Poznałam innego...

Mam 22 lata, roczną córkę i jestem z nim... Na początku było cudownie, jak z bajki. Imponował mi swoją dojrzałością, mądrością. Czasem było źle, czasem dobrze, ale chciałam być z nim.

Ja pomagałam jemu, on mnie i byliśmy szczęśliwi. Wszystko robiliśmy razem. Gdy okazało się, że jestem w ciąży byłam szczęśliwa, będę miała dziecko z facetem, którego kocham - z tym wymarzonym. Czas mijał, urodziłam dziecko, a my oddalaliśmy się od siebie. Przestaliśmy rozmawiać, właściwie teraz nic już nie robimy razem. On rano wychodzi wraca w nocy, jest zmęczony i idzie spać. A gdy już jest w domu, to są awantury, krzyki. Wszystko nam w sobie przeszkadza.

Powoli traciłam już siły... aż poznałam pewnego mężczyznę. Przystojny, miły, mądry - zupełne przeciwieństwo mojego faceta. Związek z moim partnerem mnie wykańcza psychicznie i fizycznie. Gdybym miała ten rozum i tamte lata, nigdy bym się z nim nie związała. Chamski, bezczelny, krytykuje mnie przy obcych, ubliża od najgorszych... To jest przykre. Czasem nawet uderzy... Ale sama go sobie wybrałam.

Pocieszam się tylko tym, że z tamtym jestem szczęśliwa, podniecona, czuję się dobrze. Ale jak długo można oszukiwać? Boję się tego, co się stanie, gdy on się dowie o mojej zdradzie, ale przecież sam popchnął mnie w ramiona innego! Swoim chłodem i nieczułością.

Żałuję, że tak pokierowałam swoim życiem... A najgorsze jest to, że on nigdy nie da mi odejść.

Czasami nawet najlepsza "książkowa" rada nie zastąpi tej, która wynika z naszych doświadczeń. Do naszej redakcji przychodzi wiele takich listów, na które jednej osobie trudno jest mądrze odpowiedzieć, ale liczymy na was.

Redakcja

Jeśli potrzebujesz rady naszych czytelniczek - napisz do nas!

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas