Nieznany kraniec Francji
Jeszcze 50 lat temu Langwedocja była nieodkrytą, pełną tajemnic krainą. Dopiero generał de Gaulle zauważył piękno tego regionu i rozwinął tu turystykę.
Kiedy u nas zaczyna się jesień, na południu Francji panuje jeszcze letnia aura. Zaplanowaliśmy więc urlop na najbardziej na południe wysuniętej części francuskiego wybrzeża, rozciągającej się między Doliną Rodanu, Morzem Śródziemnym a Pirenejami - w Langwedocji.
Pojechaliśmy tam samochodem. Wymagało to co prawda pokonania aż dwóch tysięcy kilometrów, ale po drodze zatrzymaliśmy się na nocleg.
Dopiero następnego dnia ujrzeliśmy Collioure. Szybko odnaleźliśmy nasz pensjonat. - Chodźmy rozprostować nogi - zaproponował mąż. Poszliśmy na spacer. Dotarliśmy aż na plażę.
- Obrazek jak ze średniowiecza - stwierdziłam, podziwiając zamek w porcie i forty na okolicznych szczytach gór. Następnego ranka zaciągnęłam męża na fort St-Elme, z którego widać miasteczko na tle ciągnącego się na północ wybrzeża. Z drugiej strony piętrzą się Pireneje.
Kolejnego dnia zwiedzaliśmy Perpignan. W XIII w. miasto było stolicą średniowiecznego Królestwa Majorki. Ten okres pamięta potężny zamek, siedziba królów Majorki. Dzisiaj kamienna budowla otoczona jest fortyfikacjami cytadeli z XVII wieku.
- To musiało być miasto nie do zdobycia - westchnął mąż, patrząc na wieżę warowną Castillet i pozostałości murów obronnych z XIV w. W pobliżu ciągną się wysadzane platanami bulwary nad rzeką La Bassa. Schronienie przed słońcem znaleźliśmy w katedrze św. Jana Baptysty.
- Przepiękna! - zachwycałam się bogactwem malowideł i marmurowym ołtarzem. Starówka zaskakuje urokliwą zabudową. Przyjemnie jest powłóczyć się tutaj bez celu.
- Usiądźmy na lody - zaproponował mąż, gdy wyszliśmy na Place de la Republique. Na koniec zrobiliśmy sobie jeszcze spacer wzdłuż murów.
Następnego dnia pojechaliśmy do Narbony. Miasto leży nad kanałem de la Robine. Jest to część śródlądowej drogi wodnej między Atlantykiem a Morzem Śródziemnym. Starówka to plątanina wąskich uliczek z setkami sklepików. - Zamieszkałbyś na moście? - spytałam przy Moście Kupców (Pont des Marchands), na którym stoją kamieniczki. - Z tobą zawsze! - odparł mój romantyk.
- Chodźmy obejrzeć Pałac Arcybiskupów - zaproponował. Pałac ozdabiają trzy wieżyczki z XIII i XIV w. Obok wznosi się niedokończona katedra św. Justa. - Chyba projekt przerósł budowniczych skoro przez 50 lat udało się zbudować tylko prezbiterium - orzekłam. - No, ale jest największe w południowej Francji - wyczytał mąż w przewodniku. Najstarszym zabytkiem miasta jest Horreum, podziemne magazyny na zboże wybudowane przez Rzymian.
Podczas wypoczynku udaliśmy się też do Beziers. Miasto leży na wzgórzu, które opływa rzeka L’Orb. Z doliny do miasta wiodą dwa mosty Pont Vieux i Pont Neuf, czyli Stary i Nowy. Kolejny most nad rzeką tworzy akwedukt Kanału Południowego.
- To niesamowite! Statki przepływają tu jeden nad drugim - pokazałam mężowi to niezwykłe skrzyżowanie. Wrażenie robi też znajdująca się obok 8-komorowa śluza Fonserannes. - Zbudowali ją w XVII-wieku i ciągle działa! - nie mógł wyjść z podziwu mąż. Dominująca nad centrum katedra St-Nazaire jest o wiele starsza. Stare Miasto oddziela od nowszej części wysadzana platanami aleja.
- Zrobiłam się głodna od tego chodzenia - oznajmiłam. Na obiad zjedliśmy przysmak regionu czyli ostrygi. Reszta urlopu upłynęła nam na plażowaniu. Także w sąsiednich miejscowościach: Port Vendres i Banyuls-sur-Mer. Najbardziej spodobała mi się otoczona piniowymi zagajnikami plaża Plage de Paulilles.
Ostatniego dnia mieliśmy już dość leżenia. Weszliśmy więc na jeden z pobliskich szczytów pod wieżę Tour Madeloc z XIII w.
- Stąd widać całe wybrzeże! - zachwyciłam się. Patrzyłam na dzikie, naturalne plaże, w które wdziera się morze. I marzyłam, by jak najdłużej ten morski brzeg pozostał nieujarzmiony.
Anna Wronka