Natalia Kraus: Zwalniając, odzyskujemy czas na życie
Wmówiono nam, że szybciej, dalej i więcej są synonimami słowa "lepiej". Że musimy tylko trochę więcej pracować, a staniemy się... Jacy? Właśnie - jacy się staniemy, jeśli będziemy tak ciągle gnać i gonić niedoścignione ideały? Bardziej spełnieni? Godni podziwu? Szczęśliwsi? Może ten i ów czerpie prawdziwą przyjemność z nieustannego biegu, ale prawda jest taka, że tacy ludzie to wyjątki. O tym, jak się zatrzymać i złapać oddech, mówi autorka książki "Slow life w wielkim mieście, Natalia Kraus.
A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Wbrew pozorom spokój możesz znaleźć również w dużym mieście! 123RF/PICSEL
Justyna Gul: - Jak zdefiniowałabyś określenie "slow life"?
Natalia Kraus: - Życie w trybie slow to przede wszystkim życie w zgodzie ze sobą, a nie na pokaz. To świadome, mądre wybory każdego dnia. Także dotyczące tego, że rezygnuję z wyścigu, bo wolę żyć po swojemu. "Slow life" to życie uważne, w którym nie pędzimy na oślep do "niewiadomokąd", ale mamy czas dla siebie samych i swoich bliskich.
Czy życie slow jest dla każdego?
- Myślę, że jak najbardziej tak. Jeśli mamy slow w głowie to bez względu na to, gdzie mieszkamy i czym się zajmujemy, będziemy czuli się szczęśliwi. Wojciech Eichelberger powiedział kiedyś, że "aby podnieść poziom zadowolenia z życia, trzeba obniżyć komfort życia". I myślę, że tutaj właśnie tkwi problem wielu z tych, którzy pędzą. Ciągle czują niedosyt. Ja jestem zwolenniczką hasła pochodzącego z filozofii zen: chciej mniej. Bardzo mi się podoba i jest szalenie wyzwalające. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie jest to proste. Też zostałam wychowana w kulcie ciągłego podnoszenia poprzeczki. Problem z tym, że nie wiemy, kiedy przestać.
Sceptycy od razu powiedzą, że na wolne tempo życia, spacery po parku w południe czy niespieszne załatwianie spraw mogą sobie pozwolić tylko rentierzy albo bezrobotni...
- Tak, i pamiętam takie artykuły w prasie kolorowej, opisujące osoby, które rzuciły pracę w korpo i wyjechały w przysłowiowe Bieszczady, żeby poczuć slow. Ale tu nie o to chodzi. Jeśli zrezygnujemy z wyścigu, zaczniemy "chcieć mniej" to czas na spacer sam się znajdzie. Za dużo kładziemy sobie na głowę i jeszcze do tego wymagamy, aby wszystko to było wykonane perfekcyjnie. A potem się dziwimy, dlaczego czujemy frustrację, zmęczenie i smutek.
Niezwykłe “babcie” show-biznesu - charyzmatyczne gwiazdy po 70.
Do niedawna w kinie czy modzie panował niepodważalny kult młodości. Jego ofiarami padały już 30-letnie modelki i 40-letnie aktorki, którym pozostawało usunąć się w cień lub pogodzić z graniem tzw. „ogonów” i ról trzecioplanowych. Na szczęście szeroko pojęty show-biznes otwiera się na różnorodność, a dyskryminacja ze względu na wiek staje się coraz rzadszym zjawiskiem.
Drogę do tych zmian torowały także bohaterki tej galerii – kobiety, które nie bały się nieprzychylnych komentarzy, niewygodnych etykiet i drwiących uśmieszków. Poznajcie charyzmatyczne gwiazdy, które są już po siedemdziesiątce i… nic sobie z tego nie robią. Żyją pełnią życia, wyglądają tak, jak chcą, inspirują i nie boją się nowych wyzwań.
Didżejka w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” powiedziała, że „starość jest w Polsce ciągle czymś śmierdzącym, pokracznym, brzydkim”. Swoją muzyką, poczuciem humoru i różnorakimi inicjatywami udowadnia na co dzień, że tak być nie musi, a stereotypy dotyczące życia na emeryturze należy łamać.
O DJ Vice zrobiło się głośno kilka lat temu, kiedy zaczęła pojawiać się przed kamerami. W 2014 roku została twarzą telewizji Eska TV. Dyskoteki międzypokoleniowe organizuje mniej więcej od dekady, a uczestników tych, kultowych już, imprez dzieli czasem kilkadziesiąt lat! Dla starszych, samotnych ludzi to doskonała okazja do znalezienia przyjaciół, a nawet prawdziwej miłości (DJ Vika „zeswatała” podobno wiele par!).
Wirginia Szmyt, znana pod pseudonimem DJ Vika, jest bez wątpienia najbarwniejszą (a przy okazji najstarszą) didżejką w Polsce. 82-latka z wykształcenia jest pedagogiem – pracowała z dziećmi niepełnosprawnymi i trudną młodzieżą. Po przejściu na emeryturę zaangażowała się w aktywizację seniorów w ramach Uniwersytetu Trzeciego Wieku, pisała też wiersze i piosenki satyryczne.
Fonda ma na koncie dwa Oscary (za filmy „Klute” i „Powrót do domu”), kilka nominacji oraz cztery Złote Globy. Prywatnie trzykrotnie stawała na ślubnym kobiercu (z ostatnim mężem rozwiodła się w 2001 roku) i wychowała trójkę dzieci. Całe życie zmaga się z traumą z molestowania seksualnego.
Jane Fonda też przekroczyła już osiemdziesiątkę (w grudniu ubiegłego roku świętowała 82 urodziny), ale, jak na ikonę fitnessu przystało, dalej jest w rewelacyjnej formie. W filmie dokumentalnym „Jane Fonda w pięciu odsłonach” przyznała, że dziś czuje się młodsza, niż gdy miała zaledwie 20 lat. Powód? Aktorka wreszcie czuje się wolna – nie podporządkowuje swoich decyzji mężczyznom (robiła tak długie lata), odpuściła presję bycia zawsze idealną (25 lat cierpiała na bulimię) i angażuje się w walkę o przyszłość planety.
Dziś gwiazda bardzo wspiera kobiety i bierze udział w strajkach klimatycznych, za co została kilkukrotnie aresztowana. Dalej jest bardzo aktywna zawodowo (możemy oglądać ją m.in. w, cieszącym się dużą popularnością, serialu „Grace i Frankie”).MANDEL NGAN/AFP/East NewsEast News
Nieokiełznanym, barwnym ptakiem jest też Krystyna Mazurówna, która w ubiegłym roku przekroczyła osiemdziesiątkę. Urodzona we Lwowie Polka w 1957 roku ukończyła warszawską Szkołę Baletową i zaczęła występy na deskach Teatru Wielkiego i Teatru Syrena. Jedenaście lat później wyemigrowała do Francji i zamieszkała w Paryżu. Pracowała jako tancerka (występowała m.in. w spektaklu legendarnej Josephiny Baker) oraz choreografka. Założyła też dwa zespoły tańca współczesnego: Fantom oraz Ballet Mazorowna, z którymi występowała na całym świecie. Polscy telewidzowie mogą kojarzyć ją z programów „You Can Dance” oraz „Got to Dance”.
Osobną opowieść można napisać na temat życia uczuciowego pani Krystyny. Tancerka przez trzy miesiące była żoną aktora Tadeusza Plucińskiego. Z drugim mężem - Jeanem Pierrem Bluteau ma dwójkę dzieci. W 1960 roku na świat przyszedł jej syn Kasper, którego ojcem jest Krzysztof Teodor Toeplitz. Artystka spotykała się także ze Sławomirem Mrożkiem i Wacławem Kisielewskim.
Mazurówna słynie z szalonych fryzur (miała na głowie kolorowe dready czy wielobarwnego irokeza), mocnego, neonowego makijażu i rockowo-cyberpunkowych stylizacji. Cały czas jest bardzo sprawna fizycznie, błyskotliwa i dowcipna. Wojtek LaskiEast News
Dziś nazwisko Vivienne jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych w świecie mody. Ona sama walczy zaś z tzw. „szybką modą” i szalonym konsumpcjonizmem, proponując ubrania, które można nosić przez lata. Projektantka bierze też udział w demonstracjach – ostatnio stanęła w obronie Juliana Assange i weszła z megafonem do ogromnej klatki. Od lat współpracuje ze swoim mężem – młodszym o 25 lat Austrakiem – Andreasem Kronthalerem. Keith MayhewAgencja FORUM
Westwood i McLaren projektowali też kostiumy teatralne oraz filmowe. Nie bali się tworzyć ubrań dla fetyszystów i członków subkultur. Pomysły na grafiki czerpali m.in. z pornografii. Wkrótce ich projekty można było kupić w całej Wielkiej Brytanii, a ubrania od Westwood nosiły największe gwiazdy estrady (m.in. Madonna).Rex FeaturesEast News
Vivienne Westwood za niecały rok skończy 80 lat, ale energii i kreatywności może pozazdrościć jej niejedna dwudziestolatka. Westwood jest ikoną współczesnej mody, której udała się rzecz pozornie niemożliwa – idąc zawsze pod prąd szturmem weszła do mainstreamu. Przyszła projektantka urodziła się w 1941 roku. Pod koniec lat 60. (była już wówczas rozwódką) poznała Malcolma McLarena – menedżera zespołu Sex Pistols. Para otworzyła w Londynie sklep „Let It Rock” (później „SEX”) i zaczęła sprzedawać oryginalne ubrania inspirowane ruchem punkowym. Rex FeaturesEast News
Dziennikarka w 1999 roku została odznaczona Srebrnym Krzyżem Zasługi. „Sprawa dla reportera” jest nadal jednym z najchętniej oglądanych programów, a Jaworowicz w ogóle nie myśli o emeryturze. Jacek DomińskiReporter
Elżbieta Jaworowicz jest jedną z ikon polskiej telewizji. Kiedy widzowie programu „Sprawa dla reportera” dowiadują się, że ich ukochana pani redaktor ma 74 lata, przecierają oczy ze zdumienia. Jaworowicz właściwie się nie zmienia, a długie, zgrabne nogi, które eksponuje w każdym odcinku, stały się jej dumą i znakiem rozpoznawczym.
Pani Elżbieta do telewizji trafiła, gdy była studentką – wygrała konkurs zrealizowany przez program „Telewizyjny Ekran Młodych” nadawany w latach 1969-1972. Karierę rozpoczęła od prowadzenia… kącika mody , ale już w 1983 roku została gospodynią autorskiej „Sprawy dla reportera”, z którą związana jest do dziś. Do maja 2018 zdecydowaną większość materiałów przygotowywała sama Jaworowicz, dziś pomagają jej dziennikarze Telewizji Polskiej.
Wizerunek inspirowany Barbie towarzyszy jej do dziś – burza blond loków, kuse sukienki, ogromne dekolty i buty na platformie to nadal jej znaki rozpoznawcze. BACKGRIDEast News
Angelyne, a właściwie Ronia Tamar Goldberg nie jest szczególnie znana w Polsce. Za to w Stanach Zjednoczonych bywa nazywana „pierwszą celebrytką” oraz „ikoną lat 80.”. Co ciekawe, znana z oryginalnego wizerunku, śmiałych sesji zdjęciowych i konsekwencji w dążeniu do celu, 70-latka pochodzi z Polski! Angelyne długo ukrywała fakt, że urodziła się w Chmielniku (powiat kielecki) – jej rodzice ocaleli z Holokaustu i wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych.SplashnewsEast News
Przebojowa blondynka rozpoczęła karierę muzyczną pod koniec lat 70. Naprawdę głośno zrobiło się o niej, gdy w Los Angeles zawisły bilboardy z jej wizerunkiem. Gwiazdka pozowała do nich w różowej corvettcie (jeździ nią do dziś) i przybierała zmysłowe pozy. Mistrzowską (z PR-owego punktu widzenia) akcję sfinansowała z własnych oszczędności. Angelyne zdobyła rozpoznawalność, zagrała w kilku filmach, pracowała jako fotomodelka, a nawet… kandydowała na fotel gubernatora stanu Kalifornia.BWP MediaEast News
Gwiazda przez 40 lat była związana z Markiem Perepeczką - wybitnym aktorem znanym z tytułowej roli w serialu "Janosik". Mieczysław WłodarskiReporter
- Starość może wyglądać fantastycznie, bo ma już wolność. Trzeba kombinować tak, żeby człowiekowi było dobrze, miło i bezpiecznie. Nie musimy mieć milionów i miliardów, żeby być szczęśliwym – powiedziała w jednym z wywiadów. Piotr KamionkaReporter
Agnieszka Fitkau-Perepeczko w maju tego roku skończyła 78 lat i nadal jest bardzo aktywna w mediach społecznościowych, gdzie chętnie zamieszcza śmiałe zdjęcia (np. w samej bieliźnie)! Aktorka w latach 70. była związana z Teatrem Komedia oraz występowała gościnnie w Teatrze Dramatycznym i Teatrze Rozmaitości. Międzynarodową rozpoznawalność przyniosły jej role w australijskich serialach. Polskim widzom jest znana głównie z telewizyjnej produkcji pt. "M jak miłość".Andras SzilagyiMWMedia
Dlaczego chcemy być slow, skoro jeszcze tak niedawno zachwycaliśmy się wielozadaniowością i szybkim tempem życia?
- No właśnie, chyba wcale już się tak nie zachwycamy. Na szczęście. W krajach, w których rozwój gospodarczy nastąpił wcześniej, etap szybkiego tempa życia i wielozadaniowości odchodzi powoli do lamusa. W Szwecji np. nadgodziny w pracy są bardzo źle widziane, a podczas przerwy zabronione jest rozmawianie o obowiązkach zawodowych. Myślę, że firmy w Polsce już powoli też dochodzą do tego, że pracownicy to nie cyborgi, tylko ludzie, którzy potrzebują życiowej przestrzeni, aby wykonywać swoje obowiązki efektywnie. Inaczej szybko grozi im wypalenie. Ale ważne jest, abyśmy my sami do tego dojrzeli. Żebyśmy postanowili, że chcemy zwolnić.
Ty też żyłaś szybko. Skąd zatem ta zmiana?
- To bardzo proste. Też pracowałam w korpo (nawet w kilku), biegłam na oślep w wyścigu i ciągle chciałam więcej. Aż się wypaliłam. Ataki paniki, które pojawiły się moim przypadku, okazały się wybawieniem. Skierowały mnie na ścieżkę do zaopiekowania się sobą, przewartościowania życia i wielu zmian, które zaprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem dzisiaj. Miałam dużo szczęścia. Nie dostałam zawału, ani innej groźnej choroby. Odzyskałam zdrowie i życie. Nie wszystkim się jednak to udaje.
W Szwecji nadgodziny są bardzo źle widziane123RF/PICSEL
Owocem twojej przemiany jest wydana właśnie książka "Slow life w wielkim mieście". Do kogo jest adresowana?
- Do każdego, kto czuje, że chce zwolnić, ale nie do końca wie, jak. Przede wszystkim pisałam ją z myślą o mieszkańcach dużych miast, ale tak naprawdę to od sposobu naszego myślenia, a nie od miejsca zamieszkania zależy, czy żyjemy slow.
W książce dzielisz się nie tylko przemyśleniami, ale podajesz też receptę na bycie slow - Złotą Receptę. W jaki sposób opracowane przez ciebie zasady mogą pomóc nam zwolnić?
- Zdaję sobie sprawę, że nie wystarczy powiedzieć do siebie: "no to od jutra zwalniam". Zwłaszcza, jeśli długo tkwiliśmy w pędzie. Dlatego w książce krok po kroku opisuję, w jaki sposób zrobić to "bezboleśnie". Z każdą zmianą trzeba się oswoić. Piszę zarówno o tym, jak zastosować Zen to done w pracy, czy metodę Zero Żalu w relacjach. Jak zbudować Garderobę Kapsułową, która pomoże w codziennym wyborze ubrań, czy jak poprowadzić zeszyt do ogarnięcia swoich finansów metodą kakebo. Daję dużo praktycznych porad i wskazówek, aby każdy znalazł w tym obszarze, który u niego wymaga najwięcej pracy, pomoc i wskazówki. Do każdego rozdziału są także ćwiczenia. Jeśli dla kogoś to będzie za mało, zawsze może umówić się na konsultację ze mną (także online).
Gdy cały czas pędzimy, łatwo o zawodowe wypalenieWojciech TraczykEast News
Wielu z nas boi się, że zwalniając, nie skorzysta w pełni z życia. Że coś straci. Możesz rozwiać te obawy?
- Wyobraź sobie, że jest dokładnie odwrotnie! Zwalniając odzyskujemy czas na życie i możemy w końcu korzystać ze wszystkich jego wspaniałości. O szukaniu tych właśnie małych przyjemności jest cały rozdział. Na pewno każdy dopisze tam własne pomysły.
Udowadniasz, że wcale nie trzeba rzucać wszystkiego i wyprowadzać się od razu na przysłowiowy koniec świata, żeby wieść życie w rytmie slow. Jak zatem funkcjonować w rytmie slow w wielkim mieście, które wciąż dostarcza nam nowych bodźców oraz w rodzinie, która nieustannie ma wobec nas określone oczekiwania?
- Tak, jak już wspominałam, życie w rytmie slow to codzienne dokonywanie świadomych wyborów. Trzeba czasem odpuścić, zrezygnować, zastosować metodę Zero Żalu, którą opisuję w książce. Nie da się mieć wszystkiego. Czas nie jest z gumy i każdy z nas ma go dokładnie tyle samo. Musimy wiedzieć, co chcemy włożyć do swojego koszyka z napisem: 24 godziny.
Kiedy nadchodzi ten moment "oświecenia", że jednak nie warto się tak spieszyć?
- Dla każdego w innym momencie. Czasem niestety jest to choroba, zwolnienie z pracy, rozstanie. Ale czasem może to być też refleksja, rozmowa z kimś, kto już jest po drugiej stronie, książka, która wpadła nam w ręce. Nic nie dzieje się przypadkiem. Jeśli ktoś czyta ten wywiad to znaczy, że miał go właśnie teraz przeczytać w jakimś celu. Być może to początek jego nowej drogi.
Natalia Kraus porzuciła korporacje i nie żałujemateriały prasowe
Szybkie życie jest dzisiaj modne, sprawia, że czujemy się ważni, wartościowi. Co w zamian proponuje nam slow life?
- Slow life proponuje przede wszystkim życie na własnych zasadach. Nie życie na pokaz, trendy, w wyścigu. Ale życie zgodne ze wszystkim, co mamy głęboko w sercu i z czym czujemy się dobrze.
Czy masz jakąś radę dla wszystkich, którzy chcą zwolnić, ale nie wiedzą od czego rozpocząć zmianę?
- Od przeczytania mojego poradnika. A tak naprawdę od tego, że podejmują taką decyzję: chcę rozpocząć zmianę w kierunku życia slow. Wtedy sami znajdą właściwą ścieżkę i odpowiednie narzędzia.
Pozostaje zatem życzyć każdemu odnalezienia tej ścieżki. Dziękuję za rozmowę.
Więcej o książce "Slow life w wielkim mieście" przeczytasz TUTAJ