Reklama

Joanna z Lublina:

Czasem mam tzw. "lenia". O nie, to nie objaw chorobowy ani nowe zwierze w domu. To normalna reakcja obronna organizmu. Na nadmiar wrażeń, codzienny stresik, brak snu, szefa furiata, nieporozumienia z najbliższymi. Lenistwo i chandra czasem idą w parze. Często słyszy się, że może to być wstęp do ciągnącej się miesiącami depresji, że trzeba szukać pomocy, brać się za siebie, ruszać się i rozweselać. Czy zawsze? Czy wszystko trzeba robić na siłę, byle do przodu? Ja uważam, że lenistwo w granicach zdrowego rozsądku towarzyszyło człowiekowi od zarania dziejów. To w takie dni organizm domaga się szczególnej troski. Stop!- mówi- dziś daj mi spać, pić, jeść, zostaw ten bałagan, obejrzyj w spokoju ulubiony film, połasuchuj, poleniuchuj. U mnie "leń" trwa góra dobę. Jeśli zwolnię tempo to następnego dnia mam przypływ werwy i mogłabym góry przenosić. Wcześniej miałam wyrzuty sumienia, że tak czas przecieka mi przez palce. Ale jest to czas miło spędzony, miło przeleniuchowany, mój czas. Drogie leniuchy- bądźcie dla siebie dobre (kochani pracusie, bąźcie wyrozumiali dla leniuchów ;)- i wszystko szybko wróci do normy.

Reklama

Praca nagrodzona w konkursie "Gdy nic mi się nie chce..."

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy