Reklama

Życie w lustrze

Coraz więcej kobiet skarży się na bylejakość zakradającą się w ich związki. Narzekają na coś, co jest chorobą naszej cywilizacji, a w odniesieniu do intymności grozi wręcz jej zanikiem.

Coraz więcej kobiet skarży się na bylejakość zakradającą się w ich związki. Narzekają na coś, co jest chorobą naszej cywilizacji, a w odniesieniu do intymności grozi wręcz jej zanikiem.

Chodzi o zanikające kontakty, nawet między kochającymi się ludźmi, i o ich powierzchowność.

Praca, nauka, ciągłe dokształcanie, wieczny pęd, dziesiątki załatwień, problemów, brak czasu nawet na rozmowę - takie jest współczesne życie większości aktywnych zawodowo ludzi. W harmonogramie tego szaleńczego pędu jest jeszcze czas na sen, czasem na jakieś kino czy inny rodzaj rozrywki.

Wmontowani w rzeczywistość przestajemy nawet wierzyć w to, że można podnosić jakość własnego życie, jakość naszych kontaktów z najbliższymi. Mało tego: zaczynamy się w niektórych przypadkach nawet od nich oddalać.

Reklama

"(...) Spotykamy się z mężem tylko w soboty po południu, bo ja jestem przedstawicielem handlowym, a on pracuje na drugim końcu Polski (...) W niedzielę wieczorem on musi już wyjeżdżać, bo ma do przejechania wiele kilometrów, a w poniedziałek musi być od nowa na wysokich obrotach... Czy można zbudować coś na takich kontaktach? Trwa to już dwa lata i na razie nie ma pomysłu na coś innego, ale zaczyna mnie to coraz bardziej denerwować, bo doba wspólnego życia w tygodniu to nie jest wspólne życie (..)" - napisała M.R. z Wrocławia.

Takich listów piszecie więcej. Pytacie o rady, wskazówki... Cóż, jakie można dać rady dwojgu osób, które - jak to opisała M.R. - przez dwa lata żyją właściwie oddzielnie? To jest ich wybór! To ich uczucie musi być aż tak wielkie, że pozwala im trwać w tej absolutnie nienormalnej sytuacji tak długo.

Inny wątek to powierzchowność naszych kontaktów, z których coraz częściej niestety znika długa rozmowa, spokojne pieszczoty, długi obiad, wspólna wyprawa, dyskusja. Skończyć się to może różnie...

Może jakąś radą będzie fragment listu od 32-latka z 7-letnim stażem małżeńskim: "(...) Kiedy doszliśmy już do absurdu, bo niemal tygodniami nie rozmawialiśmy o niczym, jak tylko o zakupach i tym, że nie mamy czasu, postanowiliśmy zrobić sobie przerwę w małżeństwie, ale bez rozwodu (...) Ja wynająłem sobie pokój i tak się umówiłem, że po trzech miesiącach wrócę (...) Wróciłem po dwóch tygodniach! (...) Przez te dwa tygodnie zobaczyłem nasze, moje i kochanej przeze mnie kobiety jak w lustrze (... ) Ona chyba też (...)".

Ola
olamola@interia.pl

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy