Sabałowa nić: Ludowi poeci z Podhala

„Czym wytłumaczyć fakt, że gawędziarstwo znalazło na Podhalu tak podatny grunt i że gdzie indziej będąc w zaniku, tutaj jest wciąż żywe? Jak to się dzieje, że wciąż na Podhalu rodzą się nowi utalentowani gawędziarze i nić Sabałowa snuje się dalej, dalej?...” – takie pytania stawiał Włodzimierz Wnuk we wstępie do „Gawęd Skalnego Podhala”. Staramy się znaleźć na nie chociaż ślad odpowiedzi.

Domek na Podhalu
Domek na Podhalu123RF/PICSEL

Czy odpowiadając Wnukowi można rzec, że swoisty talent pisarski i talent do "opowiadania" wpisane są w naturalną mentalność góralskiej ludności? Z pewnością można stwierdzić, że wiersze, legendy, własne przemyślenia czy tzw. "godki" tego regionu stanowią bardzo bogaty dorobek literacki. Góralska ziemia zrodziła wiele wybitnych nazwisk. Wymienić można chociażby takie jak: Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Jan Krzeptowski Sabała, ks. Józef Tischner...

Wielcy i cisi

Ale warto mieć na uwadze fakt, że pisali (i wciąż piszą) również tacy, o których nie jest głośno, a których twórczość stanowi ogromną część pięknego, ludowego słowa pisanego. To zwykli ludzie, którzy nie zapisali się na kartach znanej wszystkim historii literatury. Dobrze ujął to Tomasz Chludziński we wstępie do książki "Coby nie zabocyć": "(...) nieznani szerszemu gronu odbiorców, cenieni tylko we własnym, wąskim środowisku, w granicach jednej wsi, w najlepszym razie w swojej gminie czy parafii". Odniósł się tutaj do poety ludowego Franciszka Sikonia z Leszczyn.

Wspomniana książka jest właśnie zbiorem utworów poety - wierszy, gawęd, opowiastek i licznych wspomnień, które wydały drukiem jego dzieci. Podobnie, chcąc zachować dziedzictwo swojej mamy i teściowej - Bronisławy Słodyczki z Czerwiennego, rodzina postanowiła uwiecznić jej twórczość w książce pt. "I coz nom ostało". Takich osobliwości utalentowanych literacko na Podhalu nie brakowało. A o czym pisali? Po prostu o tym, co im w duszach grało. O zwykłym życiu, otoczeniu, o przyrodzie, religii, legendach, polityce, Ojczyźnie, przemyśleniach...  

Rodzinne tworzenie

Życie połączyło losy tych dwóch wspaniałych twórców. Bowiem dwie córki wspomnianego Franciszka Sikonia wyszły za mąż za dwóch synów Bronisławy Słodyczki. Dlatego też pisarze często się spotykali, dyskutowali do późnych wieczorów o poezji i tradycjach góralskich. Łączyła ich nie tylko późniejsza rodzina, ale, jak się okazało - właśnie miłość do słowa pisanego. Zazwyczaj pisali do szuflady, na tym, co mieli pod ręką, pod wpływem natchnienia - dla własnej radości lub przy różnych wiejskich, ważnych wydarzeniach. Bronisława często podkreślała: "Nie piszę dla sławy i poklasku, lecz z potrzeby".

Bronisława Słodyczka urodziła się 2 maja w 1925 roku, a Franciszek Sikoń 13 lipca w 1928 roku. Wychowali się więc w ciężkich czasach dla Polski. Często zauważyć można w ich twórczości nastroje patriotyczne i polityczne. To, co jednak z pewnością wyróżnia góralskich wieszczy, to przede wszystkim wiara w Boga. Religia mocno odcisnęła swoje piętno w ich utworach i stanowi sporą część dorobku. Oboje cechowali się niezwykłą spostrzegawczością, również, jeżeli chodziło o czasy współczesne i kultywowane tradycje. Często martwili się napływającą modą, turystyką i nowoczesnością z zewnątrz, która może spowodować "zatracenie góralszczyzny". Pisali zatem o swojej młodości, o tym, jak to było za dawnych lat, jak jest obecnie i o tym, czego się obawiają:

"Za downyk lat"

Za downyk lat górol holnym orłem był,

Za downyk lat górol sobie wolny zył,

Ubieroł sie jak ojcowie, cuche, portki piykne mioł,

Kapelusik zaś na głowie, na nogi se kiyrpce wdzioł.

Posoł owce z juhasami, na gęślickak rzympolył,

Chodzoł casem ze zbójami, po turnickak ik wodziył.

Dziś inksy cas, dziś sie wiele zmiyniyło,

Dziś inksy cas, juz tak nie jest, jak było.

Do gór goście przyjezdzajom, obycaje zabrali,

Stare stroje zanikajom, modne stroje nom dali.

Do hól owce nie chodzajom, zbójnicy tyz przepadli,

Owce w Bieszczady wygnali, cepry wiyrśki obsiadły.

Bronisława Słodyczka/

"Starodowne casy"

Starodowne casy kany sie podziały?

Cheba przed nowymi prec pouciekały.

Przeminyny downo starodowne casy,

Kiedy latem w holak owiecki sie pasły.

Nie ino owiecki, pasły sie i krowy,

Coz, kie teroz Tatry to Park Narodowy.

Juz juhasi w holak se nie zaśpiewajom,

Kiedy z owieckami sie redykać majom.

Nie ozweseli sie ta górsko dziedzina,

Śpiywać juz nie wolno, strocho sie zwierzyna.

I nic to, ze nom prawa królowie nadali,

Cobymy se w górak owiecki posali.

W księgak na Wawelu to prawo pisane,

A pasenie owiec w górak i tak zakozane.

Za to zaś i turyści, i rózne przybłędy

Łazom dzisiok po górak, jak mrówcyce, wsyndyj.

Puski po konserwak, flaski ostawiajom,

Piykne nase góry teroz zaśmiecajom.

Tako to tyz prowda, ukochani, miyli,

Ze sie dziś i nasi górole sceprzyli.

Młodzież na zabawak po cepersku skoce,

Dziywki sie nie pletom juz na dwa warkoce.

Juz nie chodzom teroz piyknie ucesane,

Prawie syćkie wolom chodzić oskustrane.

Grzywy i fryzury prawie syćkie majom,

Cesom sie na małpki albo wykroncajom,

Mazidłami gębe, wargi umalujom,

No i koło oców tyz sie usmarujom.

I chodzom okajste jak kurnoty owce,

Tako to dziś moda, niek fto godo, co fce.

Chłopcyska nie chodzom juz w portkak suknianyk,

Prawie syćka wolom chodzić we smacianyk.

Mało ftory umie góralskiego tońcyć,

Cheba fcom z góralskom modom całkiem skońcyć.

Zbójnickiego tońcom to ino w zespole,

Do tego sie stopnia sceprzyli górole.

Od nos to zolezy, ukochani, miyli,

Cobymy sie przecie hetki nie sceprzyli.

Franciszek Sikoń

Tradycja i historia

Dbałość o kulturę i tradycję zawsze była dla Górali ważna. Książka "Coby nie zabocyć" (w tłumaczeniu "Żeby nie zapomnieć") ma tutaj nieprzypadkowy przekaz. Franciszek w swojej twórczości zawarł wiele opowieści przekazywanych ustnie z pokolenia na pokolenie. Dlatego w dużej mierze pisał o legendach, starych wierzeniach, religijnych wartościach, tradycjach góralskich (przykład: "cepiec" - góralskie oczepiny na weselu) właśnie po to, żeby o nich nie zapomnieć i zostawić potomnym. Anna Mlekodaj w książce opisuje: "Wiedział bowiem Franciszek Sikoń, że jeśli dopuści się do tego, by zaniknął góralski duch, ludzie wiele stracą, nie zyskując nic w zamian. Wiedział, że bycie góralem zobowiązuje". W podobny sposób widziała to Bronisława Słodyczka. Tytuł książki "I coz nom ostało?" (w tłumaczeniu "I cóż nam pozostało?") również nawiązuje do dziedzictwa, czyli wszystkich tych elementów, na które składa się góralska tożsamość.

Co prawda obecnie zauważyć można pewne zmiany na góralskiej ziemi. Przy różnych ważnych okazjach częściej w ubiorze Górali zauważymy stylizowane stroje, niźli te tradycyjne. Na szeroką skalę, nie tylko na Podhalu, powstają sklepy z modną odzieżą góralską, parzenice szyte są na eleganckich sukienkach, męskich spodniach, czy koszulach, można kupić kierpce na obcasach... Nikogo już to nie dziwi. Rozwija się to w bardzo szybkim tempie, a z nowych trendów korzystają także cepry z całej Polski. Folklor dzisiaj staje się po prostu modny. Nowoczesne motywy również obecne są w muzyce. Góralszczyzna idzie "z duchem czasu", co wcale nie oznacza, że zapomniane są u Górali tradycyjne obyczaje i "zwyki". Mimo wkradającej się dozy nowoczesności, kultura ta wciąż jest żywa, tradycje są dalej kultywowane. A dzięki takim poetom ludowym, jak Bronisława i Franciszek, którzy spisali swoją twórczość, młodsze pokolenia będą jeszcze dłużej pamiętać o wyznawanych przez dziadków wartościach.

Agnieszka Słodyczka

Tekst pochodzi z EksMagazynu.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas