Teściowa z piekła rodem. Bona Sforza zamieniła życie tej niewinnej dziewczyny w koszmar
Wszechwładca Bona nie znosiła żadnej konkurencji. Niechcianą synową poniżała, lżyła, a nawet próbowała zagłodzić. Z rozmysłem zamieniła egzystencję Elżbiety Habsburżanki w piekło.
Jeszcze w 1530 roku, wbrew protestom Bony Sforzy, jej mąż Zygmunt zgodził się na zaręczyny syna z habsburską księżniczką Elżbietą. Kawaler miał wówczas dopiero dziesięć lat. Przyszła panna młoda - trzy latka. Bona, znana, zapiekła przeciwniczka Habsburgów, nie przywiązywała do tej porażki większego znaczenia. Tkwiła w przekonaniu, że układ małżeński zawarty w tak młodym wieku uda się później rozwiązać lub unieważnić, jak dziesiątki tego rodzaju umów pomiędzy europejskimi dworami. Podobne zdanie wyrażali także wrogowie królowej.
Dla nich niepewność mariażu była przyczyną ciągłego niepokoju. W 1538 roku pruski szpieg w Polsce Mikołaj Nibschitz pisał w liście do swojego mocodawcy, Albrechta Hohenzollerna: "Małżeństwo z Elżbietą dotychczas nie zostało zdecydowane, chociaż się tyle o nie układano. Bóg wie jeszcze, kto na tym weselu tańczyć będzie". W tym samym tonie wypowiadał się nawet lepiej zorientowany anonimowy agent Habsburgów:
"Królowa Bona, wielka nieprzyjaciółka króla rzymskiego, najnieżyczliwiej usposobiona do całego narodu niemieckiego i jego jawny wróg, stara się wszelkimi sposobami, by małżeństwo nie doszło do skutku.
Dziwnymi sztuczkami dąży do tego, niezliczone wymyśla przeszkody, tak że jeśli nawet coś się postanowi święcie przez posłów, później, z biegiem czasu, zmienia się to i odrzuca, by do skutku nie doszło."
Decyzja zniedołężniałego starca
Bona rzeczywiście była bliska zerwania układów. Już zdołała znacząco opóźnić wesele, a kolejnym ruchem miało być jego odwołanie. Królowa nie uwzględniła tylko jednego. Faktu, że straci jakikolwiek wpływ na swojego męża.
W lecie 1538 roku do Krakowa przybyli dwaj posłowie z Wiednia w celu finalizacji porozumienia ślubnego. W swoim sprawozdaniu zapisali:
"Stawiliśmy się przed [polskim] królem w małej komnacie, w której król zwykle mieszka. Wielu panów było obecnych. Starszy król, z siwą brodą, miał na sobie szubę podszytą gronostajami, a na głowie czapkę. Siedział na krześle blady, wycieńczony na siłach; ślady zmęczenia i cierpienia odbijały się na jego obliczu. Nic nie mówił. Wydawał się niby posąg albo niema osoba."
Zygmunt miał w tym czasie już ponad siedemdziesiąt jeden lat. Był zniedołężniały na ciele i umyśle. Potakiwał na wszystko i nie był zdolny do zmiany jakiejkolwiek ze swoich dawnych decyzji. Przystał, pewnie bez świadomości tego, na co się zgadza, także i na ślub Zygmunta Augusta z księżniczką Elżbietą Habsburżanką.
August był ukochanym synem Bony; Elżbieta - ulubionym dzieckiem arcyksięcia Austrii, króla Niemiec, Węgier, Czech i Chorwacji Ferdynanda Habsburga. Ten pierwszy miał pozostać na Wawelu pod czujnym okiem matki. Ta druga spod kurateli ojca przechodziła pod opiekę jego największej przeciwniczki. To, co w innych okolicznościach byłoby zwykłym układem politycznym, przerodziło się w rozgrywkę wyjątkowo osobistą.
Ślub między dwudziestotrzyletnim Zygmuntem Augustem a siedemnastoletnią Elżbietą odbył się 6 maja 1543 roku. Ale czy jednocześnie doszło do nocy poślubnej nie jest już wcale takie pewne.
"Takiej wzgardy i upokorzenia doznaje"
Młoda Habsburżanka była kobietą delikatną, cichą, posłuszną i nieśmiałą. Wprost wymarzoną żoną wedle szesnastowiecznych oczekiwań! A jednak nikt na polskim dworze nie zdawał się zachwycony jej przybyciem.
Bona cały tydzień czekała z wręczeniem synowej prezentu ślubnego. Ten zresztą okazał się mało wyszukanym i niezbyt kosztownym naszyjnikiem. Zygmunt August już podczas wesela i następujących po nim wielodniowych zabaw wyraźnie unikał panny młodej. A potem miało być tylko gorzej.
Sytuację znamy w najdrobniejszych szczegółach dzięki niejakiemu Janowi Marsupinowi. Był to habsburski dyplomata i szpieg, wysłany do Krakowa wraz z Elżbietą, by opiekować się nią, bronić jej interesów i dotrzymywać jej towarzystwa w obcym miejscu. Już w pierwszym raporcie wysłanym do arcyksięcia Ferdynanda Habsburga Marsupin nieśmiało donosił, że między parą młodą nie układa się dobrze: "Młody król boi się dotąd bardzo pani matki, tak że nie robi nic ani nic nie mówi bez niej".
Spodobał ci się ten artykuł? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o tym jak wyglądały noce poślubne polskich władców
Kilka dni później, tak jakby wolał odczekać, aż arcyksiążę oswoi się z problemem, agent zaczął wyjaśniać ze szczegółami:
"Dobry Boże. Mówić ze starym królem jest to samo, co nie mówić z nikim. Król nie ma własnej woli, tak jest na wędzidle trzymany. Wszystko ma w ręku swoim królowa Bona. Bona jedna całym państwem rządzi, wszystkim rozkazy daje.
Młody król nic nie mówi, niczego słuchać nie chce i do żadnych spraw mieszać się nie śmie, tak boi się królowej Bony, matki swojej. A ja wierzę prawie, że ten młody król jest pod wpływem czarów matki, albowiem codziennie (jak słyszę) do niej chodzi, od pierwszej nocy po dziś dzień."
Nie zostało to powiedziane wprost, jednak ostatnie zdanie wyjaśnia zarzewie problemu. Jeśli Zygmunt August każdy dzień spędzał z matką - nie mógł w tym czasie dotrzymywać towarzystwa żonie. Inny habsburski agent pisał, zresztą w liście do samej królowej Bony:
"Dowiedzieliśmy się, że niekiedy trzydzieści i czterdzieści dni upływało bez ściślejszego pożycia Jego Królewskiej Mości [Zygmunta Augusta] z prawą małżonką Jego.
Tak miła, wdzięczna i tyloma cnotami i darami przywodzonymi uwieńczona Pani, takiej wzgardy i upokorzenia serca doznaje."
Długa lista zażaleń
Z poufnej wiadomości wynika, że życie intymne młodej pary układało się bardzo źle. Tak naprawdę nie jest jednak pewne, czy układało się w ogóle. Możliwe, że związek nie został skonsumowany. A jeśli nawet do nocy poślubnej doszło, to na pewno nie rozpoczęła ona prawdziwego pożycia małżeńskiego.
Jakby tego było mało, zagubiona i nieznająca języka polskiego Elżbieta została wystawiona na wszelkiej maści zniewagi. Zdaniem Marsupina "nikt nie śmiał przemówić do Najjaśniejszej królowej Elżbiety ani jej odwiedzić. Ani książę, ani pan żaden, ani szlachcic, ani kto z gminu". Nawet jeść musiała sama, bo szlachetne panie dworu bały się narazić Bonie i dotrzymać jej towarzystwa, a młody król wolał spożywać posiłki razem z matką. Sytuację pogarszał jeszcze uległy charakter Elżbiety. "Boże mój! Ona tak młoda jeszcze, tak nieśmiała. Mówić nie ma odwagi, drży na widok Bony i ledwie śmie na nią spojrzeć" - biadolił Marsupin.
Wreszcie jednak habsburski agent nie wytrzymał. Przygotował złożoną z dwudziestu czterech punktów listę zażaleń i targany emocjami złożył na dworze Bony prośbę o audiencję. Oczywiście królowa nie przyjęła go od razu. Pierwszego dnia dostał informację, że jest zbyt zapracowana. Drugiego, że akurat teraz nie może rozmawiać, bo zażywa lekarstwo. Dopiero trzeciego został wezwany i to wyłącznie na krótką rozmowę około godziny szesnastej. W trakcie dnia godzina została przesunięta, a Marsupin - w obawie, by królowa znów go nie zbyła lub nie opuściła w międzyczasie zamku - cały dzień spędził, czekając przed drzwiami do jej apartamentów.
Po obiedzie Bona łaskawie zgodziła się go wpuścić. U swojego boku miała pobladłą Elżbietę, co wcale nie ułatwiało Marsupinowi zadania. Mimo to zaczął.
"Zapytałem ją o następujące rzeczy. Dlaczego młody król nigdy razem z małżonką swoją nie jada? Dlaczego nigdy nie odwiedza jej we dnie, ani nie daje jej żadnych oznak miłości? Dlaczego Jej Królewska Mość nie nakazuje mu robić tego, gdy wiadomo jest, że król to tylko robi, co mu ona rozkaże?
Przypuściwszy nawet, że [młody król] ma przyjacielskie stosunki z innymi kobietami, niechby przynajmniej małżonce powinność oddawał. Nie jest to uczciwe i przyzwoite obchodzenie się z córką króla rzymskiego, a bratanicą cesarską. Cesarz nie zniesie podobnej zniewagi."
Zagłodzić czy otruć?
Jeśli habsburski agent liczył, że wygarnięcie Bonie wszystkiego, bez ogródek, poprawi sytuację młodej królowej - srogo się zawiódł. Bona tylko teatralnie się rozpłakała i oskarżyła go o kłamstwa oraz próbę zorganizowania w Polsce rebelii przeciwko niej. A w głębi ducha postanowiła, że musi jak najszybciej pozbyć się Marsupina z Wawelu.
Szybko rozdmuchała aferę na tle plotek roznoszonych przez habsburskiego agenta. Tak zwana sprawa sera parmeńskiego otarła się o samą radę królewską. A Marsupin? Został skutecznie odizolowany od Elżbiety, wyproszony z dworu, a wreszcie - skłoniony do rejterady z państwa. Odtąd królowa miała już pełną swobodę działania. I nie ukrywała, że zamierza do reszty zatruć życie Elżbiecie.
Bona ograniczała kontakt młodszej królowej z mężem, a do tego poniżała ją przy każdej okazji. Zdarzało się chyba nawet, że subtelnie groziła jej śmiercią. Obserwujący to biskup płocki Samuel Maciejowski w końcu nie wytrzymał.
"Wszyscy mają posądzenie, iż Wasza Królewska Mość chcesz tę młodą królową zagłodzić!" - zdradził Bonie. "A więc mniemają, że chcę ją otruć?" - odpowiedziała królowa, momentalnie podbijając stawkę. Maciejowski nie zamierzał kłamać. "Nie powiadają tego głośno, ale mają to na sercu i wszyscy boją się tego" - przyznał. I rzeczywiście Bona była teściową z najgorszego koszmaru. Być może nawet tą pierwszą, dzisiaj już zapomnianą prekursorką wszystkich historii o złych teściowych.
Spodobał ci się ten artykuł? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o tym jak wyglądały noce poślubne polskich władców
Kamil Janicki - redaktor naczelny "Ciekawostek historycznych". Historyk, publicysta i pisarz. Autor książek wydanych w łącznym nakładzie ponad 200 000 egzemplarzy, w tym bestsellerowych “Pierwszych dam II Rzeczpospolitej", “Żelaznych dam", "Dam złotego wieku", "Epoki hipokryzji" i "Dam polskiego imperium". W maju 2018 roku ukazała się jego najnowsza książka: "Epoka milczenia".