Reklama

Kolekcja w ostatniej chwili

Polska stylistka Ewa Minge, której kolekcja została w poniedziałek skonfiskowana przez urzędnika sądowego na wniosek Włoskiej Izby Mody, zaprezentowała we wtorek w Rzymie kreacje sprowadzone w ostatniej chwili z Polski.

Projektantka oświadczyła, że będzie się ubiegać o odszkodowanie od Izby Mody i nie wyklucza, że za incydentem mogą stać jej konkurenci.

Zamiast cennych futer i sukni Ewa Minge przedstawiła w Audytorium w Wiecznym Mieście dużo skromniejszą i znacznie mniejszą, jak sama przyznała, kolekcję sukni wieczorowych oraz jedyną kreację, której nie znalazł konfiskujący ubiory urzędnik sądowy.

Sukienki w kolorze czerni i brązu zostały sprowadzone samolotem na kilka godzin przed prestiżowym pokazem, zorganizowanym w ramach wielkiego przeglądu Alta Roma w Rzymie.

Reklama

Po prezentacji stylistka wyjaśniła, że nie odebrała zajętej kolekcji, gdyż zabrakło na to czasu, mimo że miała już zgodę sędziego na odzyskanie strojów. Zapewniła, że cała sprawa nie dotyczy jej bezpośrednio, jest natomiast rezultatem nieuregulowanych przed paroma laty zobowiązań finansowych innej polskiej firmy, ona zaś nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności.

Ponieważ projektantka, wystawiająca swe stroje kolejny już raz w ramach rzymskiego przeglądu, uważa, że wyrządzono jej wielką krzywdę, będzie się domagać odszkodowania od Włoskiej Izby Mody oraz zorganizowania w Rzymie pokazu tych kreacji, których nie mogła zaprezentować we wtorek. Przyznała, że nie wie, gdzie znajdują się skonfiskowane stroje.

"Cała ta sytuacja przypomina mi film Pret-a-porter Roberta Altmana" - dodała.

Solidarność z polską projektantką wyraził szef rzymskiego przeglądu Alta Roma, Stefano Dominella, który przyszedł na jej pokaz. Wyraził ubolewanie, że - jak to ujął - "włoski wymiar sprawiedliwości zablokował pokaz strojów uznanej w Rzymie projektantki".

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: W.E. | Ewa Minge | stylistka | kolekcja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy