O intrygantkach i diablicach
Joanna Puchalska w książce "Bo to złe kobiety były" kreśli portrety dziesięciu kobiet. Są wśród nich intrygantki, oszustki, awanturnice - od Jagiellonów po PRL. Co fascynującego znajdziemy w biografiach Zofii Wittowej, Xawery Deybel czy Blanki Kaczorowskiej?
PAP Life: Gdyby była pani reżyserką filmową, żywot której bohaterki przeniosłaby pani na srebrny ekran?
Joanna Puchalska: Gdybym chciała nakręcić awanturniczy romans historyczny to świetnie się do tego nadają dzieje Zofii Wittowej-Potockiej i Agnieszki Machówny. Obie zresztą są bohaterkami dobrych powieści. Historia pięknej kobiety, fascynującej mężczyzn, zawsze działa na wyobraźnię, zwłaszcza czytelniczek. Wielką popularnością cieszyły się kiedyś francuskie filmy o markizie Angelice, a niedawno prawdziwym hitem stał się turecki serial o Roksolanie, która uwiodła sułtana, czyli o pięknej Hurrem. Obie moje bohaterki świetnie nadają się do przedstawienia tego rodzaju historii. Natomiast naprawdę głęboki dramat psychologiczny można zrobić na kanwie losów Xawery Deybel. Kobiety emocjonalnie uwikłanej w erotyczno-mistyczny związek z Adamem Mickiewiczem, trwającym przy psychicznie chorej żonie mimo bardzo silnej fascynacji "tą trzecią". A wszystko z towiańszczyzną w tle.
Co łączy bohaterki pani książki?
- We wstępie do książki piszę o pojęciu zła niekoniecznego, czyli takiego, które rodzi się wraz z dokonaniem wyboru, w którym człowiek opowiada się po mrocznej stronie. Może to być złamanie praw dekalogu, może to być akt zdrady drugiej osoby lub istotnych wartości. Na przykład zdrada ojczyzny. Szóste przykazanie, nie cudzołóż, złamały Giżanka, Machówna, Potocka, Sobańska. Piąte, nie zabijaj, miały na sumieniu Brezianka i Kaczorowska. Fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu swemu dawała Dogrumowa. Swój naród zdradziły Karolina Sobańska i Blanka Kaczorowska, kolaborujące z wrogiem.
Która z bohaterek książki, pani zdaniem, miała najmroczniejszą biografię?
- Blanka Kaczorowska. Nie musiała dopuszczać się zdrady, zwłaszcza na taką skalę. Można od biedy zrozumieć kogoś, kto szedł na współpracę z wrogiem, aby na przykład ratować bliską osobę. W przypadku Blanki Kaczorowskiej gorliwość, jaką wykazywała we współpracy z gestapo, a potem z peerelowską służbą bezpieczeństwa, jest przerażająca. Osamotniona na starość, została odrzucona przez swoich jak Kain. Tragiczny los. Wyjątkowo piękna kobieta w typie Marleny Dietrich.
Co dało pani największą przyjemność w pracy nad tą książką?
- Pisanie dialogów, bo to najbardziej lubię. Wtedy wyraźnie "słyszę" swój tekst. I poszukiwania źródłowe, zwłaszcza wynajdywanie literackich opracowań danej postaci, dających wyobrażenie o tym, jak była postrzegana w czasach sobie współczesnych lub późniejszych. Muszę tu przyznać, że lepiej czuję się w epokach dawnych niż w historii najnowszej. I ubolewam nad tym, że historia i literatura czasów Pierwszej Rzeczpospolitej i porozbiorowych w niewystarczającym moim zdaniem stopniu funkcjonują w społecznej świadomości.
Jak odnajduje się pani w konwencji zbeletryzowanej biografii i w jaki sposób realizowała pani tę formułę w swojej książce?
- Tam, gdzie to było możliwe, starałam się trzymać jak najbliżej źródeł, to znaczy literacko opracować istniejące przekazy, zachowując specyfikę języka epoki. Jak w przypadku dialogów w rozdziale o Marii Teresie Dogrumowej czy w scenie z upitą "na smutno" Wandą Wasilewską, którą opisali w swoich wspomnieniach zarówno generał Zygmunt Berling, jak i jego żona. Ale wymyślałam też sama sceny czy dialogi mające cechy prawdopodobieństwa. Choćby rozmowa Celiny Mickiewiczowej z Xawerą Deybel w momencie nasilenia się objawów chorobowych żony poety. Czy Jana Gawińskiego relacja przy winie ze spotkania na ulicy pięknej nieznajomej.
Z Joanną Puchalską - pisarką, autorką takich książek jak "Dziedziczki Soplicowa", "Kresowi Sarmaci", "Polki, które zadziwiły świat", tłumaczką literatury angielskojęzycznej, rozmawiał Andrzej Grabarczuk. (PAP Life)