Świąteczna tradycja - co nam daje, w czym nas ogranicza
Spotkanie przy wspólnym stole. Dla niektórych to cudowne, magiczne chwile. Dla innych koszmar. Jak pogodzić swoje potrzeby, chęci i niechęci. Jak się odważyć zrobić coś innego?
Jakiekolwiek byłyby powody radości czy niechęci, święta nadejdą i... trzeba będzie je przeżyć. Ze swymi wadami i zaletami. Spróbujmy potraktować Boże Narodzenie jak przepis na ciasto: pewnych składników możemy dorzucić więcej, z innych zrezygnować. W ten sposób obchodząc je na własną miarę, stworzymy czas, który będzie nam "smakował".
Z całą rodziną przy wigilijnym stole
Ze wzruszeniem przywołujemy zapamiętane z dzieciństwa: zapach lukrowanych korzennych pierniczków, opowieści dziadka... Magiczne chwile. A to gwarantują nam święta w dużym gronie.
Psychologowie często podkreślają, że czujemy się bezpieczniej, gdy mamy poczucie, że stoi za nami rodzina.
Stanowimy jedną drużynę. Gromadka dzieci, babcia, dziadek, siostra mamy i jej brat. Takie spotkanie kilku pokoleń pod jednym dachem to nie częste wydarzenie. Jest to też ważne dla dzieci. Słuchając opowieści z dawnych czasów, dowiadują się, jakie są ich rodzinne korzenie. Ważne są też przedświąteczne przygotowania. Lepiąc razem pierogi, piekąc pierniczki, zaczynamy się czuć jak jeden zespół, grający do wspólnej bramki.
Wybaczamy, przepraszamy. W atmosferze świąt łatwiej się nam przełamać, powiedzieć to, czego na co dzień nie potrafiliśmy zrobić: "przepraszam, wybaczam, kocham cię". To dobra okazja, by podać rękę komuś, z kim jesteśmy zwaśnieni, naprawić relacje z tymi, z którymi nie było nam ostatnio zbyt dobrze.
Co nas stresuje? Druga strona wielkich rodzinnych świąt nie jest tak różowa. Możemy się poczuć potwornie umęczeni przygotowaniami i znów narzekać, że nie wypoczęliśmy.
Przesolona ryba. Przedświąteczne przygotowania mogą nas tak udręczyć, że nie damy rady cieszyć się ze spotkania i damy to odczuć innym. Atmosfera stanie się nerwowa i... ktoś wybuchnie. My urobimy sobie ręce po łokcie, ale część rodziny będzie nas krytykować, że karp był za słony.
Wścibskie pytania przy stole. Kolejną pułapką może być dobór gości. Może okazać się, że nie mamy o czym rozmawiać, albo usiedliśmy obok wścibskiej ciotki, która zadaje nam pytania typu: "kiedy w końcu wyjdziesz za mąż", albo "nie możesz znaleźć pracy, a może ci się nie chce?".
Nietrafione prezenty. W dodatku impreza jest kosztowna - każdemu trzeba coś kupić. Już samo wymyślanie, co komu podarować może być koszmarem. Efekt? Gdy za gośćmi zamkną się drzwi, składamy sobie przysięgę: "Nigdy, nigdy więcej!".
Rada: Jeśli masz okazję spotkania się w tak ogromnym gronie, nie rezygnuj z tego. Kiedyś będziesz żałować, że twoje dzieci nie poznały smaku świąt z całą rodziną. Wścibską ciotkę też da się przełknąć, jeśli wiesz, że taka jest. Głośno powiedz jej: "Ciociu myślę, że twoje pytanie jest co najmniej niewłaściwe". Na pewno zamilknie. A prezenty? Aby nie stracić fortuny, umówcie się wcześniej, że kupujecie tylko drobiazgi np. do 30 zł.
Kto powiedział, że święta trzeba spędzać z rodziną? Może lepiej z przyjaciółmi? To z nimi pozwalamy sobie na bycie sobą, niczego nie udajemy. Mniej też tu emocjonalnych zależności, a więc mniej okazji do kłótni, bolesnych skojarzeń czy sztywnych zachowań. Taki wyjazd to święta i wakacje.
Co nam daje: Wypad z przyjaciółmi umożliwia czerpanie radości ze wzajemnego towarzystwa bez zobowiązań. Jeśli chcemy być w grupie. A jeśli chcemy pobyć w ściśle rodzinnym gronie, wystarczy to po prostu ogłosić.
Cieszymy się sobą. Taki wyjazd może być bardzo romantycznym "odświeżeniem" partnerskiej relacji. Spacery pod rozgwieżdżonym niebem, kolacje przy winie i świecach... To doskonała okazja, by na nowo odnaleźć przysypaną kurzem codzienności bliskość.
Jedzenie poda ktoś inny. Mamy też okazję cieszyć się wieczerzą bez gotowań, sprzątania i zmywania, bowiem większość pensjonatów organizuje kolację wigilijną.
Będzie co wspominać. Nareszcie możemy poszaleć na nartach, pochodzić po górach.
Nie musimy się bać, że dzieci zatęsknią za świętami w domu, bo taki wyjazd to dla nich wielka frajda. Będą miały wyłącznie radość z przeżytej przygody. Możemy leśny spacer zaplanować wieczorem, by posłuchać, czy zwierzęta mówią ludzkim głosem. Możemy ulepić wielkiego bałwana, a na pasterkę w świetle pochodni pojechać saniami - bo większość pensjonatów, proponujących okołoświąteczne wczasy, organizuje takie kuligi. Będzie co wspominać.
Co nas stresuje: Niestety, wyjazd jest obciążony ryzykiem wyrzutów sumienia. I to ogromnych. Do tego stopnia mogą nas one gnębić, że zepsują nam cały wypoczynek.
Czujemy, że straciliśmy coś cennego. Cały czas będziemy gdzieś z tyłu głowy mieć poczucie, że uciekając przedświątecznej krzątaninie straciliśmy przy okazji coś bardzo ważnego: bliskość rodziny. I co gorsza, przez wygodnictwo i lenistwo (chociaż się świetnie bawiły!) pozbawiliśmy nasze dzieci wszystkich płynących ze wspólnych świąt dobrodziejstw...
Po pierwsze pomyśl, że po ciężkim roku zarówno ty, jak i twoje dzieci macie prawo do odpoczynku. Wyjazd wnosi w wasze życie powiew świeżości, przeżywacie coś ciekawego, atrakcyjnego. Macie do tego prawo!
A co zrobić z poczuciem winy? To nie jest łatwe zadanie. Możesz w wieczór wigilijny umówić się z rodzicami na telefon albo na rozmowę na skype. Oni będą pewni, że o nich myślisz, nie będą się czuli porzuceni. Pomyśl też, aby następne święta spędzić z rodziną, a np. w kolejne znów wyjechać. A może warto wrócić z wyjazdu chwilę wcześniej i wpaść do rodziców w drugi dzień świąt?
Co roku, na święta jeździcie razem z dziećmi do rodziny męża albo do twojej. Nawet, jeśli nie macie na to ochoty, wsiadacie w samochód i gnacie na drugi koniec Polski. A potem umęczeni, przejedzeni, przedzieracie się do domu w korkach... I tak rok w rok. Dość! Za cenę małych kłamstw postanawiacie tegoroczne święta spędzić w najściślejszym gronie - tylko z mężem i dziećmi.
W ścisłym gronie łatwiej nam będzie uzgodnić, jak powinny wyglądać wymarzone święta. Możemy je urządzić tak, jak chcemy - a nie jak reszta rodziny. Wystawna kolacja nie musi być w tym wypadku priorytetem. Ważniejsza jest bliskość tych, których kochamy. Jak najwięcej róbcie razem. Możecie wspólnie zaplanować, jakie chcecie przygotować świąteczne dania. A potem upiec wspólnie z dziećmi pachnący goździkami piernik, ugotować kapustę z grzybami, której zapach pamiętacie jeszcze z dzieciństwa. Dla was wszystkich te przygotowania mogą stać się wspaniałą zabawą.
Co nas stresuje: Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie drobiazg: nie zawsze wszystko idzie zgodnie z naszymi wyobrażeniami. Może się okazać, że choć planowaliśmy "spokojnie", to było "nudno". Z naszego nadganiania bliskości zrobiło się zadanie do wykonania, które nam nie wyszło.
Zamiast bliskości niemiła cisza. Nie jesteście przyzwyczajeni do takiego sposobu spędzania świątecznego czasu. Każde z was czuje się nieswojo. Mąż doszedł do wniosku, że odpoczynek to odpoczynek - i odgrodził się gazetą. Dzieci się ze sobą kłócą i zamiast barszczu z uszkami żądają zamówienia pizzy - bo co to za święta, skoro nie pojechały do dziadków i na dodatek mają jeść w domu, a nie w fast foodzie?
Każdy myśli o czymś innym. Wizja: "siedzimy na dywanie i gramy w monopol" też się nie sprawdza - bo każde z nas myśli o czymś innym. A jeśli nie dopisze pogoda? Zamiast zabawy na powietrzu, skończycie przed telewizorem zazdroszcząc tej części rodziny, która się jednak ze sobą spotkała...
Nie zapomną wam tej zdrady! Wieczorem dzwonią rodzice. Nawet nie pytasz o czym twój mąż z nimi rozmawia: wiesz dobrze. Oni nigdy wam nie wybaczą! A potem chowasz sałatkę do lodówki. Wasi przyjaciele odwołali wizytę. Jednak postanowili pójść do swojej rodziny.
Rada: Przede wszystkim ty masz dość. Na składkową wigilię zawsze przygotowywałaś tylko bigos. A teraz? Mąż i dzieci oczekują, że przygotujesz tradycyjną wigilię. Skutek! Chcesz pokazać, że nie jesteś gorsza od mamy... zanim usiądziecie do stołu, ty już nóg nie czujesz. Rozwiązanie waszych problemów jest dość proste. Umówcie się z rodzicami, że jesteście u nich na Wigilii, ale kolejne dwa (lub jeden) dzień świąt spędzacie tylko w wąskim gronie. Nie zdążycie się sobą znudzić!
Sylwia Dorańska