Stasiuk: Dziennik pisany później

"Dziennik pisany później" to esej podróżny, w którym Andrzej Stasiuk opowiada o Polsce z bałkańskiej perspektywy. Do sprzedaży trafił właśnie audiobook książki. Czyta Mirosław Baka.

Stasiuk z mistrzostwem rozprawia się z polskimi uprzedzeniami /zdj. ze strony wydawnictwa
Stasiuk z mistrzostwem rozprawia się z polskimi uprzedzeniami /zdj. ze strony wydawnictwa

O autorze

Andrzej Stasiuk, ur. w 1960 r. zadebiutował zbiorem opowiadań "Mury Hebronu" (1992). W 1994 roku opublikował tom poezji " Wiersze miłosne i nie", a rok później powieść "Biały kruk", na podstawie której Jerzy Zalewski nakręcił film "Gnoje".

W 1995 roku ukazały się "Opowieści galicyjskie" (na motywach których Dariusz Jabłoński nakręcił film "Wino truskawkowe"), a następnie "Przez rzekę" (1996), "Dukla" (1997), "Dwie sztuki (telewizyjne) o śmierci" (1998), "Jak zostałem pisarzem (próba autobiografii intelektualnej)"(1998), "Dziewięć" (1999), "Tekturowy samolot" (2000) - zbiór szkiców, esejów i małych próz pisanych w latach 90.," Zima" (2001) i "Jadąc do Babadag" (2004). W 2000 roku, wspólnie z Jurijem Andruchowyczem, wydał "Moją Europę". "Dwa eseje o Europie zwanej Środkową", a z Olgą Tokarczuk i Jerzym Pilchem "Opowieści wigilijne".

Rok 2005 przyniósł sztukę "Noc czyli słowiańsko-germańska tragifarsa medyczna", a 2006 - "Fado". W 2007 roku opublikował sztukę teatralną "Ciemny las" i tom prozy "Dojczland", a w 2009 roku - sztukę teatralną "Czekając na Turka" i powieść "Taksim". W 2010 roku ukazał się "Dziennik pisany później" z fotografiami Dariusza Pawelca.

Książki Andrzeja Stasiuka są tłumaczone na niemal wszystkie europejskie języki, a także na koreański.

"Jadąc przez Banja Lukę, rozmyślałem o niej. Wśród, ruin, grobów i pól minowych. Rozmyślałem o tym, jak leży na wznak między Wschodem a Zachodem. Leniwa i senna. W tych nieśmiertelnych brzózkach. Na piachu. Dłubie nosie, kręci kulki i marzy o własnym losie. O przyszłym zamążpójściu, o dawnych gwałtach albo że pójdzie do klasztoru. W Banja Luce o tym myślę, gdy pada deszcz i szukam wylotówki na Chorwację, na Węgry, bo już wracam. Myślę o niej w Jajcu i myślę w Travniku. Jak się czasami przewraca na bok w tych wiekuistych brzózkach, w tych piaskach wieczystych, wspiera na łokciu i patrzy na widnokrąg, gdzie się podnoszą pokusy wielkich miast, brylantowe wieżowce, chorągwie z pięknymi herbami firm globalnych i gdzie światło lucyferycznie odbija się od chmur, składając w obcojęzyczne napisy głoszące chwałę nadchodzącego wyzwolenia, które niczym bezlitosna fala zatopi stare, a ocali nowe. Za to ją kocham. Za to patrzenie. Za to leżenie na boku. I sobie obiecuję, że jak tylko wrócę z tych beznadziejnych Bałkanów, to ją zaraz opiszę. Kilometr po kilometrze, hektar po hektarze, gmina po gminie, wymieniając te wszystkie nazwy jak zaklęcia, jak modlitwy, jak litanie, arko przymierza, domie złoty, wieżo z kości gdzieś koło Małkini, gdzieś koło Bełżca".

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas