbiałko na wirusyNewseria Lifestyle/informacja prasowa
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas
{CMS: 0}