Tajemnice Luizy Bein

Na starówce w warmińskim miasteczku archeolodzy odkrywają cmentarzysko mnichów.

Okładka książki
Okładka książki.

Pośród zakonników znajdują szczątki kobiety w wianku ze srebrnych róż i z dzieckiem w objęciach. Okazuje się, że to Luiza Bein, dziedziczka i filantropka, której grób dotąd pozostawał nieznany. Ale kim jest dziecko? Kobieta miała tylko jednego syna, który dożył sędziwego wieku... Młoda dziennikarka postanawia wyjaśnić tę zagadkę. Aby odszukać potomków Luizy, skieruje swe kroki do Szwajcarii. Wraz z młodym i przystojnym Alexandrem Beinem odkryje wiele tajemniczych kart historii tej rodziny...

Renata Kosin - z wykształcenia humanistka, z zamiłowania niespokojny duch imający się zajęć wszelakich, zbyt wielu, by dało się je wymienić, nikogo nie zanudzając. Roztargniona marzycielka, która nade wszystko ceni ład i dobrą organizację. Prowincjuszka z urodzenia i wyboru (kiedyś podlaska, teraz warmińska). Nie przepada za wielkomiejskim zgiełkiem, choć uwielbia być wśród ludzi. Ceni sobie spokój, lecz nie znosi nudy i bezczynności. Energię i pogodę ducha czerpie z zewnątrz, dlatego lgnie do miejsc, gdzie dużo się dzieje i osób umiejących cieszyć się nawet z błahostek. Idealistka i optymistka. W okiełznaniu tak sprzecznej natury pomaga jej to, co czasem też wpędza w kłopoty — wyobraźnia pozwalająca zmienić każdą dysharmonię w dobrze nastrojone historie. Autorka scenariuszy teatralnych oraz powieści: "Mimo wszystko Wiktoria", "Bluszcz prowincjonalny" oraz "Tajemnice Luizy Bein".

Okładka książki
Okładka książki.

Fragment książki:

Do tej pory uważała się za osobę silną i zdecydowaną. Taką, która zawsze wie, czego chce, i zdecydowanie dąży do celu. Tymczasem sytuacja, w której się znalazła, nieoczekiwanie uświadomiła jej kruchość własnej determinacji, skoro taki drobiazg, jak pobrudzenie rąk pajęczyną, zdołał wytrącić ją z równowagi. Do tego stopnia, że powróciła niepewność i wątpliwości, czy postępuje właściwie. Walcząc z frustracją, zawahała się jeszcze chwilę, mimowolnie spoglądając tęsknie w głąb ponurego korytarza, którym tu dotarła, po czym westchnęła z rezygnacją. Schyliła się i dla pewności pomacała ostrożnie kilka pierwszych stopni. Wyglądały solidnie, więc ruszyła powoli do góry. Przytrzymywała się ścian, by zminimalizować swoją wagę, opierając się na nich, z wciąż żywą obawą, że wiekowa konstrukcja zarwie się pod jej ciężarem.

Kiedy wreszcie dotarła na strych, rozsądnie powstrzymała westchnienie ulgi, ze względu na wszechobecny kurz, który coraz bardziej utrudniał jej oddychanie. W ostatniej chwili chwyciła się za nos, dzięki czemu powstrzymała kichnięcie, zmieniając je w cichy pisk. Drgnęła przestraszona i ponownie obejrzała się za siebie. Zawstydzona dziecinnym odruchem postukała się w czoło i przewróciła oczami. Nieco rozbawiona swoim irracjonalnym zachowaniem poczuła też, że emocje zaczęły opadać. Przynajmniej na tyle, by przypomniała sobie powód, dla którego tu się znalazła.

Rozpięła dwa guziki bluzki, podciągnęła kołnierzyk i wytarła nim spływające ze skroni kropelki potu. Następnie rozejrzała się po mrocznym pomieszczeniu i po krótkim namyśle podeszła na palcach do jednego z wielu znajdujących się tu okien. Dopiero z bliska dostrzegła, że podzielone szprosami skrzydła pozbawione były częściowo szyb. Mimo to czuła, jak bluzka zaczyna się lepić do spoconego ciała, ale nie odważyła się otworzyć okna, żeby zmniejszyć panujący w środku zaduch. Nie chciała, by ktoś odkrył jej obecność.

Rozejrzała się jeszcze raz, dokładniej lustrując wnętrze. Pod skosami dachu piętrzyły się stosy rupieci. Niestety, raczej trudne do zidentyfikowania, ze względu na grubą warstwę kurzu i słabe światło wpadające przez brudne szyby. Dokonała kilku ciekawych odkryć. Z zainteresowaniem obejrzała duży, prawdopodobnie radziecki samowar. Leżał przewrócony, bez pokrywki, z grzałką pokrytą grubą powłoką kamiennego osadu. Obok w zadziwiająco równym rządku stało pięć metalowych uchwytów do szklanek. Rozejrzała się odruchowo w poszukiwaniu szklanek, ale dostrzegła jedynie kilka walających się nieopodal butelek z porcelanowymi korkami, a jeszcze dalej parę połamanych plastikowych skrzynek. Pośród nich poniewierała się drewniana szafka ściennego zegara, w zaskakująco dobrym stanie, niestety bez mechanizmu w środku.

.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas