Maria Młyńska: Styl to egoistyczna dziedzina
- Styl nie jest tylko tym, co wizualne. Kiedy myślę o stylu, nie zwracam uwagi na to, ile dana osoba ma lat, ile waży, jakiego jest wzrostu, jaką ma sylwetkę. Ważna jest charyzma, temperament, to w jaki sposób mówi - to wszystko ma znaczenie i warto się nad tym zastanawiać, kiedy tworzy się swój wizerunek – mówi Maria Młyńska, autorka bloga Ubierajsieklasycznie.pl i książki „Warsztaty stylu. Autorska metoda, dzięki której w końcu odkryjesz swój styl”.
Agnieszka Łopatowska, Interia: Żeby odnaleźć własny styl, radzisz obserwować innych i wybierać sobie od nich coś, co nam pasuje.
Maria Młyńska, Ubierajsieklasycznie.pl: - Każdego dnia kogoś sobie wypatrzę. Dzisiaj w pociągu naprzeciwko mnie siedziała pani, trochę starsza ode mnie. Miała ciemne włosy, koka, dużą grzywę, bardzo ciemną karnację i była umalowana w sposób, który wspaniale podkreślał śniadość jej cery. Gdybym na kimś innym próbowała wyobrazić sobie niebieski eyeliner z niebieskim cieniem do powiek w zestawie z różową szminką i dużą ilością bronzera powiedziałabym, że to się nie ma prawa sprawdzić, a do niej tak bardzo pasowało. Miała na sobie niebieską sukienkę ze złotymi guzikami, złote łańcuszki i pierścionki, srebrną i złota bransoletkę oraz bardzo bogato zdobiony szal. To był taki orientalny przepych, ale tak bardzo mi się podobał! To moje dzisiejsze odkrycie. Zabawę ze stylem fajnie zaczynać właśnie od tego - wynajdowania na ulicy ciekawie wyglądających ludzi i dania sobie prawa do zakochiwania się w przechodniach.
Moda przemija, styl pozostaje - mawiała Coco Chanel. Te słowa sprawdzają się jeszcze w dzisiejszych czasach?
- Kiedy zaczynałam pisać bloga, wydawało mi się, że zajmę się modą. Ale szybko okazało się, że bardziej interesuje mnie styl, czyli to, jak się nosimy, a nie to w czym chodzimy. Zdecydowanie moda jest jakimś pomocnikiem, trendy się zmieniają z sezonu na sezon. Warto je sobie podglądać, ale nie patrzeć przez pryzmat tego, że jesteśmy czyimś niewolnikiem. Warto iść do sklepu i w danym momencie kupić coś, co jest modne. Czyli mieć duży wybór i móc sobie dobrać takie rzeczy, które nam idealnie pasują.
To, co jest modne w wielkich stolicach mody i tak dociera do nas z pewnym opóźnieniem.
- Nie wiem, nie przejmuję się tym. Od czasu do czasu śledzę to, co jest na wybiegach i to, co jest w sieciówkach. Uwielbiam sieciówkowe lookbooki, bo są proste do przełożenia na nasz styl. Nie są mocno wymagające, tylko dają przykład, jak możemy coś zaaranżować dla siebie. Nie do końca podoba mi się stwierdzenie, że moda musi być luksusowa. Dla mnie ważniejszy od ceny i jakości jest design danego produktu, jak on wygląda. Potem badam, czy odpowiada mi komfort, jakość i cena. Doszłam do tego, że można znaleźć coś fajnego u Diora, ale i na AliExpress w Chinach. Nie trzeba mieć z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.
Wydaje mi się, że ta droga z Chin do Diora jest stosunkowo krótka...
- Są takie tasiemki washi tapes z różnymi nadrukami. Kiedy chcesz kupić je w Polsce, musisz zapłacić 20-30 złotych. Na AliExpress jakieś dwa złote. To czemu nie kupić tego tam bezpośrednio? Teraz na topie są koszyczki. Nie trzeba ich kupować w sieciówce ani od marek, które im przyczepiają metkę i wyceniają na 200 zł. Można pójść na targ z wikliną i kupić bezpośrednio od osoby, która go wyplotła.
A co myślisz o komisach vintage, w których możesz kupić ubrania, które ktoś wcześniej znalazł "na ciuchach"?
- Wolę iść sama do źródła, czyli do lumpka. Ale wiadomo, że ktoś w sklepie vintage już te rzeczy wyselekcjonował, więc jest łatwiej coś tam wybrać. Jest gotowe, opracowane, możesz pójść, kupić i założyć. W większości przypadków nie musisz nawet prać. To nie jest zła opcja.
W książce stawiasz tezę, że styl jest jak list. Opowiesz o niej?
- O ile myślę, że moja książka wcale nie jest kontrowersyjna, o tyle co do tej tezy zdania mogą być podzielone. Uważam, że nasz styl kierujemy do jakiegoś odbiorcy i bardzo polegamy na tym, co ten odbiorca myśli. Miałam kiedyś na blogu tekst o tym, komu chcemy zaimponować i że nie ma w tym nic złego, że swoim ubiorem chcemy pokazać coś, co może być ciekawe dla innych ludzi. Że możemy się ubierać dla kogoś. Nie zawsze ubieramy się tylko dla siebie, bo zależy nam na tym, co myślą o nas inni.
Gdybyśmy się ubierali tylko dla siebie, prawdopodobnie wszyscy chodzilibyśmy w dresach...
- Uważam, że masz rację, ale osoby, które bronią tezy, że powinniśmy się ubierać dla siebie powiedzą, że one dla siebie codziennie by się malowały, ładnie ubierały. Warto sobie odpowiedzieć na pytanie, ile z tego listu, który piszemy swoim ubiorem jest dla siebie, a ile dla innych. Nie wierzę, że są osoby, którym w stu procentach nie zależy na tym, co inni o nich myślą, że nie lubią dostawiać komplementów, albo że same nigdy komplementu nikomu nie powiedziały.
Taka postawa nadal jest pewnego rodzaju manifestacją.
- To jest taki właśnie paradoks.
Zwracasz uwagę na to, że styl to nie tylko ubrania i dodatki, ale również to, co mamy wewnątrz.
- Styl nie jest tylko tym, co wizualne. Kiedy myślę o stylu, nie zwracam uwagi na to, ile dana osoba ma lat, ile waży, jakiego jest wzrostu, jaką ma sylwetkę. Ważna jest charyzma, temperament, to w jaki sposób mówi - to wszystko ma znaczenie i warto się nad tym zastanawiać, kiedy tworzy się swój wizerunek. Żeby odnieść sukces w jakiejś dziedzinie trzeba przysiąść, zastanowić się, wykonać pewną pracę i wtedy wymyślić sobie, jak można mierzyć efekty tej pracy. Po przeczytaniu mojej książki nie ma efektów ubocznych. Zachęcam jedynie do myślenia.
- Są osoby, które mają "to coś" i wydaje się, że nie ponoszą żadnego wysiłku, żeby ich styl był tak wspaniały. Intuicyjnie potrafią wybrać superubranie, świetnie się umalować, fajnie zachowywać. Ale i tak u takich osób styl jest przepracowany. Mają jedynie łatwiej, bo ufają swojej intuicji. Zapewne przeszły te dziesięć kroków do wypracowania własnego stylu, które opisuję w książce, ale jako prymusy, które mają naturalny dar. Osoby, które go nie mają, nie muszą się martwić, trzeba to po prostu przepracować i też się uda.
Żeby nie było im tak łatwo, z czterech kanonów urody zrobiłaś dwanaście.
- Zawsze mi czegoś brakowało w tych czterech typach. Trudno było się do nich zakwalifikować, bo w każdym z nich była zbyt szeroka gama cech do wyboru. Kiedy odkryłam podział na dwanaście typów, byłam zachwycona. Jeśli nie lubi się tych swoich kolorów, można się nimi jedynie wspomóc, na przykład wprowadzić je do makijażu, do biżuterii. Ważne, żeby mieć je blisko siebie, gdzieś je przemycić.
Zwracasz też uwagę na atuty i znaki rozpoznawcze.
- W mojej ocenie atuty to to, co nam się w sobie podoba najbardziej. Czyli akceptujemy siebie takimi wysokimi, takimi niskimi, takimi pełnobiodrowymi, jakimi jesteśmy, ale znajdujemy w sobie coś, co bardzo lubimy i to eksponujemy. Nie przejmujemy się tym, co inni mogą uważać za gorsze. Nie dołuj się tym, co ci się nie podoba, ale eksponuj to, co w uważasz w sobie za fajne. Natomiast znaki rozpoznawcze to to, co lubimy zbierać, lubimy na sobie powtarzać, przez co się wyróżniamy. Coś, co nam towarzyszy. Przez tę konsekwencję osoby z twojego otoczenia zaczynają je z tobą wiązać i stajesz się tą dziewczyną od niebieskich naszyjników, kapeluszy z dużym rondem czy kraciastych marynarek...
Rozumiem, że w sytuacji idealnej znaki rozpoznawcze podkreślają atuty.
- Tak, to jest idealna sytuacja. Kiedy ktoś ma piękne włosy i chce je eksponować, byłoby świetnie, żeby znak rozpoznawczy był z nimi związany.
Co powinnyśmy mieć w szafie w tym sezonie?
- Takie pytanie do mnie?! (śmiech)
- Powinniśmy spojrzeć na trendy łaskawym okiem i wybrać z nich coś dla siebie. Jestem szczęśliwcem, że teraz wszędzie widzę moje ukochane liście. Jest moda na zieleń, żółć i lawendę. Nawet jeśli nie lubi się mody, warto zajrzeć do jakiejś wyroczni - wejść na jakiś blog, spojrzeć do modowych magazynów - sprawdzić tam trendy, a potem wspomniane przeze mnie lookbooki. Na pewno znajdzie się jakieś zestawienia dla siebie. Nie katowałabym się listami zakupów, tylko pomyślałabym, co z tego jest dla mnie. Styl to bardzo egoistyczna dziedzina.