Polka o opiece lekarzy w Hiszpanii: "Tym nazywam godną służbę zdrowia"
Dzwonią zapytać, jak się czujesz, zapewniają ci niemal darmowe leki psychiatryczne, produkty menstruacyjne i pakiety badań - w zależności od potrzeb. W mojej percepcji istnieje przepaść pomiędzy publiczną służbą zdrowia w Hiszpanii i w Polsce. Na kilku poziomach. I chociaż wiele osób się ze mną nie zgodzi, wielu skrytykuje, to opowiem wam, jak Hiszpanie opiekują się tutaj moim zdrowiem i jak wyglądało to w Polsce.
W Polsce korzystałam zarówno z prywatnej, jak i publicznej służby zdrowia, ale niestety nie było idealnie. To i tak eufemizm. Do tej pory pamiętam, jak z silną infekcją po wyrwaniu zęba nie mogłam doprosić się o jednodniowe zwolnienie z pracy. Z kolei kiedy podczas wakacji udałam się na SOR, prosząc, czy ktoś może wyjąć mi kleszcza, to odesłano mnie do... weterynarza. Takich historii mam więcej. A to i tak "szczęście" w nieszczęściu, bo wiele osób zmaga się z poważnymi chorobami i umiera przed wyznaczoną przez NFZ wizytą bądź zabiegiem. Z kolei w Hiszpanii, mimo że jestem tu dopiero kilka lat, zauważyłam ogromną różnicę - na plus. Zwłaszcza, jeśli chodzi o publiczną służbę zdrowia. Ale od początku.
Polska: Nie chcesz miesiącami czekać na wizytę u lekarza? Zapłać
Zobacz również:
Nie jest tajemnicą, że na polską służbę zdrowia narzeka mnóstwo osób.
Mieszkając w Polsce, ale tak naprawdę w każdym europejskim kraju, gdzie płacisz podatki, oczekujesz przynajmniej godnej służby zdrowia. A przed godną rozumiem, że jeśli zachorujesz, to na wizytę lekarską nie musisz czekać miesiącami. Jeśli dolega ci coś poważnego (albo nawet nie), to nie masz innej możliwości, jak umówić się na prywatną wizytę lekarską. A jak prywatna, to wiadomo, trzeba zapłacić.
Miałam sporo takich wizyt, u różnych specjalistów, ale nigdy nie było to coś, co by mnie w pełni satysfakcjonowało. Choć nie trzeba czekać w długich kolejkach, to czasami trafiałam na lekarzy, którzy traktowali mnie trochę jak maszynę do leczenia - szybko, bez większego zaangażowania. Po prostu kolejny pacjent do "naprawienia", bez większej empatii. Mimo że płaciłam, nie czułam się w pełni zaopiekowana. Wielokrotnie było "okej", ale oczekiwałam czegoś więcej.
Z kolei publiczna opieka zdrowotna w Polsce to już zupełnie inna bajka. A w zasadzie komediodramat. Na wizytę u większości specjalistów trzeba czekać tygodniami. Już samo dodzwonienie się do przygodni graniczy z cudem. Jeśli jednak uda się połączyć z lekarzem, to zwykle nie wykazuje on zrozumienia, zainteresowania i jest po prostu zniecierpliwiony. "Linia jest zajęta, już kolejny pacjent czeka, tak to działa proszę panią" - usłyszałam niejednokrotnie. Jestem w stanie zrozumieć taką postawę, bo uważam, że cały system nie działa prawidłowo, jednak jako pacjent czuję się zignorowana.
Niejednokrotnie też nie mogłam doprosić się o zwolnienie lekarskie, nawet, kiedy miałam anginę i idąc do biura zarażałam wszystkich wokół. "Aż taka chora to pani nie jest" - słyszałam. I wychodziłam z przepisanym antybiotykiem, gorączką 39 stopni i... bez zwolnienia zdrowotnego. Pamiętam też jak jeden z dentystów zaszył mi przez przypadek "kawałek urządzenia" w dziąśle. Minęło kilka dni (ból był nie do zniesienia), zanim specjaliści zorientowali się, co mi dolega.
Hiszpania: Opieka zdrowotna w Barcelonie znacznie bardziej dostępna
Po przeprowadzce do Barcelony, miałam wrażenie, że weszłam do zupełnie innego wymiaru, jeśli chodzi o system zdrowotny. Tutaj publiczna służba zdrowia to nie jest coś, co traktuje się po macoszemu.
W Hiszpanii, przede wszystkim, nie muszę czekać na wizytę u lekarza przez kilka tygodni. Umawiam się zwykle na następny dzień, zdarza się, że terminy są dostępne jeszcze tego samego. System działa sprawnie, a dostęp do specjalistów jest naprawdę bezproblemowy. Wszystko można załatwić za pośrednictwem aplikacji. Zdarzało mi się, że jeśli potrzebowałam jakichś podstawowych badań, mogłam je zrobić tego samego dnia. Bez dodatkowych kosztów.
Kiedy potrzebuję pomocy, nigdy nie czuję się zignorowana. Mam "swoją" lekarkę, która dzwoni i odpisuje na wiadomości w trybie ekspresowym. Oczywiście w tym przypadku miałam szczęście, bo nie każdy lekarz zachowuje się tak samo, ale nie jestem jakimś odosobnionym przypadkiem.
Dodatkowo, Hiszpanie są po prostu mili i pomocni. Kiedy byłam chora, codziennie dostawałam telefoniczne pytanie, jak się czuję - szczególnie w czasie pandemii.
Ogromnym plusem w Hiszpanii jest także łatwa komunikacja z lekarzami. Mówią w wielu językach, więc nie trzeba się martwić. Zamiast czekać w kolejce, jak to miało miejsce w Polsce, jestem w stanie łatwo skontaktować się z lekarzem przez telefon, e-mail, a nawet internetowo. Dodatkowo, mogę dostać pomoc w każdej chwili - np. w kwestiach psychicznych. Przysługuje mi psycholog, a lekarz wypisuje recepty na leki, za które tutaj płacę 1,9 euro, natomiast w Polsce około 160 złotych na miesiąc.
Statystyki mówią same za siebie. Ponad 80% Hiszpanów zadowolonych z publicznej służby zdrowia
Nie jestem jedyną osobą, która zauważa różnice pomiędzy tymi dwoma systemami. Według badań przeprowadzonych przez Europejską Agencję Zdrowia (ECDC), Hiszpania wypada znacznie lepiej w kwestii dostępności i jakości opieki zdrowotnej.
Ponad 80 proc. Hiszpanów wyraża zadowolenie z publicznej służby zdrowia, podczas gdy w Polsce tylko 60 proc. pacjentów ocenia ją pozytywnie. To chyba nie dziwi, biorąc pod uwagę moje doświadczenia. Ludzie w Hiszpanii czują się bardziej zaopiekowani, a dostępność lekarzy, szczególnie w miastach, takich jak Barcelona, jest na naprawdę wysokim poziomie. Znam też Polaków, którzy "sprowadzili" tutaj swoich rodziców, by mogli korzystać z ich pakietów zdrowotnych. Nie żałują.
Biorąc pod uwagę moje doświadczenia (ale też bliskich) nie mam wątpliwości, że system w Hiszpanii jest po prostu lepszy. Choć w Polsce można znaleźć świetnych lekarzy, to organizacja systemu publicznego pozostawia wiele do życzenia. W Hiszpanii za to, czuję, że moje zdrowie jest w dobrych rękach. Czuję się bezpieczna i zaopiekowana. I tym właśnie nazywam godną służbę zdrowia.