Wojna płci na estradzie
„Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy? Gdzie te chłopy?” – dopytywała się ze sceny Danuta Rinn, artystka słusznej postury. Filigranowy Andrzej Rosiewicz odpowiadał jej: „Danka, do domu!”
Relacje między kobietami a mężczyznami frapowały autorów wielu piosenek, zwłaszcza lirycznych. Ale lubimy i te "zadziorne", żartujące z przywar obu płci.
Superhit czasów Gierka
Wielkim przebojem lat 70. stała się piosenka "Gdzie ci mężczyźni" (1974), którą śpiewała Danuta Rinn. Autorem tekstu był jednak... mężczyzna, satyryk Jan Pietrzak. Napisał go do swojego Kabaretu pod Egidą, z myślą o aktorce Annie Nehrebeckiej. Mistrz pragnął, żeby utwór miał poważny wydźwięk społeczny. - Pomysł był taki, że subtelna blondynka będzie w sposób łagodny lżyć facetów z ich największymi wadami - wspominał Pietrzak. - Taka wyliczanka: "jak nie nerwus, to histeryk" "gęby pełne wazeliny", "oczka stale rozbiegane" - to był taki obrazek społeczny, w którym ubliżałem mężczyznom, którzy są niegodni tego miana. Generalnie są dupkami. Takie inwektywy w ustach delikatnej dziewczyny miały mieć zwiększoną siłę rażenia...
Zemsta Rinn i riposta Rosiewicza
Intuicja jednak Pietrzaka zawiodła, bo aktorka nie radziła sobie wokalnie i utwór zniknął z programu kabaretu. Wówczas kompozytor Włodzimierz Korcz pojechał do Danuty Rinn, która właśnie rozstała się z mężem, a zarazem partnerem na estradzie, i przeżywała głęboki kryzys osobisty i zawodowy. Korcz dał jej tekst, zagrał melodię. - Włodek, ja całe życie czekałam na tę piosenkę! - wykrzyknęła Rinn.
Obdarzona wielkim głosem i gorącym temperamentem Rinn zrobiła z tego utworu żart, ale przemyciła też w nim osobistą złość - być może nie do wszystkich facetów, lecz z pewnością do jednego. Tym niemniej inni poczuli się wywołani do tablicy, czemu dał wyraz Andrzej Rosiewicz: - Danka tak atakuje tych mężczyzn: "No gdzie te chłopy? Nie ma!". Pamiętam, że w Sopocie siedziałem na widowni - opowiadał. - Więc wstaję i idę na scenę. Staję koło niej, a gdy skończyła, mówię: "Danka, dosyć tych żartów. Marsz do domu!" Zebraliśmy potężne brawa!
W 1976 r. Rosiewicz nagrał piosenkę o cieciu-odśnieżaczu "Zenek blues". Bohater był zdominowany przez małżonkę-zołzę: "Rusz się Zenek, śnieg na dworze/ Mówię: wstań, bo będzie gorzej/ Zenek, wstań, bo ci przyłożę". Pół Polski bawiło się, śpiewając ten refren.
Z czasem Andrzej Rosiewicz docenił w piosence polskie kobiety. Przebój "Najwięcej witaminy" napisał w 1980 r. w Chicago, gdzie występował w polonijnym klubie dancingowym. Pracowało w nim szesnaście ślicznych Polek. - Gdy tak patrzyłem na te piękne kelnerki, przyszło mi do głowy, że... najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny. A potem jakoś poszło: Szwedki, Niemka, Czeszka - wspominał. Utwór zachwycił rodaków w kraju, tylko tzw. czynniki decyzyjne wietrzyły w nim... problemy międzynarodowe. - Panie Andrzeju, w tej piosence trzeba by trochę zmienić tekst. Nie może być tak, żeby "w kuchni ktoś przy dziecku mówił po niemiecku", bo przecież NRD mamy zaprzyjaźnione - próbował negocjować z artystą dyrektor festiwalu w Opolu. Sprawę rozstrzygnął na korzyść Rosiewicza poeta Jonasz Kofta, który wsparł artystę.
Problemy z Ziutą
Lata 80. też przyniosły parę zabawnych piosenek, które wpisują się w nurt walki płci. W połowie dekady z melancholijnym songiem pt. "Och, Ziuta" wystąpił Ireneusz Dudek występujący jako Shakin’ Dudi. Tekst zaadresował do damy niepięknej, niezbyt szczupłej i niewykształconej. Już sama jej obecność jest przekleństwem dla męża. Mężczyzn szczególnie bawił fragment: "Och Ziuta, ja wiem, że nie ma brzydkich kobiet/ Tylko wina czasem brak". Większość pań potraktowała go z humorem, chociaż... niektóre się na Dudka obraziły. Artysta jeszcze dziś pamięta krzywe spojrzenia korpulentnej sekretarki dyrektora katowickiego oddziału telewizji. Trudno się dziwić, skoro miała na imię Ziuta...
Rzecz jasna, wszyscy chcieli wiedzieć, czy opisana w piosence osoba istniała, lecz wykonawca do dziś unika odpowiedzi, mówiąc jedynie, że utwór to żart, a takich kobiet było wiele. Cóż, Ziuta z piosenki Dudka rzeczywiście była mało sympatyczna, ale jak śpiewała w 1989 r. Renata Przemyk, "Babę zesłał Bóg/ Co innego przecież mógł".
A Monika była okej
Po latach większą popularność niż Ziuta zdobyła "Baśka" - megaprzebój, który latem 2002 r. wylansował Robert Gawliński z zespołem Wilki. Piosenkę napisał sam, siedząc w kuchni. Wpadł wówczas na pomysł wyliczanki z damskimi imionami, a żona mu pomogła je uporządkować. Bohaterek jest kilkanaście. I znów wszyscy zastanawiali się, czy chodzi o prawdziwe kobiety z życia artysty, który nie raz przyznawał, że w stanie kawalerskim lubił łamać serca. Otóż wtajemniczeni twierdzą, że wszystkie wymienione w piosence dziewczyny są prawdziwe! Jedynie tytułowa Baśka o fajnym biuście miała w rzeczywistości inne imię. Ale już np. Elka, która "całowała cudnie nawet tuż po swoim ślubie", Kaśka (można z nią było konie kraść) czy Karolina (wyjechała do Hollywood) zostały uwiecznione pod swoimi prawdziwymi imionami. Podobnie jak żona wokalisty, Monika, która "była okej".
Słuchacze się podzielili. Część wzięła tekst za dobrą monetę, inni jednak oburzyli się z powodu... instrumentalnego traktowania kobiet. - Oberwało mi się za ten tekst od środowisk feministycznych, a przecież ta piosenka to żart! - tłumaczył się Robert Gawliński. Swoim przebojem sprowokował jednak panie do nagrania damskiej parodii "Baśki": "Piękni jak czołgi/ Pod pewnymi względami/ Jak pola ogórków/ Jak kiosk z bananami". Lepszy model "Lato z radiem" podchwyciło temat tej muzycznej wojny płci i wylansowało jeszcze inną, też złośliwą odpowiedź na "Baśkę": "Minął termin twojej przydatności/ Gwarancja nie obejmuje Cię - śpiewała Kasia Klich. — Znów się zepsułeś/ I wiem, co zrobię/ Zamienię Ciebie/ Na lepszy model". Ha ha!
Dorota Filipkowska