Młoda i dziecko
Nie ma pełnej zgody co do przyczyn, ale samo zjawisko nie podlega dyskusji: to, co przez wieki było dla kobiety najoczywistszym sposobem spędzenia życia, przestaje być naturalne i wystarczające.
Dzieje się tak na całym świecie, również u nas, gdzie długo panował wzorzec poświęcającej się i niezmożonej matki-Polki.
Coraz więcej kobiet czuje, że jakkolwiek mocno by nie kochały swoich dzieci, to spędzenie wyłącznie z nimi pięciu, dziesięciu czy wręcz piętnastu lat życia jest męczące, irytujące i - o, zgrozo! - nudne. Z drugiej strony nie każda matka odważy się powiedzieć to głośno i dążyć do zmiany rodzinnego stylu życia. Matka-Polka znajduje sposób pośredni - ucieka od trudnej roli, ale tak, by się nie konfrontować ze swoimi prawdziwymi uczuciami.
Emigracja wewnętrzna
To ucieczka kobiet bezradnych - nie wytrzymują ciężaru obowiązków, ale nie dają sobie prawa, żeby obciążenie zmniejszyć. Robią to, co do nich należy, ale nie daje im to wiele przyjemności, czują się wciąż winne i niedoskonałe. Uważają, że powinny bawić się z dzieckiem w sklep albo w szkołę - choćby je to niewiarygodnie nudziło - i nie próbują znaleźć własnych sposobów na kontakt bardziej atrakcyjny dla obu stron. Mogą nienawidzić spacerów z wózkiem - a jednak będą codziennie osobiście odprawiać ten rytuał. Nie dają sobie prawa do zbudowania własnej formuły na bycie matką, przyjmują pewien gotowy stereotyp - i czują się schwytane w pułapkę. Dlatego trudno im utożsamić się ze swoją rolą. Mówią na przykład tak: "Przez całe dnie jestem na zmianę śpiąca albo wściekła. Ale przecież nie robię nic więcej niż inne kobiety - zajmuję się dziećmi i domem. Widać coś ze mną jest nie w porządku." Albo: "Mąż dobrze zarabia, ciężko pracuje, więc to chyba normalne, że wzięłam na siebie wszystkie obowiązki domowe? Nienormalne jest tylko to, że nie za dobrze się z nich wywiązuję."
Wewnętrzne emigrantki źle się czują, zatruwają otoczenie własnym poczuciem beznadziejności, a zwłaszcza, mimo całego poświęcenia, nie dają wiele dobrego swoim dzieciom. Ale ta postawa zdejmuje z kobiety odpowiedzialność za kształtowanie własnego życia. Taka osoba zdaje się mówić: "Robię to, co należy, staram się, jak mogę, nie jestem w tym dobra, ale muszę wytrzymać, bo nic nie da się zmienić." Bezradne trwanie jest dla niej najbezpieczniejszym sposobem życia.
Świat kobiet
To specyficzne "drugie życie" młodych matek widoczne jest zwłaszcza wiosną i latem na skwerach i w parkach. Grupki ożywionych kobiet rozprawiają o ważnych dla nich sprawach, od niechcenia bujając śpiące w spacerówkach niemowlaki. W miarę, jak dzieci wyrastają z wózków, wspólnoty konsolidują się wokół coraz to nowych zadań. Oto, co można podsłuchać: "Naprawdę tak mu powiedziałaś? No, no - odważna jesteś. A on co? Zatkało go pewnie?"; "Maciusiu, nie krzycz, nie widzisz, że rozmawiamy z ciocią o ważnych sprawach? Co? Już czwarty raz mnie wołasz? Nie mów głupstw, cały czas cię słyszę. A teraz już mi nie przeszkadzaj."; "Same wiecie, chłop to chłop i on takich rzeczy nigdy nie zrozumie."
Ucieczka w świat kobiet daje podstawową, bardzo ważną korzyść - mianowicie poczucie oparcia i więzi. Ale płaci się za to pewien koszt. Przedłużone przebywanie w tym świecie może spowodować, że nie da się wrócić do świata mężczyzn, do świata dzieci (również własnych, zmęczonych koniecznością ciągłego odciągania uwagi mamusi od intymnej i satysfakcjonującej bliskości z przyjaciółkami), a przede wszystkim do własnej oddzielności, zagubionej między jedną a drugą podwórkową konferencją.
Powrót do rodziny
Młodsza matka-Polka często ma pokusę, by schronić się po skrzydła starszej. Niekoniecznie zresztą jest to zwrot w stronę babci-Polki. Czasami ucieka się do tatusia, siostry lub brata. Ważne, że różne więzi i zobowiązania wobec rodziny, z której się wywodzimy, pozwalają nam zdystansować się wobec naszej aktualnej roli. "Dzisiaj muszę przenocować u mamy, bo bolało ją serce i boi się spać sama."; "Nie możemy być egoistami i zajmować się tylko sobą, kiedy bliscy ludzie mają kłopoty."; "U mnie w rodzinie nikt by nie postąpił tak jak ty."
Pożytek z takiej postawy jest oczywisty - kobieta w usankcjonowany społecznie sposób może oderwać się od obciążającej ją roli, bo przecież nie można się dziwić, że altruistycznie oddaje część swojego czasu krewnym w potrzebie. Ale zamiana roli matki-Polki na córkę-Polkę, siostrę-Polkę czy ciocię-Polkę niczego w gruncie rzeczy nie rozwiązuje. Wciąż jest się równie daleko od prawdziwych potrzeb.
Delegacja obowiązków
Ta popularna strategia polega na przeniesieniu części swoich zadań na różne osoby postronne, zwłaszcza na bliższą i dalszą rodzinę. Nie zawsze jednak towarzyszy temu gotowość do rezygnacji z roli pani kierownik. "Twoja matka znowu dała dziecku szynką, a przecież dobrze wie, że jesteśmy wegetarianami."; "Uważam, że dziadek powinien pojechać z bliźniaczkami. Na pewno da sobie radę - w końcu one mają już po sześć lat."; "Pani Kaziu, proszę nie ubierać małej w tę niegustowną sukienkę z falbankami; to, że dziecko płacze, to nie jest argument."
Podstawowa zaleta tej strategii to niekwestionowane odciążenie - ktoś zajmuje się naszymi sprawami, a my mamy więcej czasu i energii na inne rzeczy. Ale grożą nieuchronne konflikty - bo powierzając dziecko na przykład dziadkom chcemy w pełni kontrolować ich sposób zajmowania się wnukiem.
Specyficzny wariant to delegowanie uprawnień na męża i ojca. Staje się on szczególnie predestynowany do wykonywania różnych zajęć rodzicielskich i domowych, a ponieważ uznajemy raz na zawsze, że robi to lepiej od nas, możemy czuć się zwolnione. "Ja do szkoły nie chodzę nigdy - za bardzo się denerwuję. Mój mąż jest znacznie lepszy w kontaktach z nauczycielami."; "Chyba nie ma nic złego w tym, że tata kładzie własne dzieci spać? Ja nie jestem w stanie ich zdyscyplinować i zapędzić do łazienki. Jemu to jakoś idzie."
Korzyści tego wariantu wiążą się z przejęciem przez mężczyznę części odpowiedzialności za sprawy rodzinne, szkoda natomiast, że kobieta aby to uzyskać, zasłania się własną niemożnością i niekompetencją. Skutecznie ucieka od roli wszechmocnej matki-Polki, by stać się istotą w jakimś obszarze upośledzoną, która nie radzi sobie z podstawowymi w życiu dorosłej osoby sprawami.
Biuro
Ten wariant ucieczki polega na tym, że znużona obowiązkami domowymi kobieta wyrywa się najszybciej jak to jest możliwe do pracy, nawet jeśli dostępna dla niej praca jest kiepsko płatna i niespecjalnie rozwijająca. Po prostu tylko praca wydaje jej się wystarczającym alibi dla abdykowania z części rodzinnych powinności. W rezultacie zaczyna uczestniczyć w niekończącym się serialu z życia biura (lub jakiegokolwiek innego miejsca pracy) i centralnymi postaciami w jej życiu stają się: wymagający i niesprawiedliwy naczelnik, pani Basia, która nie pozwala otwierać okna oraz "ta mała z rachuby, która nosi takie dekolty, jakby na bal szła, a nie do pracy".
Podstawowy koszt: kobieta zaczyna traktować tę biurową operę mydlaną jako coś emocjonującego, ważnego i prawdziwego. Ma jednak korzyść, bo w sposób bezpieczny i godny ("ja przecież pracuję!") redukuje czas i siły poświęcane na to, co ją męczy.
Choroba
Niektóre, na ogół dość mało odporne psychicznie, osoby uciekają z tego, co jest dla nich zbyt uciążliwe, w - uzasadnioną lub nie - koncentrację na własnym zdrowiu. Rozwijają one najrozmaitsze dolegliwości, wymagające określonego trybu życia i zabiegów. "Nie mogę dziś odebrać dziecka z przedszkola, bo skończyły mi się leki i muszę pojeździć po aptekach. Ty tego za mnie nie zrobisz, bo moje zdrowie nie jest dla ciebie ważne!"; "Psychoterapeuta mówi, że powinnam jeden dzień w tygodniu spędzać bez rodziny."
W tym wariancie oczywiste są i pożytki - udaje się uciec od tego, co nas przygniata, i straty - stajemy się osobą niepełnosprawną. Ucieczka w chorobę jest zabiegiem nieświadomym, a nie przemyślną symulacją.
Samotna matka
Prawdziwa matka-Polka nie może być samotna, chyba że jako stateczna wdowa. Kobieta, która chce ominąć ciężar roli, może od początku podryfować w kierunku samotnego macierzyństwa. Wszelkie jej niedoskonałości jako matki i gospodyni stają się tym samym uzasadnione trudną sytuacją, a jeśli ma szczęście i miły charakter, to szybko otoczy ją wianuszek życzliwych osób, chętnie pomagających w różnych codziennych sytuacjach.
Nie chcę uchybiać kobietom borykającym się z samotnym wychowywaniem dzieci. Po prostu czasem poprowadzenie swojego życia w takim właśnie kierunku może wiązać się z nie do końca świadomą motywacją, by uniknąć konwencjonalnej roli, z której byłybyśmy rozliczane. Samotna matka nie może być matką doskonałą i wszyscy to rozumieją.
Od ciężaru roli dobrej matki, żony i gospodyni uciekać można na różne sposoby, ale wspólne jest, że kobieta nie decyduje się, by innym - a nawet sobie samej - powiedzieć wyraźnie, że chce coś zmienić w życiu. Przemyca tę zmianę pod rozmaitymi pretekstami, niektóre z nich obniżają jej poczucie własnej wartości, inne są obciążające. Stereotyp omnipotentnej i masochistycznej matki-Polki wciąż tkwi głęboko w zbiorowej psychice, i nie każda kobieta ma dość odwagi by stawić mu czoła. Część ucieka się do opisanych powyżej sposobów zastępczych. Warto zrobić mały krok i powiedzieć przynajmniej sobie samej "Wolno mi nie chcieć tak żyć, mam prawo czuć się obciążona i nie muszę szukać sobie żadnych dodatkowych usprawiedliwień".
Fragment książki "Para i dziecko" Zofii Milskiej-Wrzosińskiej