Ogród wieczornych mgieł
Młoda kobieta, Yun Ling, nosi w sobie tajemnicę, przepełnia ją ból, z którym nie potrafi sobie poradzić.
Aritomo jest wybitnym projektantem ogrodów, artystą, którego kunszt docenił sam cesarz Japonii.
Przypadkowe spotkanie tej dwójki zmienia ich życie.
Choć cenią sobie swoją samotność, rodzi się między nimi piękna, ale i krucha relacja. Początkowo niechętnie, potem z coraz większym zaangażowaniem, Aritomo wprowadza Yun Ling w wymagające skupienia arkana sztuki projektowania ogrodów.
Czy to nieomal mistyczne zajęcie pozwoli Yun Ling pogodzić się z przeszłością? Czy można zakląć w harmonii ogrodu miłość, cierpienie i tęsknotę za najbliższą osobą? Znaleźć wyzwolenie?
Piękna i zmysłowa historia Yun Ling i Aritomo, rozgrywająca się w egzotycznej scenerii Malezji, zabiera czytelnika w niezwykłą, porywającą literacką podróż przez czas, uczucia, historię.
Tan Twan Eng, Ogród wieczornych mgieł. Premiera: 14 sierpnia. Wydawnictwo Znak.
Fragment książki
Na górskim szczycie powyżej linii chmur przed laty mieszkał pewien człowiek, który niegdyś był nadwornym ogrodnikiem cesarza Japonii. Przed wojną słyszało o nim niewielu, wśród nich jednak ja. Człowiek ten opuścił swój dom na krawędzi świata, tam gdzie wschodzi słońce, i przybył w góry Złotego Chersonezu.
Opowiedziała mi o nim siostra niedługo po moich siedemnastych urodzinach. Od podróży podjętej właśnie po to, aby się z nim zobaczyć, dzieliło mnie wówczas dziesięć lat. Ani tamtego smaganego deszczem poranka, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, ani nigdy później nie przeprosił za to, co jego pobratymcy zrobili mojej siostrze i mnie. Jakie zresztą słowa mogłyby ukoić mój ból, wrócić mi siostrę? Żadne. Rozumiał to. Niewielu rozumiało.
Po trzydziestu sześciu latach, które minęły od tamtego ranka, znów słyszę jego głos, głęboki i głuchy. Trzymane w zamknięciu wspomnienia zaczynają się wyrywać na wolność, jak bryły lodu, które oddzielają się od lodowego klifu. Kiedy śnię, te kry dryfują ku dziennemu światłu świadomości.
Budzi mnie spokój gór. Głębia ciszy - ten aspekt życia w Yugiri zatarł się w mojej pamięci. Gdy otwieram oczy, w powietrzu rozbrzmiewają poszepty domu. "Stare domy przechowują skarb wspomnień", przypominam sobie słowa Aritomo. Ah Cheong puka do drzwi i cicho wymienia moje imię. Wstaję z łóżka i nakładam szlafrok. Rozglądam się za rękawiczkami; są na nocnym stoliku. Naciągam je i zapraszam służącego, żeby wszedł do środka. Wchodzi i stawia na stoliku cynową tacę z imbrykiem herbaty oraz talerzem pokrojonej papai; w ten sam sposób co rano witał Aritomo.
Kamerdyner odwraca się do mnie i mówi:
- Niech to będzie długa i spokojna emerytura, sędzio Teoh.
- Dziękuję. Kto by pomyślał, że zacznie się szybciej niż twoja.
Szacuję, że Ah Cheong jest o pięć czy sześć lat starszy ode mnie. Mój wczorajszy przyjazd przypadł już pod jego nieobecność. Przyglądam się służącemu uważnie, nakładając to, co widzę, na obraz tego, co pamiętam. Jest niskim, szczupłym mężczyzną, niższym niż w mojej pamięci; wyłysiał zupełnie. Napotykam jego spojrzenie.
- Myślisz o dniu, w którym zobaczyłeś mnie po raz pierwszy, prawda?
- Nie, nie pierwszy. Ostatni. O dniu wyjazdu. - Kiwa głową, przytakując sam sobie. - Ah Foon i ja zawsze wierzyliśmy, że pewnego dnia sędzia wróci.
- Cieszy się dobrym zdrowiem? - Przechylam się lekko na bok, żeby spojrzeć za niego, i szukam wzrokiem jego żony, czekającej w drzwiach na wezwanie. Mieszkają w dolinie, w Tanah Rata, i co rano rowerami pokonują górską drogę do Yugiri.
- Ah Foon umarła, sędzio. Cztery lata temu.
- Umarła. Tak, rzeczywiście.
- Chciała sędzi powiedzieć, jak bardzo jest wdzięczna za wszystkie koszty poniesione na jej leczenie. Ja także jestem głęboko wdzięczny.
Podnoszę wieczko imbryka, po czym odkładam je na powrót, szukając w pamięci nazwy szpitala, w którym leżała. Przypominam sobie: Lady Templer Hospital.
- Jeszcze pięć tygodni - mówi.
- Pięć tygodni?
- Za pięć tygodni miną trzydzieści cztery lata od dnia, w którym pan Aritomo od nas odszedł.
- Ah Cheong, na litość boską!
W Yugiri nie widziano mnie od niemal równie dawna. Czy kamerdyner osądza mnie po liczbie lat, które upłynęły od mojej ostatniej wizyty w tym domu, jak ojciec, który wycina kolejny karb na kuchennej ścianie, żeby zaznaczyć wzrost dziecka?
Ah Cheong nie odrywa wzroku od punktu gdzieś ponad moim ramieniem.
- Jeśli się już nie przydam...
Robi ruch w stronę drzwi.
- O dziesiątej oczekuję gościa - odzywam się łagodniejszym tonem. - Odwiedzi mnie profesor Yoshikawa. Wprowadź go na główną werandę.
Kamerdyner kiwa głową i wychodzi, zamykając za sobą drzwi, a ja nie po raz pierwszy zadaję sobie pytanie, ile wie, co widział i co słyszał podczas tylu lat spędzonych na służbie u Aritomo.