Miłość w czasach zarazy. Tak wygląda ślub w dobie koronawirusa
Kwarantanny, wzmożone kontrole na lotniskach, problemy w międzynarodowej wymianie towarów – epidemia koronawirusa ma wpływ na coraz więcej obszarów życia. Czasem nie do końca oczywistych. Na przykład na… kształt ceremonii ślubnych.
Masowe śluby to na Filipinach tradycja. Uroczystości, podczas których "tak" mówi sobie kilkaset par odbywają się zwykle w okolicach walentynek. Organizuje się je w stołecznym ratuszu, w którego lobby ustawiają się przyszli nowożeńcy. Panie w białych sukniach i panowie w garniturach chórem wypowiadają przysięgę, a później wymieniają się obrączkami. I choć dla wielu osób taka forma może wydawać się pozbawiona romantyzmu, często stanowi jedyne rozwiązanie dla tych, których nie stać na pokrycie kosztów indywidualnej uroczystości.
W tym roku jednak masowy ślub stanął pod znakiem zapytania. Wszystko z powodu koronawirusa. Na wywoływaną nim chorobę dotychczas zmarło ponad 2,5 tysiąca osób, zaś liczba samych zarażeń sięga 80 tysięcy.
***Zobacz także***
Choć zdecydowaną większość przypadków odnotowuje się w Chinach, kraje na całym świecie zalecają swoim obywatelom stosowanie środków ostrożności, wśród których znajduje się m.in. unikanie masowych imprez - na przykład takich jak obliczone na kilkuset uczestników śluby.
Władze Filipin wpadły jednak na pomysł, jak uczynić zadość woli zakochanych, jednocześnie zachowując środki ostrożności. Polecono nowożeńcom, by do swoich ślubnych strojów dodali jeszcze jedno akcesorium, a mianowicie... maseczkę.
Mimo, że nie mogli zdejmować jej nawet na czas pocałunku, żadna z par nie zgłosiła sprzeciwu.
Dodajmy, że Filipińczycy nie są jedynymi, którzy sięgnęli po to rozwiązanie. Wcześniej podobne obrazki można było oglądać m.in. w Korei Południowej.
***Zobacz także***