Syreny i owce widmo, czyli co się kryje w muzealnych magazynach
Arcydzieła, którymi chwalą się muzea to zwykle tylko niewielki wycinek ich kolekcji. Większa część posiadanych przez placówki eksponatów nigdy nie opuszcza magazynów. Teraz jednak, przy okazji pandemii, kuratorzy zdecydowali się wyciągnąć je na światło dzienne. Z zaskakującym skutkiem.
Kto nie wierzy na słowo, niech spojrzy na liczby: Muzeum Narodowe w Warszawie spośród swoich 700 tys. eksponatów pokazuje 7 tys., Muzeum Śląskie z 12 tys. - 2 tys. Muzeum Narodowe w Krakowie z prawie 900 tys. - niewiele ponad 100 tys. Nawet Louvre, dysponujący jednymi z największych powierzchni wystawowych na świecie, prezentuje zaledwie 1/10 swoich skarbów.
Do sal wystawowych trafiają zwykle dzieła najcenniejsze, najbardziej reprezentatywne dla danego okresu lub wpisujące się w prowadzoną przez kuratora narrację. Te, które powyższych kryteriów nie spełniają, znajdują miejsce w magazynach. I choć coraz więcej placówek urządza tę przestrzeń tak, by była ona dostępna dla zwiedzających (takie rozwiązanie w Polsce zastosowało np. Muzeum Krakowa), w większości przypadków kazamaty pozostają dostępne tylko dla wybranych.
Okazją do ich przewietrzenia okazała się... epidemia koronawirusa. Zaczęło się od niewielkiego muzeum w Yorkshire, które na Twitterze opublikowało zdjęcie kłębowiska damskich włosów z wpiętymi weń szpilkami. Obiekt ów, pochodził z przełomu III/IV wieku i był pozostałością po pogrzebie pewnej Rzymianki. Kustosz z Yorkshire oznaczył fotografię hashtagami #CuratorBattle (bitwa kuratorów) i #CreepiestObject (najdziwniejszy obiekt), po czym zaprosił do zabawy innych muzealników. Na odzew nie trzeba było długo czekać. W ciągu kilku dni wspomnianymi hashtagami posłużyło się 220 tys. osób, m.in. z Niemiec, Francji, Kanady i Stanów Zjednoczonych.
Większość przesłanych w odpowiedzi na wzywanie zdjęć, portretowała nie tyle dzieła sztuki, co obiekty historii naturalnej. Królowały wśród nich okazy fauny oceanicznej. Dla przykładu: Muzeum Historii Naturalnej w Edynburgu pochwaliło się dwoma rybopodobnymi obiektami, z których jeden był hybrydą, złożoną ze zwierzęcego szkieletu (ryba z rodziny wargaczowatych) i wykonanej przez człowieka rzeźby. Muzeum York Castle zaprezentowało zaś internautom gabloty ze scenkami rodzajowymi, przedstawiającymi karcianą rozgrywkę. Pewnie można by je uznać za typowe, barokowe dzieła, gdyby nie fakt, że sportretowane postaci, wykonane były z... kości krabów. W morskie klimaty wpisało się również Raahe Museum z Finlandii, prezentując XVIII-wieczny kostium nurka.
Inną, sporą grupę obiektów stanowiły przedmioty należące do dzieci, bądź dokumentujące życie maluchów w odległych czasach. Na szczególną uwagę w tej kategorii zasługuje propozycja zespołu muzeów z Wyspy Księcia Edwarda. Tamtejsi kuratorzy podzielili się z internautami zdjęciem niewielkiej owieczki na kółkach - zabawki odnalezionej w ponad 150-letnim domu (przedmiot był ponoć wmurowany w ścianę). Dom musiał mieć interesujących lokatorów, ponieważ - jak czytamy na Twitterze - owieczka lubi przemieszczać się między muzealnymi pomieszczeniami, bez ingerencji pracowników. Straszne? Być może, chociaż zdjęcie dzieci w karnawałowych strojach, udostępnione przez Red Lake Regional Heritage Centre, również wywołuje dreszczyk emocji.
Choć wszystkie powyższe eksponaty śmiało mogłyby posłużyć za dekoracje do filmu grozy, niektóre muzealne propozycje szczególnie napawają przerażeniem. Dość spojrzeć na kość z ludzkiego palca, noszoną jako talizman (Scarborough Museums), podnóżek w kształcie nogi (York Art Gallery), czy na - wybór jakże pasujący do dzisiejszych czasów - maskę, mającą chronić przed morowym powietrzem (Deutsches Historisches Museum).
Co ciekawe, w niektórych przypadkach nawet sami muzealnicy nie do końca potrafili wyjaśnić, czym jest fotografowane przez nich dziwo.
"To wspaniałe, tak dla nas, jak i dla innych muzealników, że wciąż, nawet gdy drzwi placówek są zamknięte, możemy dzielić się z publicznością naszymi kolekcjami", mówi "Guardianowi" Millicent Carroll z York Museum. "Mamy tylko nadzieję, że u nikogo nie wywołaliśmy koszmarów".
Można by zapytać, po co muzea trzymają w swoich zbiorach tego rodzaju osobliwości? Czy nie lepiej byłoby zrobić remanent i wygospodarować miejsce na "prawdziwe" dzieła sztuki? Nie do końca. Trzeba bowiem pamiętać, że tego rodzaju placówki zajmują się nie tylko organizacją wystaw, ale również gromadzeniem i zabezpieczanie przedmiotów, które dostarczają wiedzy o losach i dokonaniach minionych epok. A zabawy takiej jak Bitwa Kuratorów pokazują tylko, jak bogata jest to przeszłość.
***Zobacz także***