Zapomniane teleturnieje. Polacy je kochali!
W latach 90. w polskiej telewizji niepodzielnie królowały teleturnieje. I choć niektórym tytułom udało się przetrwać nieco dłużej, to właśnie dekadę 1990-2000 śmiało można nazwać złotym czasem tego gatunku.
Przełomowym rokiem okazał się zaś 1993 - wtedy to wyemitowano premierowe odcinki "Czaru par", "Miliarda w rozumie" i "Gry".
Kiedy Bożena Walter obmyślała koncepcję "Czaru par", nie mogła przypuszczać, że program będzie cieszył się tak ogromnym powodzeniem. Trwające przez rok współzawodnictwo małżeństw, z wypiekami na twarzy śledzili Polacy w każdym wieku. Z tysięcy nadesłanych zgłoszeń na drodze konkursu wyłoniono około 50 par. Kolejne eliminacje stopniowo zawężały pulę uczestników, by wreszcie w finale mogło zaprezentować się osiem (w pierwszej edycji) lub sześć (w drugiej i trzeciej) małżeństw. I choć konkurencje przypominały często te znane z wiejskiego festynu, miliony telewidzów dopingowały uczestników. Smaczku dodawała oczywiście wartość nagród, która w przypadku "Czaru par" była bardzo wysoka. W pełni wyposażone mieszkanie, samochód czy wycieczki zagraniczne to zaledwie wierzchołek góry lodowej - nagrody bowiem można było wygrywać z odcinka na odcinek. Warto wspomnieć, że teleturniej współprowadził, wówczas 28-letni, Krzysztof Ibisz.
"Va banque" oparty na amerykańskim formacie "Jeopardy!" emitowany był w polskiej telewizji od 1996 roku i szybko zaskarbił sobie sympatię widzów. Zdaje się, że duży wpływ na popularność programu miał charyzmatyczny prowadzący - Kazimierz Kaczor, który zawsze na pożegnanie machał widzom w geście Victorii. Niewielkie studio, urządzone w niebieskim kolorze, ledwo mieściło troje uczestników i sporych rozmiarów ekran z kwotami i kategoriami. Elementem mającym uatrakcyjnić teleturniej była specyficzna forma odpowiedzi - na wylosowane pytanie należało koniecznie odpowiedzieć... również pytaniem. Wymóg niejednokrotnie przysparzał problemy uczestnikom, którym zdarzały się (zabawne dla widza) wpadki językowe. Techniczną nowinką w "Va banque" był natomiast mały ekran przyporządkowany każdemu z zawodników w drugiej rundzie. To na nim wpisywali rozwiązanie. Choć program zdjęto z anteny w 2003 roku, wielu widzów wciąż wspomina go z rozrzewnieniem.
Pierwszym polskim teleturniejem opartym na zagranicznej licencji była "Wielka gra" emitowana nieprzerwanie przez ponad cztery dekady (1962-2006). I choć na przestrzeni lat prowadzący zmieniali się kilkukrotnie, dla większości widzów królową "Wielkiej gry" na zawsze pozostanie Stanisława Ryster - gospodyni w latach 1975-2006. Uczestników programu, którzy w pewnym momencie stali się w Polsce prawdziwymi celebrytami, musiała wyróżniać specjalistyczna wiedza z jednej dziedziny. Zdarzali się oczywiście tacy, którzy kilkakrotnie próbowali swoich sił w teleturnieju, każdorazowo w innym temacie. Rekordzistą jest Jan Wolniakowski - główną nagrodę odbierał bowiem aż osiemnaście razy. Do każdej dziedziny producenci zatrudniali ekspertów zasiadających w loży, zadających pytania w drugim etapie i rozsądzających ewentualne spory, gdy odpowiedź nie była jednoznaczna. W maju 2016 roku pojawiły się pogłoski, jakoby kultowy teleturniej miał wrócić na antenę TVP. Niestety, zagorzali fani produkcji muszą jeszcze poczekać.
Teleturniejem, w którym również należało wykazać się niemałą (i rozległą) wiedzą był "Miliard w rozumie". Program oparto na pomyśle Leszka Stafieja i Grzegorza Boguta, a na charakterystyczną czołówkę (głowa z której wysypują się pieniądze) czekały przed telewizorami miliony Polaków. Reguły "Miliarda w rozumie" były dość skomplikowane - rywalizację rozpoczynało aż 64 zawodników podzielonych na cztery ćwiartki. Zwycięzca z każdej ćwiartki przechodził dalej, by w trzech rozgrywkach walczyć o główną nagrodę. Każda z rund (m.in. "Pytania dla każdego", "Encyklopedia", "Kto pierwszy...") charakteryzowała się odrębnymi zasadami. Pieczę nad przebiegiem konkursu sprawował nieco ekscentryczny Janusz Weiss.
Zupełnie inny, typowo rozrywkowy charakter miały polsatowskie "Kalambury" emitowane w latach 1995-2000. Teleturniej był jednym z pierwszych programów, w których w szranki stawały osoby znane z prasy i telewizji. Na charakterystycznych, pluszowych kanapach zasiadali m.in. Jurek Owsiak, Michał Lorenc, Beata Kozidrak, Justyna Steczkowska, Tadeusz Drozda czy Andrzej Piaseczny. Prowadzenie powierzono kilku osobom, ale widzowie najbardziej polubili wyluzowanego Piotra Gąsowskiego i nieco zagubionego Wojciecha Malajkata. Zasady były proste: jeden z uczestników poprzez pokazywanie lub rysowanie naprowadzał drużynę, która musiała odgadnąć hasło. Zabawne komentarze, językowe wpadki i dynamikę "Kalamburów" pokochali zwłaszcza młodzi widzowie. Warto przypomnieć też wygląd studia mający imitować niebo. Tekturowe chmurki nad głowami zawodników do dziś budzą u wielu sentyment.
Teleturniejem łączącym rozrywkową formę z pytaniami wymagającymi często szczegółowej wiedzy były "Duety do mety" oparte na pomyśle kanadyjskiej telewizji ("The Mad Dash"). Format wykorzystywał popularność gier planszowych, co bezpośrednio przełożyło się na wygląd studia. W każdym odcinku rywalizowały ze sobą dwie pary (małżeństwa, przyjaciele, koledzy z pracy - regulamin dopuszczał właściwie każdą konfigurację). Dwójka uczestników (z przeciwnych drużyn) stawała na planszy, ich partnerzy zaś udzielali odpowiedzi na zadawane przez prowadzącego pytania. Ten, kto zgłosił się pierwszy i odpowiedział poprawnie, miał prawo rzucić kostką. Liczba oczek odpowiadała polom na planszy, a osoba, która pierwsza dotarła do mety, wygrywała odcinek i, wraz z partnerem, odjeżdżała ze studia nowym samochodem. Nagrodą dodatkową dla zwycięskiej pary było... 200 litrów farby od sponsora. Przegrany duet na pocieszenie otrzymywał od prowadzącego (Mirosław Siedler) pluszowego kangura.
W większości teleturniejów z lat 90. łatwo odnaleźć charakterystyczne dla tej dekady cechy: często prowizoryczna scenografia, spore ilości plastiku, wyraziste barwy, polifoniczne dżingle i nieśmiałość uczestników sparaliżowanych obecnością kamery. Zdecydowanym faworytem współczesnych internautów, łączącym w sobie wszystkie słabości "najntisowych" produkcji jest "Tele As" - program emitowany w 1999 roku w lokalnej telewizji. Uczestnicy, wśród których znaleźli się m.in. pan Irek, który poprosił prowadzącą o pozdrowienie publiczności, pan Darek "bez pracy", pan Julian - emeryt, który lubi brydża i "wiele innych rzeczy" oraz pani Joanna - bohaterka memów, kolejno odkrywając karty na tablicy, grali o niewiele warte nagrody. Wśród trofeów znalazły się żelazko, trzy walkmany i album. Wszystkie wybory uczestników skrzętnie notowała na kartce szeroko uśmiechnięta prowadząca. I choć "Tele As" właściwie nie został zauważony w latach emisji, powrócił spektakularnie w 2011 roku, kiedy to jeden z internautów opublikował odcinek teleturnieju w serwisie YouTube. Nagranie ma już 745 tys. odsłon, a ich liczba ciągle rośnie.
Dobrą passę teleturniejów przerwało pojawienie się w polskiej telewizji nowego formatu, który zawładnął umysłami i sercami telewidzów. Mowa oczywiście o reality show, które na fali niezwykłej popularności "Big Brothera" (pierwszy odcinek wyemitowano 4 marca 2001 roku), zaczęły dominować w ramówkach prywatnych stacji.