Tragiczny epizod w hotelu dla zwierząt
Na facebookowych profilach organizacji prozwierzęcych pojawiają się niepokojące informacje, dotyczące incydentu w jednym z małopolskich hoteli dla zwierząt. Skrajna nieodpowiedzialność jego właścicieli wywołała wzburzenie wszystkich miłośników czworonogów.
Pani Kamila, właścicielka dwóch psów rasy chihuahua, 24 czerwca oddała swoich podopiecznych do wspomnianego hotelu. Nic nie wzbudziło jej niepokoju, ponieważ pieski spędziły już tam kiedyś kilka dni i wróciły do domu całe i zdrowe. Niestety, tym razem miało być inaczej...
Kilka dni później, 6 lipca, właścicielka otrzymała informację o treści: "Dobry wieczór. Mam bardzo złą wiadomość. (...) Pani pies wczoraj w nocy umarł. Wszystko wskazuje, że mógł mieć wadę serca, zrobiło się ciepło, i wtedy wady serca wychodzą".
"Po wiadomości, od razu zadzwoniłam do Pani dopytując o szczegóły. Byłam w ciężkim szoku, nie wiedziałam sama co mam myśleć i co mam czuć, nie potrafiłam się odnaleźć, zwłaszcza, że w tym okresie przebywam poza granicami Polski" - relacjonowała sytuację na Facebooku pani Kamila. Właścicielka natychmiast zadzwoniła do hotelu. Chciała poznać przyczynę śmierci swojego pupila.
Nie spotkała się ze zrozumieniem ze strony tymczasowych opiekunów pieska. Właścicielka hotelu powiedziała, że Ciapkę po śmierci odwiedził weterynarz, który stwierdził zgon, a potem zwłoki psa zostały zakopane.
Pani Kamila, która przebywała zagranicą, upoważniła swoją mamę, by ta dalej zajęła się sprawą. Gdy zadzwoniła do ośrodka, usłyszała podobną wersję wydarzeń. Różnica polegała jedynie na tym, że konsultacja weterynaryjna miała odbyć się przez telefon. Zaniepokojone kobiety zdecydowały, że nie zostawią tak sprawy. Mama właścicielki pojechała do hoteliku bez zapowiedzi i poprosiła o zwłoki psa do sekcji.
Na miejscu dowiedziała się, że nikt nie wie, gdzie pochowano psa. "Właścicielka była opryskliwa i prześmiewcza, przekazała drugiego pieska Dafika rzucając go na siedzenie do samochodu. Pies był tak zestresowany, że zsikał się na siedzenie" - pisze pani Kamila. Jej mama wezwała na teren ośrodka policję - niestety funkcjonariusze nie zostali wpuszczeni.
Po tym przykrym incydencie pani Kamila postanowiła nagłośnić sprawę na jednej z grup zrzeszających miłośników psów. Jak sama pisze: "dzięki mocy internetu stał się cud". Do właścicielki psa chihuahua odezwała się kobieta, która znalazła wygłodzoną zgubę. Po sprawdzeniu chipa wszystko stało się jasne - Ciapka został odnaleziony! Pies był wystraszony, ale żywy. Okazało się, że (ważący 2,2 kg) Ciapka przeszedł ok. 4,5 kilometra, zanim trafił do domu znalazców.
Właścicielka hoteliku zobowiązała się do zwrócenia pieniędzy, a całą sytuację postanowiła wyjaśnić w poście, który zamieściła na Facebooku. Niestety, zdaniem pani Kamili, w wypowiedzi pojawiły się kolejne kłamstwa i nieścisłości. Dziś nie można wejść na facebookowy profil hotelu - treści zostały usunięte lub zablokowane.
"Pies miał poranione poduszeczki na łapkach, zadrapany nosek, poszarpane uszka - być może musiał walczyć z innym zwierzęciem po drodze na posesję" - relacjonuje jego właścicielka. Na szczęście Ciapka jest już w domu, wypoczywa i dochodzi do siebie. Natomiast pani Kamila deklaruje, że będzie dochodzić swoich praw.
Zadzwoniliśmy do właścicielki hotelu Amok, prosząc o komentarz. Całą sprawę skwitowała krótko: "to niczym niepoparte oszczerstwa". Dodała także, że rozpoczyna współpracę z prawnikami i do tego czasu nie udziela dalszych wyjaśnień.