Nowy trend na rynku nieruchomości. Agenci płacą testerom nawiedzonych domów

Jeśli szukasz nowej pracy, to może warto spojrzeć w kierunku azjatyckim. W Chinach coraz chętniej zatrudniani są tak zwani "testerzy nawiedzonych domów". Agenci nieruchomości płacą im za to, aby spędzili dobę w mieszkaniu uważanym za przeklęte. Po to, żeby udowodnić potencjalnym nabywcom, że nic im nie grozi.

article cover
123RF/PICSEL
Aby przekonać klientów, że "nawiedzone" domy są bezpieczne, agenci płacą testerom, którzy spędzają noc w nieruchomości
Aby przekonać klientów, że "nawiedzone" domy są bezpieczne, agenci płacą testerom, którzy spędzają noc w nieruchomości123RF/PICSEL

Zabobon w Chinach żyje i ma się dobrze. Mieszkańcy Państwa Środka, na przekór usilnym staraniom partii, która próbuje zastąpić ludowe wierzenia wiarą w komunizm, bardzo boją się duchów, demonów i klątw.

A jak wiadomo z legend i filmów o zjawiskach paranormalnych, jeśli ktoś umrze nienaturalną śmiercią w swoim domu, nawiedza potem jego wnętrze jako zjawa.

W Chinach to nie żart i potencjalni nabywcy naprawdę omijają takie nieruchomości, toteż agenci mają problem z ich sprzedażą. Skoro na rynku pojawiła się potrzeba, to szybko znaleźli się chętni do jej spełnienia. Biura nieruchomości zaczęły więc zatrudniać specjalnych testerów.

Ludzie ci mają za zadanie spędzić w rzekomo nawiedzonym domu co najmniej noc (lub dłużej, jeśli klient sobie tego zażyczy) i udowodnić, że dany lokal jest całkowicie bezpieczny.

Brzmi jak wstęp do niejednego filmu grozy, ale to jak najbardziej realne zajęcie. Niedawno nawet gazeta "South China Morning Post" opisała historię profesjonalnego testera nawiedzonych domów, który podróżuje po całym kraju, sprawdzając przeklęte nieruchomości.

Jego stawka to jeden juan, czyli około 65 groszy za każdą minutę spędzoną we wskazanym mieszkaniu, ale firmy najczęściej wynajmują go na całą dobę. Podczas pobytu regularnie prowadzi wideorozmowy z agentami oraz klientami, żeby pokazać im, że wszystko jest w porządku.

- Klienci naprawdę boją się sami sprawdzić przeklęte ich zdaniem nieruchomości, więc wolą wynająć kogoś, żeby zrobił to za nich - mówi w wywiadzie. - Ciężko zrobić z tego stałe źródło zarobku, ale to świetna okazja, żeby trochę dorobić. Trzeba tylko liczyć się z tym, że dużo się podróżuje, bo trudno przewidzieć, skąd zadzwonią i gdzie będzie następny dom do sprawdzenia - zdradza.

Przeczytaj także:

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas