I tak wygrasz - nowa powieść Jeffreya Archera

Artykuł sponsorowany

I tak wygrasz - najnowsza książka Jeffreya Archera - wywołała już spore zamieszanie na międzynarodowym rynku wydawniczym. Dwudziestu jeden rosyjskich wydawców odrzuciło ją, bo porusza temat działalności KGB i bezlitosnego reżimu. Wcześniej radziecka cenzura zakazywała wydawania np. książek George’a Orwella i Borysa Pasternaka. Zdaniem krytyków literackich to jedna z najlepszych powieści Archera, porównywana do znanego nie tylko z kart książki, ale też filmu słynnego Kane’a i Abla (ekranizacja z 1985 roku).

Rebis
Rebismateriały promocyjne

Akcja I tak wygrasz zawiązuje się w Leningradzie w 1968 roku. Aleksandr i Władimir marzą o wielkiej przyszłości - każdy na swoją miarę. Kiedy ojciec tego pierwszego zostaje zgładzony przez KGB za to, że próbował utworzyć niezależny związek zawodowy, wszystkie marzenia chłopca wydają się stracone. A jednak wraz z matką podejmuje desperacką próbę ucieczki z ZSRR.

Jeffrey Archer, autor bestsellerów, które sprzedały się już w ponad 330 mln egzemplarzy w  97 krajach, znakomicie przygotował się do napisania tej książki. Spędził dwa tygodnie w Petersburgu, by móc wiernie opisać  miasto. Tysiące godzin i prawie dwa lata - tyle czasu zajęło mistrzowi zwrotów akcji i niespodzianek napisanie I tak wygrasz. Czternaście razy lord Archer  przepisywał brudnopis  finałowej sceny, zanim uznał wersję ostateczną za doskonałą. Pytany o to, skąd wziął się pomysł na tę powieść wyznaje, że  kluczowa idea  przyszła mu do głowy po przeczytaniu  wspomnień Colina Powella. Archer mówi o tym tak: "Matka Powella, Maud, szwaczka z Jamajki, szukając lepszego życia,  zastanawiała się czy wyjechać  do Wielkiej Brytanii, czy do  Ameryki. Jak pewnie wszyscy wiedzą,  późniejszy sekretarz stanu  USA urodził się w Harlemie w Nowym Jorku. A ja zastanawiałem się, co by się stało z jego życiem, gdyby urodził się w Hackney w Londynie. To był początek pomysłu. Zafascynowało mnie to, jak całkowicie inaczej może się ułożyć czyjeś życie w zależności od wyboru miejsca zamieszkania, " ta jedna decyzja związana z miejscem na ziemi, która zaważy na całym  życiu".

Jeffrey Archer promuje właśnie swoją nową powieść, a przy okazji dokonuje w mediach publicznego podsumowania własnego życia. Wspomina chorobę nowotworową i zapowiada, że planuje rozdać 200 milionów funtów ze swojej  fortuny.

"Zebrałem na aukcjach dobroczynnych ponad 54 mln funtów - czas spłacić ten dług wdzięczności" mówi Jeffrey Archer.

Rebis

Fragment książki

2

ALEKSANDR

Jelena zbudziła się wcześnie; wciąż nie mogła przywyknąć, że śpi sama. Podała Aleksandrowi śniadanie i wyprawiła go do szkoły, posprzątała mieszkanie, włożyła płaszcz i wyszła do pracy. Tak jak Konstantin wolała do portu chodzić na piechotę i nie dziękować wciąż za podwiezienie.

Myślała o śmierci jedynego mężczyzny, którego kochała. Co oni przed nią ukrywają? Czemu nikt nie mówi jej prawdy? Musi znaleźć odpowiedni moment i spytać brata, który na pewno wie o wiele więcej, niż chce przyznać. A potem pomyślała o synu i o wynikach jego egzaminu, które będą znane lada dzień.

Na koniec pomyślała o swojej pracy, której nie może stra­cić teraz, kiedy Aleksandr jest jeszcze w szkole. Czy emerytura państwowa nie oznacza, że jest już zbędna? Czy jej obecność ciągle wszystkim przypomina, jak umarł jej mąż? Ale przecież jest dobra w swoim fachu i dlatego pracuje w klubie oficerskim, a nie w portowej kantynie.

- Miło panią widzieć, pani Karpienko - powiedział strażnik w bramie, kiedy odbijała kartę.

- Dziękuję - rzekła Jelena.

Kiedy podążała przez port, kilku robotników uchyliło czapki i pozdrowiło ją, przypominając, jaki popularny był Konstantin.

Weszła tylnymi drzwiami do klubu oficerskiego, powiesiła płaszcz, włożyła fartuch i powędrowała do kuchni. Sprawdziła ze­staw dań obiadowych - pierwsze, co robiła każdego rana. Zupa jarzynowa i zapiekanka mięsna z cielęciny. To musi być piątek. Zaczęła oglądać mięso, z trzech królików na sobotnią potrawkę trzeba zdjąć skórę, potem pokroić jarzyny i obrać ziemniaki.

Jelena poczuła na ramieniu delikatny dotyk dłoni. Obróciła się i ujrzała towarzysza Akimowa, który miło się uśmiechał.24

- To było wspaniałe nabożeństwo - powiedział kierownik. - Ale Konstantin zasłużył na nie.

Znowu ktoś, kto musi znać prawdę, tylko nie chce jej wyjawić. Jelena podziękowała. Nie przestała pracować, dopóki dźwięk syreny nie ogłosił przedpołudniowej przerwy. Powiesiła fartuch i dołączyła do Olgi na podwórku. Przyjaciółka zaciągnęła się połówką wczorajszego papierosa i podała niedopałek Jelenie.

- To był piekielnie ciężki tydzień - oznajmiła - ale wszystkie odegrałyśmy swoje role, żebyś nie straciła pracy. Ja osobiście do­pilnowałam, żeby wczorajszy obiad był katastrofą - dodała, głę­boko się zaciągając. - Zupa była zimna, mięso rozgotowane, jarzyny oklapnięte i zgadnij, kto zapomniał zrobić sos. Wszyscy oficerowie pytali, kiedy wrócisz.

- Dziękuję - powiedziała Jelena i chciała uściskać przyjaciółkę, ale znów zawyła syrena.

* * *

Aleksandr nie płakał na pogrzebie ojca. Kiedy więc Jelena wróciła wieczorem po pracy i zobaczyła, że syn siedzi w kuchni i szlocha, pojęła, że powód może być tylko jeden.

Usiadła koło niego na ławce i objęła go ramieniem.

- Zdobycie stypendium nigdy nie było tak ważne - powie­działa. - Samo dostanie się na języki obce to zaszczyt.

- Ale nigdzie nie zaproponowano mi miejsca - rzekł Alek­sandr.

- Nawet na matematyce na uniwersytecie?

Aleksandr potrząsnął głową.

- Kazano mi się zgłosić do portu w poniedziałek rano i wtedy przydzielą mnie do brygady.

- Nigdy! - rzuciła Jelena. - Zaprotestuję.

- Oni puszczą twój protest mimo uszu. Wyraźnie dali mi do zrozumienia, że nie mam wyboru.

- A co z twoim przyjacielem Władimirem? Czy dołączy do ciebie w porcie?

- Nie. Proponują mu studia na uniwersytecie. Zaczyna we wrześniu.25

- Ale ty górujesz nad nim w każdym przedmiocie.

- Z wyjątkiem donosicielstwa - rzekł Aleksandr.

* * *

Kiedy w następny poniedziałek major Poliakow wkroczył do kuchni tuż przed obiadem, rzucił Jelenie pożądliwe spojrzenie, jakby była jednym z dań. Major nie był od niej wyższy, ale musiał ważyć dwa razy więcej, co, jak żartowała Olga, wysta­wiało najlepsze świadectwo jej gotowaniu. Poliakow oficjalnie był dowódcą straży portowej, wszyscy jednak wiedzieli, że jest funkcjonariuszem KGB i zgłasza meldunki bezpośrednio ko­mendantowi portu, więc nawet inni oficerowie mieli się przed nim na baczności.

Wkrótce spojrzenie Poliakowa spoczęło na ostatnim daniu. Podczas gdy inni oficerowie czasem zaglądali do kuchni, żeby spróbować jakiegoś smacznego kąska, to Poliakow obmacał ple­cy Jeleny z góry na dół i zatrzymał dłonie na jej tyłku. Kleił się do niej.

- Do zobaczenia po obiedzie - wyszeptał, a potem poszedł do kolegów do jadalni.

Jelena poczuła ulgę, zobaczywszy, jak po godzinie wybiegał z budynku. Nie wrócił przed jej wyjściem z pracy, ale bała się, że to tylko kwestia czasu.

* * *

Kola zajrzał do kuchni pod koniec dnia, żeby się zobaczyć z siostrą. Jelena odkręciła kurek z wodą nad zlewem i dopiero potem zdała mu dokładne sprawozdanie ze swoich przejść tego popołudnia.

- Nikt z nas nic nie może zrobić Poliakowowi - rzekł Kola. - Bo stracilibyśmy robotę. Póki żył Konstantin, nie ośmieliłby się ciebie tknąć, ale teraz... nic go nie powstrzyma, żeby cię dodać do długiej listy zdobyczy, które nigdy się nie skarżą. Spytaj tylko swoją przyjaciółkę Olgę.

- Nie muszę. Ale coś, co się dzisiaj wypsnęło Oldze, uświa­domiło mi, że ona musi wiedzieć, dlaczego Konstantin został zabity i kto za to odpowiada. Jest wyraźnie zbyt wystraszona, 26

Rebis

żeby powiedzieć choć słowo, więc może czas, byś ty mi wyznał prawdę. Czy byłeś na tym spotkaniu?

- To był tragiczny wypadek - powiedział Kola.

Jelena pochyliła się i szepnęła:

- Czy twoje życie też jest zagrożone?

Brat skinął głową i bez słowa wyszedł z kuchni.

* * *

Tej nocy Jelena leżała w łóżku i rozmyślała o mężu. Nie mogła do końca pogodzić się z tym, że nie żyje. Sprawę utrudniał fakt, że Aleksandr uwielbiał ojca i zawsze tak bardzo starał się sprostać jego niedosiężnym wzorcom. Wzorcom, dla których Konstantin zapewne poświęcił życie i które zarazem skazały jego syna na pracę dokera.

Jelena miała nadzieję, że syn będzie pracował w ministerstwie spraw zagranicznych i że ona sama doczeka chwili, kiedy zosta­nie ambasadorem. Ale to nie miało się ziścić. "Jeżeli odważni ludzie nie podejmą ryzyka w imię tego, w co wierzą - powiedział jej kiedyś Konstantin - nic nigdy się nie zmieni". Jelena tylko żałowała, że mąż nie był bardziej tchórzliwy. Ale gdyby był, to pewno by się w nim tak beznadziejnie nie zakochała.

Brat Jeleny Kola był trzecim zastępcą Konstantina w porcie, ale Poliakow najwyraźniej nie uważał go za zagrożenie, gdyż Kola zachował pracę głównego ładowacza po "tragicznym wypadku" Konstantina. Poliakow jednak nie wiedział, że Kola nienawidzi KGB jeszcze bardziej niż szwagier, i chociaż wydawało się, że się nie wychyla, to już planował zemstę, w której nie wchodziły w grę płomienne przemówienia, ale za to potrzebna była dokładnie taka sama odwaga.

* * *

Kiedy następnego popołudnia Jelena odbiła kartę pracowniczą, z zaskoczeniem ujrzała za bramą portu czekającego na nią brata.

- Co za miła niespodzianka - powiedziała, gdy ruszyli do domu.

- Może nie będziesz tak myśleć, kiedy usłyszysz, co ci mam do przekazania.27

- Czy to dotyczy Aleksandra? - zapytała z niepokojem.

- Boję się, że tak. Źle zaczyna. Odmawia wykonywania pole­ceń i wyraża się otwarcie lekceważąco o KGB. Dzisiaj powiedział niższemu rangą oficerowi, żeby się odpieprzył.

Jelena zadrżała.

- Musisz mu powiedzieć, żeby nie był taki hardy, bo nie będę mógł dłużej go ochraniać.

- Obawiam się, że odziedziczył po ojcu niezależność - zauwa­żyła Jelena - ale bez jego rozwagi i mądrości.

- W dodatku jest inteligentniejszy od wszystkich dookoła, w tym również kagebistów - rzekł Kola. - I oni to wiedzą.

- Ale co ja mogę zrobić, skoro on mnie już nie słucha?

Szli przez pewien czas w milczeniu, w końcu Kola się odezwał, ale dopiero kiedy się przekonał, że nikt nie może ich podsłuchać.

- Chyba mam rozwiązanie. Nie przeprowadzę jednak mojego planu bez twojej pełnej współpracy. - Zawiesił głos. - I współ­pracy Aleksandra.

materiały promocyjne
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas