Polski katolik szuka nowości. Na czym polega zjawisko „churchingu”?
Pragnienie nowych wrażeń, poszukiwanie parafii doskonałej czy część lifestyle'u? Co sprawia, że ludzie uprawiają churching? Sprawdzamy.
Churching to termin stworzony na wzór słowa clubbing, które oznacza odwiedzanie wielu klubów nocnych w ciągu jednej nocy. Churching zaś to praktyka odwiedzania różnych kościołów przez wiernych w celu znalezienia odpowiedniej dla siebie parafii. Co skłania wiernych do takich poszukiwań?
"I can’t get no statisfaction"
Człowiek z natury jest istotą poszukującą — wciąż chcemy poznawać nowych ludzi i nowe miejsca w nadziei znalezienia spełnienia, a przynajmniej doznania przyjemności. Współczesny świat wręcz nas do tego zachęca — zmień pracę, weź kredyt, przeczytaj nowy kryminał, obejrzyj film, wybierz się w fascynująca podróż w poszukiwaniu nowych wrażeń. Nowość jest obietnicą szczęścia.
W pogoni za zmianą potrafimy zapędzić się stan ciągłego niezadowolenia, idealnie zilustrowany sceną w autobusie z filmu "Dzień świra", w której główny bohater, obserwując manewry współpasażerów, wypowiada znamienne słowa: "A że przy oknie, a że tyłem, a że przodem, a że bokiem... a że nie wiadomo dlaczego. Dlaczego wciąż mym udziałem jest ta paranoja".
Nic dziwnego, że ciągła presja nowości i przymus zmiany sprawia, że taka tendencja pojawia się też w odniesieniu do zjawisk, które ze swej definicji mają dać nam stałość i oparcie.
Jedną z nich jest wiara i rytuały z nią związane — tu również chcemy poszukiwać nowości. Może w innym kościele jest lepiej? Msza jest krótsza, a ksiądz mówi mądrzejsze kazania? Może lepiej skupimy się w średniowiecznej katedrze niż nowoczesnej świątyni? Takie właśnie pytania wydają się skłaniać wielu wiernych do wędrówki po parafiach w poszukiwaniu tej idealnej.
Kto uprawia churching?
Churching jest na ogół domeną ludzi młodych. Jedni chcą znaleźć miejsce, w którym będą się czuli lepiej, inni pragną przystępnych, lub odwrotnie, bardziej naukowych kazań, a inni szukają mszy krótszej lub o bardziej dogodnej godzinie. Zmotoryzowani często tłumaczą swoje poszukiwania dostępnością miejsc parkingowych.
Z kolei rodzice poszukują nabożeństw dla dzieci, w których ich pociechy będą zainteresowane i spokojne, a są nawet tacy, którzy sugerują się charakterem kapłanów. Do odwiedzania odległych parafii może też zachęcać osoba księdza cieszącego się sławą mądrego kaznodziei.
"Następuje subiektywizacja i indywidualizacja uczestnictwa w Kościele" — zauważa badacz zjawiska churchingu, Krzysztof Rosenkiewicz z Instytutu Geografii na Uniwersytecie w Poznaniu w swojej pracy "Śródmiejskie wędrówki wiernych (churching) jako nowa perspektywa badań życia miasta". Rozluźnienie związków wiernych z parafiami, do których terytorialnie przynależą, Rosenkiewicz wiąże z pojawieniem się oczekiwania specjalizacji, czy wręcz personalizacji duszpasterstwa.
Nie każdy jednak, kto chciałby uprawiać churching, ma równe szanse na podejmowanie takiej aktywności. Dlatego zdecydowanie częściej churching wybierają mieszkańcy miast, ponieważ w mieście łatwiej jest dotrzeć do wielu różnych kościołów niż na wsi, gdzie mieszkańcy są często ograniczeni do swojego parafialnego kościoła.
Jak zauważa Rosenkiewicz, miejski styl życia cechuje rozluźnienie więzi rodzinnych, sąsiedzkich i parafialnych i przeniesienie aktywności do obszarów bazujących nie na terytorium, a na osobistych wyborach. Dotyczy to nie tylko miejsc pracy, edukacji, centrów handlowych i klubów, ale i kościołów.
Czy churching to zjawisko negatywne?
Churching może być pozytywnym doświadczeniem dla wiernych, którzy potrzebują odmiany i świeżego spojrzenia na wiarę.
Uczestnictwo w liturgii w różnych miejscach, na przykład w zakonach, takich jak franciszkanie, jezuici czy benedyktyni, którzy podtrzymują średniowieczną tradycję chorału gregoriańskiego może wzbogacić wiedzę i doświadczenie. Parafie różnią się także zróżnicowaniem i poziomem oferty duszpasterskiej. Nie każdy kościół może zorganizować koncerty organowe, czy rekolekcje z udziałem znanych osobistości.
Jednak negatywnym aspektem churchingu jest rozpad parafialnej wspólnoty. Mniejsza liczba wiernych prowadzi też do zmniejszenia budżetu parafii. “Parafię musimy rozumieć jako wspólnotę ludzi, którzy mieszkają w danym miejscu, żyją swoimi troskami, problemami i radościami. W mniejszych parafiach jest to łatwiejsze, bo ludzie się znają, ale i w większych jest to możliwe, bo przecież modlimy się za siebie nawzajem. Proboszcz jest przed Bogiem odpowiedzialny za wzrost duchowy każdego ze swoich parafian" - tłumaczył na łamach portalu Gość ks. Andrzej Dudek, przewodniczący Komisji ds. Kultu Bożego i Życia Sakramentalnego V Synodu Diecezji Tarnowskiej.
Zobacz również: