Teraz my!

O nową kobiecość pytamy damy.

Kiedy po raz pierwszy poczuły się kobietami i co sprawia, że czują się nimi na co dzień? Czy lubią siebie w tej roli? Czy przeglądają się w oczach mężczyzny, czy w lustrze? - opowiadają Katarzyna Cichopek, Magda Mołek, Monika Olejnik, Magda Gessler i Natalia Kukulska.

Katarzyna Cichopek, aktorka

W pracy na kobiecość nie ma miejsca...

Kiedy poczułam się kobietą? Miałam 12 lat i kupiłam pierwsze pantofle na obcasie. Babcia była oburzona: "Jesteś za mała, nie możesz chodzić w takich butach".

Ale chwilę potem powiedziała: "Daj przymierzyć". To był dla mnie znak, że właśnie oficjalnie zostałam zaproszona do grona prawdziwych kobiet. Że potrafię wybrać już "dorosłe" buty, takie, które moja babcia chciałaby mieć.

Tym istotniejsze, że ona zawsze była i do dziś jest wielką damą. Strasznie mi to zaimponowało. Poczułam się nie jak jej wnuczka, tylko jak koleżanka.

Dziś dla mnie kobiecość to połączenie subtelności, wdzięku i sprytu. Oczywiście wygląd jest ważny, ale ważniejsza jest świadomość siebie. Swoich atutów, tego, co wiemy, co umiemy i jak się prezentujemy. To, jak nosimy kobiecość.

Bez tego triki kosmetyczne ani ciuchy nie pomogą. Nie potrzebuję pięknej sukienki, szpilek i makijażu, żeby dobrze się czuć sama ze sobą. Kiedyś to, że jestem niewysoka, drobna, było moim kompleksem. Chciałam robić karierę w show-biznesie, a tam królowały dziewczyny o figurach modelek, metr osiemdziesiąt, bardzo szczupłe. Zazdrościłam im.

Teraz uważam, że ten mój rozmiar to apetyczny atut. Sporą rolę w tej samoakceptacji odegrał taniec. Ćwiczyłam gimnastykę i balet, więc byłam gibka i zwinna, a dzięki tańcowi nauczyłam się prezentacji siebie. Inaczej chodzę, wiem, jak ułożyć ciało, żeby dobrze wyglądać.

Tańczyć uczyłam się z partnerem, który potrafi sprawić, że poczułam się stuprocentową kobietą. Może i mężczyzna nie jest niezbędny, aby funkcjonować, ale dopiero przy nim kobieta tak się czuje. Ostatnio doświadczyłam tego, kiedy rano otworzyłam oczy i zobaczyłam wpatrującego się we mnie narzeczonego.

Byłam bez makijażu, w piżamie, rozczochrana, a jednak... Takie momenty utwierdzają mnie w przekonaniu, że z mężczyzną u boku jest lepiej. Jasne, jestem niezależna i finansowo, i zawodowo, ale czasem mam ochotę być bezbronną kobietką, rozleniwioną damą, którą boli głowa i ma kaprysy.

Niestety, dziś kobiety nie zawsze mogą sobie na to pozwolić. Staram się nie kalkulować, czy kobiecość się opłaca, czy nie, ale widzę, że w pracy oczekuje się od nas profesjonalizmu.

Często po prostu na płeć nie ma w pracy miejsca, choć symbolem kobiecości jest dla mnie właśnie profesjonalistka - Angelina Jolie. Niezależna, piękna, mądra i jest matką. A właśnie macierzyństwo wydaje mi się czymś dla naszej płci najistotniejszym, jej ukoronowaniem. Czekam na nie z utęsknieniem.

Magda Mołek dziennikarka

Czasy zmuszają, żebyśmy kobiecość odkładały na później...

Studniówka kolegi. Wymyśliłam sobie kreację: czarna, wąska spódnica z głębokim rozporkiem i obcisła czarna bluzka z dekoltem. Włosy zakręcone na wałki, buty na obcasie.

Kiedy zobaczyłam się w lustrze, po raz pierwszy dostrzegłam walory swojego ciała. Jestem kobietą! Jakoś już w ogóle nie interesował mnie ten cały bal.

Od tamtej pory zaczęłam ubierać się w ołówkowe spódnice, dopasowane marynarki. Za pierwsze zarobione pieniądze kupiłam wymarzone perfumy Eternity Calvina Kleina.

To pierwsze uderzenie kobiecości było mocne, ale dość krótkie. Szybko zaczęłam pracować i przez następną dekadę podporządkowywałam życie obowiązkom zawodowym.

Wszystko działo się w takim pędzie, że po prostu nie miałam czasu na kobiecość. Zatęskniłam do niej, kiedy zbliżałam się do trzydziestki.

Nagle zamarzyłam o długich włosach, zwiewnych sukienkach. Okazuje się, że nawet kiedy od niej uciekamy, ona i tak nas dopadnie.

Nosimy spodnie, bo tak nam wygodniej, szybciej chodzimy, szybciej załatwiamy sprawy, ale i tak kochamy jedwabne sukienki w kwiaty. Cieszę się, że w tym sezonie są takie modne.

Na pewno kupię. Chociaż pewnie włożę ją raz, "po domu"... W ogóle w domu bardziej jestem kobietą. Przy narzeczonym.

W telewizji pokazuję się w wersji "sportowa elegancja". W falbankach i kwiatkach wyglądam na przesłodzoną, na wizji muszę na to uważać. I sama przyznaję, że w spodniach czuję się silna i zorganizowana.

Zresztą na co dzień w pracy często muszę używać męskich argumentów. Kiedy prowadzę program, jestem profesjonalna, co może kłócić się z "kobieca".

Albo inna sytuacja: remontujemy z narzeczonym dom. Musimy się dzielić obowiązkami, bo inaczej trwałoby to latami. Kiedy chodzę po sklepach z podłogami, bateriami i kafelkami, widzę głównie... kobiety. W spodniach i płaskich butach. Niby-męskie zajęcie, ale mężczyzn tam nie ma.

Chyba czasy zmuszają nas, żebyśmy kobiecość odkładały na później. Ale nie jestem zwolenniczką totalnej zamiany ról. Wydaje mi się, że rowu, jaki dzieli nas i mężczyzn, nie da się zasypać - z jakiegoś powodu natura tak to wymyśliła.

A poprawianie natury uważam za niebezpieczne. Przerażają mnie np. anorektyczne modelki - płeć nie powstała przez przypadek, kobieta powinna mieć talię, biust i pupę. Sama tęsknię do kształtów `a la Marilyn Monroe. Kobiecość polega też na tym, by umieć na tych atutach grać. Wiem, że kobieta jednym uśmiechem potrafi skłonić mężczyznę, żeby np. zmienił koło w samochodzie.

Sama wykorzystuję w życiu codziennym urok. Po argumenty w stylu dekolt do pasa i mini nie sięgam. Natomiast łagodność w głosie i trzepotanie rzęsami potrafią czynić cuda. W końcu nie od parady przyrząd do podkręcania rzęs nazywa się zalotką...

Monika Olejnik dziennikarka

Nie potrzebujemy mężczyzn, by czuć się kobieco...

Kiedy miałam kilkanaście lat, byłam zbuntowana, nosiłam abnegackie ubrania, na przykład brzydkie zamszowe buty z frędzlami. Mój tata, próbując skłonić mnie do bardziej dziewczęcego stylu, obciął cholewki tych butów, żebym nie mogła ich nosić. Wtedy nie pomogło.

Ale dziś lubię czuć się kobieco. Ostatnio czułam się tak na Balu Dziennikarzy, ubrana w długą suknię. Zdarza mi się też nosić damskie gadżety: serduszko przy kluczach, misie w torebce.

W ogóle torebka to kobiecy mikrokosmos. Czasem w skali makro, tak jak teraz, gdy modne są duże torby. Noszę tam komórki, szminki, tusz do rzęs i perfumy oczywiście.

Kobieta powinna pięknie pachnieć - z tego powodu po latach rzuciłam w końcu palenie, choć nadal uważam, że z papierosem wygląda się bardzo zmysłowo.

Absolutną kwintesencją kobiecości jest dla mnie Marilyn Monroe. Chciałabym tak emanować seksapilem. Na co dzień wstaję jednak o 5.45 i nie mam czasu się zastanawiać, w co się ubrać. Rano zawsze spieszę się do radia. A wieczorem przed "Kropką nad i" otwieram szafę, wkładam to, co jest pod ręką.

Myślę zresztą, że kobiecy strój sprawdza się raczej w zawodach artystycznych, od lekarza czy dziennikarza oczekujemy profesjonalizmu. Nie wyobrażam sobie stosowania damskich sztuczek typu łzy czy kokieteria w moich rozmowach z politykami.

Superkobiece są natomiast długie włosy. Dlatego nie ścinam swoich. Właśnie dzięki włosom po raz pierwszy doświadczyłam, jak to jest: czuć się jednocześnie zdecydowanie kobieco i... głupio.

Podstawówka, Dzień Kobiet, a ja przychodzę do szkoły w okropnych lokach na głowie. Powtórzyłam ten błąd, kiedy pracowałam w telewizji publicznej. Prowadziłam program Rozmowa Dnia. Oczywiście wszyscy zwrócili uwagę nie na to, o czym rozmawiałam z gośćmi, tylko na to, co mam na głowie. Od tamtej pory wiem, że loki jako sposób na kobiecość w moim przypadku zdecydowanie odpadają.

Nie cierpię też falbanek, nie znoszę groszków, nie lubię różowego koloru. Chociaż bywają takie bardzo kobiece chwile: stoję w sklepie przed wielką różową torbą, w przymierzonych właśnie różowych szpilkach. Waham się. Ale nie, nie kupuję.

Mężczyźni tego nie mają. Zamiast pięknych torebek muszą nosić krawaty. I to chyba jedyny kłopot, jaki ich spotyka. Bo generalnie uważam, że mężczyźni mają w życiu lepiej. Pięćdziesięciolatkowie mogą mieć o połowę młodsze żony i nikogo to nie dziwi. Nie mają cellulitu czy rozstępów, tykający zegar biologiczny nie spędza im snu z powiek.

Na szczęście wcale nie potrzebujemy mężczyzn, aby poczuć się kobieco. Wydaje mi się, że najbardziej kobieco kobiety czują się wśród kobiet. Tylko koleżanka dostrzeże, że świetnie się ubrały, odmłodniały, idealnie pomalowały rzęsy. Pod tym względem mężczyźni są naprawdę bardzo mało spostrzegawczy.

Magda Gessler restauratorka

Dla kobiecości nastały gorsze czasy

Kiedy mój ojciec był korespondentem PAP w Bułgarii, z oficjalną wizytą przyjechał Gomułka. Jako maleńka blondyneczka zostałam wydelegowana przez polską ambasadę, aby go witać z bukietem konwalii na lotnisku.

Gomułka bukiet przyjął, po czym oddał go stojącej obok Bułgarce w stroju ludowym. Byłam oburzona. Odebrałam jej więc kwiaty i wróciłam na miejsce. Już wtedy, jako kilkuletnia dziewczynka, kokietowałam mojego ojca, robiąc mu kanapki ze smalcem i morelami z syropu, dekorowane koperkiem.

Bo dla mnie kobiecość to przede wszystkim troskliwość. Dziś mówi się, że nastały trudne czasy dla mężczyzn. Ale ja sądzę, że są gorsze dla kobiet. Musimy wszystko umieć i być gotowe w każdej chwili mierzyć się z konkurencją.

Takie stajemy się profesjonalne, wymagające i twarde, że mężczyźni nie czytają już kodu kobiecości, czytają tylko młodość. A ja uważam, że najpiękniejsze są kobiety, które zbliżają się do czterdziestki. Mają wszystko: dojrzałość, urodę, spokój. I potrafią to wykorzystać.

Nie wyobrażam sobie życia bez mężczyzny. Potrzebuję go, aby czuć się kobieco. Jednocześnie zawsze pamiętam o tym, że prawdziwa kobieta nie uwodzi mężczyzn, ale życie.

Docenia jego urodę, dostrzega piękno w ludziach, rzeczach, celebruje przyjemności. Dzięki mojemu pierwszemu mężowi odkryłam gotowanie: jeden z moich atutów, z którego wcześniej nie zdawałam sobie sprawy.

Dziś mam męża, przy którym czuję się ultrakobieco. On mi mówi, co mam robić, i ja to uwielbiam.

Symbolem prawdziwej kobiecości są dla mnie Włoszki, w typie Moniki Bellucci. Nie dają zarządzać sobą żadnej modzie. Kobiecość to obfitość, czyli biust, biodra. Kiedy patrzę na chude modelki, czuję, że nie są dumne ze swojej płci.

Superkobiece są też dla mnie długie włosy. Nigdy nie pozwoliłam ich ściąć mojej córce. Ważna jest także tajemnica: nie wszystko można i trzeba pokazywać mężczyźnie.

Nie rozumiem kobiet, które zmywają makijaż przed snem. Najpierw romantyczna kolacja z cudowną osobą, a potem w sypialni pojawia się jakaś rozmyta twarz. Nie można mężczyźnie fundować takiego szoku!

Feminizm i kultura amerykańska zrobiły krzywdę naszej płci. Miałyśmy władzę nad mężczyznami. Dziś jej nie mamy ani nawet czasu, żeby być kobietą. Nie możemy być kruche. Nikt się o nas nie pojedynkuje, to kobiety zabijają się o mężczyzn.

Czy to jest kobiece? Nie. Najbardziej niekobiece jest to, że dziś kobiety pozwalają, aby mężczyźni zaniechali "rytuałów" w stosunku do nich. Zapominali podać płaszcz albo otworzyć drzwi. I to co niedopuszczalne, uchodzi za normalne.

Natalia Kukulska piosenkarka

Poczułam się kobietą, kiedy zostałam matką

Jesteśmy stworzone po to, aby być matkami. Łagodne, ale kiedy trzeba, potrafimy być silne. Tak chciała natura i słusznie się mówi, że od natury ciężko uciec.

Ja po raz pierwszy wyraźnie poczułam się kobietą, kiedy zaszłam w ciążę... Może z przyczyn naturalnych nasza płeć ma w sobie też rodzaj bezradności w sprawach życiowych?

Pewnie nie każda z nas może sobie na bezradność pozwolić, bo na co dzień mamy masę obowiązków. Ja bardzo sobie cenię ten komfort, że mogę np. rachunki zostawić na głowie mojego męża.

Kobiecość to nie to samo co uroda albo idealne wymiary ciała. Znam wiele kobiet, które nie są piękne, ale emanują seksapilem. Są i takie, które grają ciałem, przesadnie podkreślają swoje walory, tak że nie ma już nic do odkrycia. To moim zdaniem błąd w sztuce, bo powinniśmy mieć w sobie tajemnicę, którą odkryje dopiero jej mężczyzna.

Ja sama codziennie moją kobiecość weryfikuję w oczach męża. Tak naprawdę to on mi ją uświadamia i to w dużym stopniu dzięki niemu właśnie lubię czuć się kobietą. Może jeszcze dzięki synowi? Kiedy był młodszy, potrafił zapatrzyć się na mnie i westchnąć całkiem po męsku: Noooo... piękna kobieta.

Z taką obstawą nie muszę mieć najmodniejszych butów ani supersukienki, żeby pamiętać o mojej płci. Ale na pewno muszę czuć się zadbana. Najlepsze ciuchy nie pomogą czuć się dobrze, jeśli masz zniszczone paznokcie czy nieumyte włosy.

Moim sposobem na lepsze samopoczucie jest też taniec. Ostatnio odreagowywałam tak trasę koncertową. Poszliśmy do klubu, a ja bite dwie godziny tańczyłam bez przerwy. I naprawdę czułam się wtedy ultrakobieco, łapiąc kątem oka wzrok męża siedzącego przy stoliku.

Zebrała Agnieszka Jastrzębska

Twój Styl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas