Pięć sławnych zimowych scen z kultowych polskich filmów

Za oknem zima nowego typu – dość krótka, niezbyt mroźna i prawie bezśnieżna. Jak dobrze, że są filmy, które przypominają, jak wyglądała ta prawdziwa!

Kadr z filmu "Potop"
Kadr z filmu "Potop"East News

Wspominamy, jak powstały najsłynniejsze zimowe sceny z polskich filmów. Śnieg nie we wszystkich był prawdziwy, ale mróz - zawsze! I to taki,  że wręcz było go widać na ekranie, w postaci pary, która unosiła się nad aktorami. Tak więc te obrazy najlepiej oglądać... pod kocem i z filiżanką herbaty w dłoni.

"Potop": Oblężenie Częstochowy

Filmowcy przybyli na Jasną Górę w grudniu 1971 r. Zainstalowali w klasztorze ładunki, które eksplodując w czasie "szturmu Szwedów", sprawiały wrażenie, że na mury naprawdę padają kule. A na strychach i dachach rozmieszczono straż pożarną, by zdążyła je ugasić w razie nieszczęścia.

Nie udało się zakończyć "oblężenia" w ciągu jednej zimy; mróz wprawdzie był siarczysty, ale śniegu za mało, by nakręcić wysadzenie kolubryny przez Kmicica. Naftalina ani armatki śnieżne, którymi uzupełniali ten niedobór, nie załatwiały sprawy. Ekipa wróciła kolejnej zimy  i znów to samo: mróz tęgi, śniegu niewiele. Filmowcy musieli więc przedsięwziąć radykalne kroki - razem z kolubryną pojechali do Zakopanego. A tam śniegu było po kolana! Daniel Olbrychski mógł podkraść się do armaty i ze słowami "Naści piesku kiełbaski!" wetknąć jej w lufę materiały wybuchowe. Działo rozpadło się na kawałki u wejścia do Doliny Strążyskiej.

"Pan Wołodyjowski": Porwanie Baśki

Kto choć raz oglądał "Pana Wołodyjowskiego", na pewno pamięta porwanie Baśki przez Azję i jej ucieczkę przez zasypane śniegiem Dzikie Pola. Dramatyczne sceny kręcono w Bieszczadach. Magdalena Zawadzka do dziś wspomina, jak bardzo zmarzła, czołgając się po śniegu, a zwłaszcza kąpiąc w przeręblu. Gumowe spodnie nie pomogły, prawie skostniała!

W pracy nad tą częścią filmu momenty dramatyczne przeplatały się ze śmiesznymi. Wszyscy najedli się strachu o życie i zdrowie kaskadera, któremu koń zmiażdżył nogę. Reżyser musiał ściągnąć na odludzie śmigłowiec medyczny. Z kolei psy, które miały grać wilki ścigające Baśkę, nie słuchały trenera i nie rozumiały, dlaczego ten ni stąd, ni zowąd zaczyna wyć niczym wilk. W końcu sprostały zadaniu, lecz trzeba było obciążyć im ogony, bo zadzierały je "po psiemu", a wilk zawsze ogon opuszcza.

"Czterej pancerni": Janek na Syberii

Akcja pierwszego odcinka serialu rozgrywa się w tajdze, którą gra polskie Międzygórze w Kotlinie Kłodzkiej i okoliczne góry. W scenie, w której Janek wyprawił się po korzeń żeń-szeń, widać wodospad Wilczki - co prawda to jedno ujęcie, lecz okupione wielkim wysiłkiem ekipy, której pomagali GOPR-owcy, bo zejście tam zimą jest niebezpieczne.

W pobliżu nakręcono też zwycięską walkę Janka z japońskim spadochroniarzem. Do roli zaangażowano prawdziwego Japończyka, studenta z Warszawy. Chłopak nie umiał jednak udawać bójki z Januszem Gajosem. Był zbyt... grzeczny. Uśmiechał się i kłaniał, nie potrafił zrobić groźnej miny. Dopiero na koniec dnia, zły i bardzo zmęczony kolejnymi dublami, zagrał z należytą ekspresją. Podobno nawet zaklął po japońsku, ale tego nam już nie przetłumaczono.

"Alternatywy 4": Pomysł na mróz

Odcinek pt. "Dwudziesty stopień zasilania" wieńczy scena z parowozem, który zmarznięci lokatorzy bloku podłączyli do instalacji w piwnicy, dzięki czemu w końcu mieli ciepło. Ta przedwojenna lokomotywa przyjechała na stołeczny Ursynów ciężarówką i wzbudziła zachwyt dzieciarni. Maluchy po niej skakały, zaglądały do środka, każdy chciał mieć zdjęcia na jej tle.

Gdy już się nacieszyły, do akcji wkroczył Roman Wilhelmi, który grał dozorcę nazwiskiem Anioł. Artysta był tego dnia wyjątkowo niedysponowany. Aż kilkanaście razy przerywał krótki dialog z Mieczysławem Voitem (grającym profesora), żeby uraczyć siebie i partnera gorącą herbatą, rzecz jasna "z prądem". Tę jedną scenę kręcili cały dzień. Wypadła dobrze, choć niektórzy widzowie mają wrażenie, że Voitowi język lekko się plącze...

Słynna kukła z komedii Barei "Miś"
Słynna kukła z komedii Barei "Miś"East News

"Miś": Kukła fruwa nad miastem

Ostatnią scenę tego filmu nakręcono na obrzeżach Warszawy. Mróz był siarczysty, toteż ekipa musiała wypić coś na rozgrzewkę... Świeciło przy tym słońce, więc scenografka, która nałożyła okulary przeciwsłoneczne, odmroziła skórę na buzi. Odmrożenie to miało kształt... okularów.

Ewa Bem, która śpiewała kolędę, siedząc na stołku i tuląc zawiniątko z "niemowlęciem", parę miesięcy wcześniej urodziła córeczkę. Koledzy żartowali, że pasuje do roli Matki Boskiej, tylko płeć dziecka się nie zgadza. Gdy nadleciał helikopter, niosąc na linie słomianego misia, niektórzy obawiali się, że kukła nie przebije lodu, po którym śmigali łyżwiarze. Obawy się nie spełniły: miś rozbił taflę i... lodowata woda wszystkich opryskała.

Dorota Filipkowska

Naj
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas