Od szkolnego grania do sławy i kariery

Początki były trudne: brakowało instrumentów, mikrofonów, sal do prób... Ale upór i pasja młodych muzyków przyniosły nadzwyczajne efekty.

Zespół "Czerwone gitary"
Zespół "Czerwone gitary"Agencja FORUM

Seweryn Krajewski już w przedszkolu lubił naśladować znanych muzyków; udawał perkusistę i skrzypka, grając na odwróconym wiaderku i na patyku. Mama zapisała syna do podstawówki muzycznej, gdzie uczył się gry na skrzypcach. Ale jako nastolatek marzył już o gitarze...

W tym czasie Jerzy Skrzypczyk też chodził do szkoły muzycznej. - Rodzice kupili mi czterościeżkowy magnetofon Tesla, wtedy szczyt techniki  - wspomina. - Gdy szli do pracy, cały dzień siedziałem przy radiu, dostrajałem za pomocą oka magicznego stacje i nagrywałem zagraniczne przeboje.

Czerwone Gitary: polscy Beatlesi

W sopockim klubie Non Stop 19-latek Krajewski poznał Jerzego Kosselę, który w styczniu 1965 r. założył Czerwone Gitary. Wkrótce Seweryn dołączył do zespołu, któremu przewodził Krzysztof Klenczon. Ten zdolny gitarzysta i wokalista był muzycznym samoukiem. Wczesną młodość spędził w Szczytnie, gdzie pływał na żaglówkach, a wieczorami grał i śpiewał przy ognisku.

Czerwone Gitary zachwyciły młodzież. - Każdy kraj chciał wtedy mieć swoich Beatlesów i u nas ten skład mógł być trochę podobny - mówił Skrzypczyk, perkusista. Jednak skoro Ringo Starr grał na dobrej perkusji, on też sobie taką wymarzył:

- Wydatek nieprawdopodobny: 65 tys. zł. Tyle kosztował dobry samochód. No, ale jaka satysfakcja, że mogę zagrać na takim instrumencie. Pal licho tę cenę!

Kluczem do sukcesu grupy był duet zdolnych i charyzmatycznych kompozytorów i wokalistów: Klenczona i Krajewskiego. Obaj mieli wyjątkowy talent do komponowania melodyjnych przebojów i lirycznych ballad, które uwielbiały panie.  Po tym, jak Krajewski zaśpiewał na festiwalu w Sopocie "Annę Marię", gwałtownie zwiększyła się liczba dziewczynek, którym rodzice nadawali takie imiona w urzędach stanu cywilnego.

Budka Suflera: próby po nocach

Krzysztof Cugowski, rok 1998
Krzysztof Cugowski, rok 1998Zenon ZyburtowiczEast News

W pokoju świeżo upieczonego maturzysty Krzysztofa Cugowskiego spotykało się kilku kolegów z liceum im. Staszica w Lublinie. Grali własne wersje brytyjskich przebojów rockowych. Po paru próbach stwierdzili, że "wiosła" warto by uzupełnić "sterem", czyli wokalem. - Krzysiek, spróbuj coś zaśpiewać - namawiali Cugowskiego. - Dajcie mi spokój  - wymigiwał się. - Ja śpiewałem tylko w chórze szkolnym. W końcu jednak przy akompaniamencie gitarzysty "ryknął tak, że nam kapcie pospadały" - wspominają koledzy. Krzysztof śpiewał do mikrofonu wieszanego na... żyrandolu.

Po roszadach personalnych Cugowski rozpoczął współpracę z Romualdem Lipko. Obaj chodzili do tego samego liceum muzycznego i ogólniaka. Romek był zafascynowany rockiem i wcześnie zaczął sam komponować. Na próby umawiali się w domu kultury w Milejowie, gdzie pracował jako instruktor muzyki. - Mogliśmy grać tylko w nocy, kiedy dom kultury kończył pracę. A że pekaesy kursowały do szóstej po południu, pozostawał pociąg. I tłukliśmy się osobowym do Chełma - trzydzieści na godzinę. W miejscowości Jaszczów mieliśmy wysiadkę i trzeba było dać z buta te 4 km po wertepach do Milejowa. Co latem było przyjemne, ale zimą grzęźliśmy w zaspach - opowiadał Cugowski.

Ale opłaciło się! Pierwszy album "Cień wielkiej góry" wyprzedał się w ciągu kilku dni. Ludziom spodobał się męski, zachrypnięty wokal Cugowskiego i rockowe, nowoczesne melodie Lipki, który z biegiem lat stał się jednym z czołowych kompozytorów polskiej muzyki rozrywkowej.

2 plus 1: talent i uroda

Zespół "2 plus 1"
Zespół "2 plus 1"Agencja FORUM

Elżbieta Dmoch i Janusz Kruk odebrali solidną muzyczną edukację: ona w klasie fletu, on zaś - kontrabasu. Kruk po maturze działał w studenckich grupach, potem założył własną przy Zakładach Wytwórczych Lamp Elektrycznych im. Róży Luksemburg. Tam trafiła też Elżbieta. Z czasem nawiązali współpracę z Andrzejem Rybińskim, co zaowocowało powołaniem zespołu "2 plus 1". Największe sukcesy trio osiągnęło jednak w składzie z Cezarym Szlązakiem. Publiczności spodobał się głos i uroda pełnej czaru Elżbiety Dmoch. Równie ważny okazał się geniusz muzyczny Janusza Kruka, który eksplodował tak wspaniałymi piosenkami jak "Chodź, pomaluj mój świat".

- Janusz był niezwykle pracowity, pracuś nad pracusiami, do tego był prawdziwym kompozytorem. Jeśli we wtorek na godzinę trzynastą miał przynieść do radia czy telewizji partyturę czy coś innego, to choćby się waliło i paliło, przynosił  - wspominał Szlązak. Zgranie zespołu ułatwiło uczucie, które połączyło Elżbietę i Janusza. Para pobrała się w 1973 r. Dopóki byli małżeństwem, dopóty kwitła niezwykła kariera "2 plus 1".

Naj
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas