Polski "internet przed internetem". Wspomnienie o Telegazecie
"Internet ery przed internetem", teletekst nadawany przez Telewizję Polską od lat 80. XX wieku znany pod nazwą Telegazety, dziś może kole w oczy swoją ubogą szatą graficzną, ale dla dzieci lat transformacji często był specyficznym okienkiem na świat i lubianą rozrywką. Także ich rodzice często sięgali po pilota, by zasięgnąć informacji z tego źródła. Co zapamiętaliśmy najlepiej z treści Telegazety sprzed lat?
Telegazeta, czyli teletekst "upchnięty" wraz z sygnałem Telewizji Polskiej i jej regionalnych filii, pojawiła się w naszych telewizorach już w 1988 roku. Do dziś znajdziemy tu informacje pogrupowane w działy tematyczne — ogłoszenia, biznes, gospodarka, polityka, rozrywka. Od 1994 roku na stronie 777 emitowane są napisy dla osób niedosłyszących i niesłyszących. W Telegazecie Polska Agencja Prasowa publikuje na bieżąco swoje depesze.
W czasach, gdy była nowinką techniczną, cieszyła się o wiele większą popularnością, ale do dziś wielu starszych widzów TVP zagląda na nią z przyzwyczajenia i w poszukiwaniu potrzebnych informacji. W czasach pipczących modemów, czyli w powijakach internetu, była poniekąd jego formą zastępczą i wiele osób zapamiętało ją jako okno na trochę inny świat — informacji dostępnej od ręki i podawanej wedle naszej decyzji.
Tele-rodzinka
Ilona urodziła się w Częstochowie, teraz mieszka w Krakowie, pracuje, poznaje nowych ludzi — mało kto na pierwszy "rzut ucha" zorientowałby się, że rozmawia z osobą z dużym procentem niedosłuchu. Zdradzają ją jedynie aparaty słuchowe i sposób mówienia, który jednak można przypisać też na przykład nietypowemu akcentowi. Telegazeta odegrała w życiu Ilony ważną rolę wiele lat temu.
- Wspominam ją z wielkim sentymentem. Oczywiście mowa o stronie 777, gdzie od połowy lat 90. była nadawana audiodeskrypcja do wybranych programów i filmów. W Polsce mamy tradycję lektorów, którzy czytają linie dialogowe, dla nas — głuchych i niedosłyszących — jest to wykluczające. Teraz oczywiście dostęp do materiałów z napisami jest większy, jest internet, platformy z filmami i programami, gdzie można wybrać opcję napisów, a czasem też profesjonalnej audiodeskrypcji. Kiedyś można było co najwyżej pójść do kina, gdzie od zawsze rządziły napisy i właśnie na stronę 777 Telegazety — mówi mi dziewczyna.
- Co prawda Telegazeta nie mogła służyć za bardzo jako pomoc w nauce czytania z ruchu ust, gdyż napisy często pokrywały się z liniami dialogowymi jedynie w znaczeniu wypowiedzi, a nie w dokładnie oddanej treści dialogów — dodaje.
W ostatniej dekadzie XX wieku cała rodzina Ilony była wciągnięta w czytanie Telegazety. Tato czytał tam wiadomości i sprawdzał kursy akcji, mama przeglądała ogłoszenia drobne, szukają różnych okazji (a i niejedno wystawiła sama), młodsza siostra Ilony Anna "surfowała" po kultowej Łączce Telezajęczej.
- Tato kiedyś tam kupił jakieś akcje na Giełdzie Papierów Wartościowych. Nie, nie wydał na to całych oszczędności, to była raczej dla niego "poważna zabawa w maklera" i pretekst do opowiadania dowcipów o przyszłej fortunie. Niemniej notowania akcji sprawdzał codziennie właśnie na Telegazecie. Twierdzi, że zna jeszcze ludzi, którzy wciąż to robią. Wszyscy w rodzinie też korzystaliśmy z programu telewizyjnego i wiadomości. Mama sprzedała kilka rzeczy dzięki ogłoszeniom w Telegazecie — w tym stare, dość wysłużone Audi, za co jesteśmy jej dozgonnie wdzięczni do dziś. Było ono bowiem w kolorze zielonego, przemysłowego mydła - wspomina z obrzydzeniem Ilonka.
Jej młodsza siostra Ania pamięta za to Telegazetę z bardziej dziecięcej perspektywy. Na szczęście teletekst miał też ofertę dla mniejszych gości.
- Telegazeta bardzo kojarzy mi się ze starymi grami na Commodore 64 i na Atari. Przeglądając ją, czułam się trochę jak w takiej grze tekstowej sterowanej pilotem. Jaka strona była najfajniejsza? Oczywiście Łączka Telezajęcza! Pamiętasz "tele-przyjaciół"? Dzieciaki szukały tam rówieśników, z którymi mogliby korespondować. Jak dziś o tym myślę, to mogło być to trochę niebezpieczne z wiadomych przyczyn, ale 35 lat temu jakoś nikt o tym nie myślał. Pisałam z koleżankami poznanymi na "Łączce" przez kilka lat, jeszcze do czasów licealnych. Szczerze mówiąc ciekawe co u nich słychać... Może spróbuję je odnaleźć — teraz przez Facebooka, nie przez Telegazetę — śmieje się Anka.
Także w naszej redakcji nie brakuje fanek Łączki Telezajęczej. Rozmawialiśmy o tym, w czasie powstawania tego tekstu.
- To był istny cud techniki na ekranie telewizora. Nie pamiętam, jaki numer trzeba było wybrać na pilocie, 211? 111? Majaczy mi się taka kombinacja, ale nie jestem pewna. Doskonale pamiętam za to obrazek rozpikselowanego, zielonego zajączka na ekranie i możliwości, jakie stwarzała ta strona. Zagadki, krzyżówki, rebusy, niby nic wielkiego, ale i tak atrakcyjne, bo przecież "w telewizorze". Wydzieraliśmy sobie z kuzynem pilota, żeby dopchać się do "Łączki". Dobrze pamiętam też, sam moment odkrycia tego niezwykłego uniwersum. Dokonałam go nie ja, a mój tata. Z salonu rozległ się wtedy krzyk: "W telewizorze jest coś super"! Nie kłamał, Łączka rzeczywiście była super - wspomina ten ważny dzień Aleksandra.
A komu to przeszkadzało?
Kultową Łączkę Telezajęczą wiele osób wspomina z dużym sentymentem. Serwis AszDziennik uroczo kpił sobie z tych uczuć, pisząc, że Łączka była jedynym medium społecznościowym, w którym 40-latkowie czuli się jak w domu.
"Nikt jej nie oceniał i nie komentował złośliwie jej zdjęć, a przeglądając z pilotem w ręku, czuła się w pełni anonimowo. Gdy raz otworzyła przypadkiem strony z ogłoszeniami moto, to reklamy samochodów nie atakowały jej później na każdej stronie telegazety. Zero agresji i przemocy. Zero ryzyka natknięcia się na jakiegoś creepa. Tylko ona i Zajączek. Teraz, gdy Magda widzi posty, tęskni za Krzyżówką Zajączka. Chce żyć w świecie, w którym zamiast toksyny z LinkedIna mogłaby nadal czytać dział "Z pamiętnika" i nawiązywać tam przyjaźnie" - pisał ze swadą Łukasz Jadaś w 2022 roku. Choć to satyra, to wiele przecież w niej prawdy.
- Niosła ukojenie w chorobie, była ratunkiem w deszczowe dni i pociechą w smutnych chwilą — podsumowuje moja redakcyjna koleżanka. Czy i wy tak czule wspominacie tego polskiego "dziadeczka internetu"?
Czytaj więcej!