Reklama

Sylwestrowa opowieść

Od chwili tego sylwestrowego spotkania minęło już kilka lat. Nie wiem, co robią dzisiaj ludzie, z którymi los zetknął mnie w ekspresie z Warszawy do Krakowa. Wiem jednak, że to, o czym rozmawialiśmy przez kilka godzin, wciąż odciska piętno na moim życiu...

Byłam zmęczona i chciało mi się spać. Miałam nadzieję, że będę sama w przedziale. Niestety, pod oknem, naprzeciwko mnie, siedziało dwoje elegancko ubranych staruszków... Przyznaję, dość nietypowych, bo w ostentacyjny sposób trzymających się za ręce.

Próbowałam zasnąć, ale myśl o towarzyszach podróży nie pozwalała. Stawała się coraz bardziej natrętna. Czułam jakiś dziwny, trudny do określenia spokój, panujący między pogodną kobietą i mężczyzną o łagodnym głosie. Wyglądali przez okno i po cichu komentowali krajobraz.

Reklama

Zaczęłam pierwsza: - Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby dwoje ludzi w państwa wieku trzymało się tak czule za ręce - wypaliłam im prosto w oczy.

Nie zdziwili się: - Wiedziałem, że pani o to zapyta. Wiele osób już się nami interesowało - odpowiedział po chwili elegancki staruszek, po czym wstał, przedstawił się i usiadł. I zaczęliśmy rozmawiać.

Mieli po 80 lat. On prawnik, ona lekarz. - Od pewnego czasu wyłącznie podróżujemy. Sprawdzamy, jak wyglądają nasze rodzinne strony, trochę wyjeżdżamy za granicę, trochę odwiedzamy nasze dzieci i wnuki - usłyszałam. Opowiadali o tym, jak się poznali, że są już razem ponad 50 lat, że przeżyli wiele rodzinnych tragedii, ale jakoś udaje im się w zdrowiu przeżywać kolejne lata...

Chcieli też wiedzieć więcej o moim życiu. Pytali, czy kogoś kocham, czy jestem szczęśliwa, jakie mam plany na przyszłość, czym się zajmuję na co dzień...

Opowiadałam o sobie jak na spowiedzi, oni zresztą też. Tak jak z nimi, jeszcze z nikim nigdy nie rozmawiałam. Coś fantastycznego: oto miałam przed sobą ludzi doświadczonych, wręcz starych, ale jakże wspaniałych, spokojnych, czy wreszcie - co wynikało z niemal każdego ich gestu - jakże bezgranicznie w sobie zakochanych!

Chciałam, żeby ta podróż trwała i trwała, a w miarę, jak mówili, miałam coraz większą ochotę zadać im pytanie, na które odpowiedzi szukałam już od jakiegoś czasu na własną rękę... Pytanie, na które każdy chciałby znać odpowiedź...

Odczytali moje myśli. Ona uśmiechnęła się i powiedziała: - Chciałaby pani wiedzieć, jak my to wszystko przeżyliśmy? Dlaczego nam się udaje tak razem? Jak żyć?

- Czy to jest takie trudne? Trudne, ale możliwe - powiedział On. - Oprócz miłości, oprócz dawania siebie, oprócz radości ze wspólnych chwil z ukochaną osobą, trzeba jeszcze mieć do życia dystans. Trzeba umieć stanąć obok... Umieć popatrzeć na siebie i innych z dystansem... Trzeba też mieć poczucie humoru... Umieć iść pod prąd... Mieć ciekawe zajęcie... - wyliczał spokojnie starszy pan, a ja starałam się nie uronić ani słowa.

- A powiedziałeś już o seksie? - zapytała nagle Ona, po czym wybuchnęliśmy wszyscy jakimś takim naturalnym śmiechem. I wtedy On popatrzył jej prosto w oczy i powiedział poważnie, ale bardzo czule: - O tym porozmawiamy wieczorem!

Wiecie, jakie mam marzenie, od tamtego spotkania?

Ola

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: opowieść
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama