Taki zawód - II
Razem z wydawnictwem Świat Książki zapraszamy do lektury z serii INTERIA.PL Czytadło na weekend. Dzisiaj opowiadanie Manueli Gretkowskiej "Taki zawód".
2
- Nie mówiłeś o tej pacjentce, sądziłem, że przerwała terapię - zdziwił się Michał, od lat superwizor Jacka. Był jego cotygodniowym lepszym i mądrzejszym "ja" rozgrzeszającym z sesji.
Pobrać się w Nowy Rok? - Jula przymierzała ten dzień do siebie jak białą suknię. Im bliżej ślubu, tym weselne kiecki na wystawach bardziej pęczniały, nadymały się bufkami. Przechodziła na drugą stronę ulicy ze strachu, że się z nimi zderzy przez szybę i wpadnie pod lawinę koronek i tiuli. Zanim by ją odkopali, zadusiłaby się od małżeńskiego szczęścia. Chociaż zamiast bernardyna mógłby ją wylizać przystojniak z GOPR-u. O czym ja myślę? - stanęła przed witryną księgarni. Gdyby mogła to opowiedzieć terapeucie, natychmiast bez czekania na jutrzejszą sesję. Ufała mu, bo znał przyszłość. Przewidział jej obawy. Najpierw go wyśmiała, później musiała przyznać rację. Dźgał ją pytaniami, popędzając w stronę prawdy. Tak, w Tomku drażniły ją cechy jego matki. Despotki krygującej się za wachlarzem cnót i zalet. Bywał jej kopią. Edypalna rywalka - powiedziałby terapeuta.
Pierwsza runda z mamuśką będzie polegała na ogłoszeniu: ślubu nie będzie albo dużo później, gdy będzie nam pasowało. I powie jej to syn. Jula go przekona. Można się nie pobierać z miłości, prawda? Matka, namawiając do ślubu, straszy nim. Że już wystrugany z drzewa osikowego, trzeba tylko pocałować się do krwi przed ołtarzem i wbić go zgodnie z tradycją w samo serce. Opustoszałe fabryki mijane po drodze do szkoły przenosiły swoją widmową produkcję do głowy Juli. Wrzeciona nawijały z hukiem jeden wątek wyszarpany razem z nitkami włosów: Ślub! Ślub!
- Mam wrażenie, że podświadomie sabotujesz jej związek - Michał przerwał Jackowi relację z terapii Julii.
Za oknem wychodzącym na park padał pierwszy śnieg. Biały puder tuszujący skazy tego miasta. Jacek przeniósł się tutaj z Gdańska dla żony. Nigdy nie polubił Łodzi. Uważał, że przypomina lotnisko, miejsce do nabrania rozpędu, by stąd uciec. Lotniskowiec Łódź. - Uciekam myślami - przyłapał się na własnym oporze. - Powinienem odpowiedzieć Michałowi. Ale co? Że kończy terapię, bo złamał procedury i za bardzo się zaangażował? Ma tak dużą praktykę, że może polegać na własnej intuicji. Terapia z Julią przynosi efekty, zakończy się powodzeniem. Jeśli ją przerwie, dziewczyna nie zaufa innemu terapeucie, a w najlepszym razie cofnie się do początku. Oczywiście, nie jest uczciwy, ale za to skuteczny.
Rozstała się z Tomkiem, bez awantur, niemal szeptem. Jakby oboje nie mieli już sobie nic do powiedzenia i ściszali głosy aż do milczenia. Poszedł nocą na dworzec i zawrócił. Jula miała nadzieję, że zmienił zdanie i obieca zerwać z matką. Ale on przyszedł po buty. Z nerwów nie zauważył, że wyszedł boso. Zamknęła się w łazience i nasłuchiwała, było coraz ciszej. Obudziła się rano skulona przy wannie. Dopiero na sesji wyrzuciła z siebie pretensje. Wtedy rozstała się z nim naprawdę, krzycząc.
Postanowiła się wyprowadzić pod koniec miesiąca, za tydzień. Bała się inwazji jego matki, ale ona nagle przestała dzwonić i przychodzić. Jeśli twój telefon będzie milczał, pamiętaj, że to ja - powiedział Tomek, wyjeżdżając. A ona wcale nie była samotna. Miała komu opowiadać siebie. Czuwał nad nią prywatny Bóg terapeuta. Sztruksowy duch, któremu spowiadała się z każdego dnia. Prowadząc lekcje w zastępstwie chorych lektorów, widziała go w rogu klasy robiącego notatki z jej nastrojów. Starannie szykowała się do tej sesji. Lakier do włosów usztywnił blond kosmyki nad czołem. Z chęcią spryskałaby nim twarz, utrwaliła z niej jedno, najlepsze ujęcie. Siedząc przed terapeutą, powstrzymywała się od płaczu.
Oszukał ją. Mieli jeszcze trzy minuty. Za karę siedział przed nim zakatarzony nerwicowiec, zanudzając go swoimi niepowodzeniami. Jacek odwrócił się od niego, unikając kichnięć. Obserwował chmury za oknem i analizował własne myśli. To, że jestem jej terapeutą i nie wolno mi się w niej zakochać, nie znaczy, że jej nie kocham. A jeśli tak jest, to powinienem natychmiast przerwać terapię. Koniec, kropka, żadnych dyskusji. Ale pod jakim pretekstem?
Obojętne, co bym wymyślił, to byłby dla niej cios. Ja sobie jakoś poradzę, jestem profesjonalistą. A ona? Skoro jestem takim zawodowcem, powinienem pogadać o tym na superwizji z Michałem - napominał siebie, wiedząc, że jednak tego nie zrobi. - Ona ma dobrze - pomyślał z zazdrością. - Może być szczera - przeglądał bezmyślnie notes pełen nazwisk pacjentów, jakby dawne terapie miały przynieść rozwiązanie. - Nie jestem zakochany - przekonywał siebie. - Normalne przeciw-przeniesienie, moje własne niewyczyszczone uczucia. Przecież emocje zawsze są - usprawiedliwiał się. -Współczucie, żal, zrozumienie. Nie mają nic wspólnego z miłością. Ale tak silnie przydarzają mi się pierwszy raz. Skąd się to wzięło, czy jestem aż tak samotny z Anną? -przestraszył się. - Dwadzieścia lat małżeństwa, dobrego małżeństwa powinno być barykadą przeciw samotności.
Mógł, nawet mu to odpowiadało. Olać superwizję, nie widzieć Julii. Przez cztery dni w Mikołajkach mieli zbierać grzyby, pływać, jeśli nie będzie lało. Jesienne wakacje. Odwołał sesje. Telefon do Julii zachował na koniec, gdy Anka wyszła w desperacji wyrzucić przed dom reklamówkę z zaświerzbionymi ubraniami. Wsłuchiwał się w rytmiczne bip, bip. Jeśli sygnał jej telefonu sprawia mi przyjemność, jest gorzej, niż sądziłem - ocenił. Sam wymierzył sobie natychmiast karę. Przestał się drapać. Robaczywe płomyki przepalały mu skórę. W telefonie wreszcie włączyła się poczta głosowa. Nagrywając się, myślał: To nie Anka przyniosła zarazę do domu, to ja. Robale z mojego serca i mózgu.
- Przepraszam, gdzie jest apteka? - Jula zajrzała do osiedlowego sklepu spożywczego.
Utknęła na rozdziale o przeciw-przeniesieniach: pacjentka szuka w starszym od siebie terapeucie ojca, on może się wtedy troszczyć o nią, jak o córkę. Co za mętne bzdury. Nie bardzo rozumiała, czy tak jest, czy tak się może wydarzyć. Nie przewiduje się prawdziwych uczuć? Zainfekowałyby "proces leczenia"? Nie wierzyła, że pacjenci odgrywają role, przestając być kobietą i mężczyzną. Jakby przypadkiem na sesji nie mogło się spotkać dwoje pasujących do siebie ludzi, równie dobrze jak w kawiarni czy na ulicy. "A mnie się zdaje, co się zdaje" - zanuciła piosenkę Grechuty, pewna swoich uczuć.
- Nie zdejmuj butów - prosi pan, leżąc. Stoję naga, szpilkami obcasów wiercąc dziury w pana dłoniach. Sprawiam ból i odczuwam satysfakcję, a potem jest mi pana żal, że nie może mnie pan dotknąć. Kładę się obok, jest mi zimno i pan mnie obejmuje. - Jula postanowiła uwodzić Jacka słowami, tak jak on ją. Nie wyszli nigdy poza ten gabinet. Nie przeżyli ze sobą więcej niż to, co sobie powiedzieli.
Wpatrywała się w drzwi. Czekała na niego od siódmej. Wyliczyła, że wtedy wyjdzie ostatni pacjent. Na dojście z gabinetu potrzeba dziesięciu minut. O ósmej doliczyła mu godzinę na profesjonalne wyrzuty sumienia. Dziewiąta była granicą, przesuniętą do dziesiątej. Co miało się zdarzyć po jego przyjściu?
Przytuliłby ją i opowiedzieliby sobie, co było, o czym naprawdę myśleli i co będzie. Zdjęliby ubrania, tak jak się zdejmuje płaszcz, wchodząc do środka. Nie patrzyłaby już z boku na Jacka i siebie. On byłby czuły i mądry, ona uniosłaby się nad nimi i oglądała z góry, zaglądając im w oczy przez ramiona. Nie wyobrażałaby już sobie bycia inną dziewczyną. Byłaby sobą, Jacek by ją przytrzymał i wypowiedział cicho to najważniejsze pytanie, które naprawdę jest zaklęciem przywracającym duszę ciału. Samotności - miłość. Przypomniała sobie ostatnią sesję, widziała ją, bez dzielenia na sceny, jednocześnie Jacka odganiającego się od jej słów i przyznającego się do... Zastanowiła się, on nie powiedział nic, co by mogło dać jej szansę... Dowód? Jest dziesiąta i nie przychodzi. O północy postanowiła być dorosła i się wyspać. Jutro rano ma robotę, zebranie z lektorami. Położyła się do łóżka, wzięła tabletkę. Jedna to za mało, rozpuści się w moim płaczu - pomyślała. Łzy płynęły bezwiednie. Wydłubała z opakowania tyle proszków, ile zmieściło się jej w garści. Patrzyła na zamknięte drzwi, były wielkości i koloru płyty nagrobnej z cmentarnego lastryko. Wystarczyło z jednej strony wypisać jej imię, z drugiej temu winnych. Nie zaszkodzi, nie pomoże - powiedziała do siebie i zjadła tabletki z dłoni, popijając je winem otwartym na jego przyjście. Włączyła telewizor, pokazywali powtórkę serialu. Przynajmniej nie będę sama - pomyślała sennie.
Szedł w kierunku domu Julii. Piotrkowską nie da się iść w inną stronę - usprawiedliwiał się. - Chyba że skręcić w bramę. Wszedł do "Kaliskiej", zamówił przy barze whisky. Dziewczyna o ufarbowanych na czerwono włosach rzucała monetami I Ching.
Połknął lód z dna szklanki, zamówił następną kolejkę. Whisky, choć rozpłynęła się przyjemnie po końce palców, nie docierała do skołatanej głowy. Gdyby to była tylko pokusa, zwykła, cielesna pokusa, którą odczuwałem setki razy na widok atrakcyjnych kobiet. Z Julią było zupełnie inaczej, obsesyjnie myślałem o niej od wielu tygodni. A dzisiaj - ten paraliżujący strach, że zrozpaczona przerwie terapię. To nie był zwykły profesjonalny lęk o pacjentkę, ale żałosny skowyt, że jej więcej nie zobaczy. Tyle razy powtarzałem pacjentom, że ich najprawdziwsze uczucia są źródłem siły. Dlaczego dla mnie są słabością?
- Zmieńcie muzykę! - ktoś krzyknął od stolika.
- Taaak? - nie przypominał jej sobie, ale dwa-trzy lata temu mogła być jeszcze dziewczynką. Nie kojarzył: córka znajomych, czy może była z kimś w gabinecie?
Po drodze, łapiąc taksówkę, zaśmiewali się bez powodu. Jacek wyśmiewał siebie: nie chciał mówić wszystkiego Annie, Julii nie mógł. Z Julią był najbliżej jak to tylko możliwe, nie dotykając jej. Z tą dziewczyną, której imienia nie dosłyszał, będzie zaraz w łóżku.
Tomek odważył się wejść do mieszkania, gdy zgasło światło. Julia mogłaby zasnąć przy włączonym telewizorze, a on zebrał wszystkie siły, żeby ją przekonać, zanim będzie się chciała wyprowadzić. Od rana śledził ją, był pod kamienicą, gdzie przyjmował terapeuta. Zakradł się za nią na piętro. Leczyła się z załamania nerwowego po ich rozstaniu. Musiało być jej ciężej niż jemu, chociaż gdy budził się, skomląc w środku nocy, myślał, że nikt bardziej od niego nie cierpi.
- To nie jest tak, jak myślisz. - klasyczne kłamstwo wypowiadane w podobnej sytuacji wydawało się Jackowi najszczerszą prawdą. Anna stała w pokoju, nie zdejmując z ramienia plecaka. Dziewczyna, wyzywająco młoda, wciągnęła na siebie spodnie i kurtkę, zostawiając rozrzuconą bieliznę. Jacek bardziej pamiętał, skąd się wzięła na stole butelka whisky niż ona.
Dostał zaproszenie na ślub Julii. Położył je w gabinecie na biurku, ani po swojej stronie, ani przeciw sobie, pośrodku.
- Ona ma moją sukienkę! - nie mogła uwierzyć.