Reklama

Bolek, Lolek i lemoniada

Przeczytaj opowiadanie z książki "Nowe przygody Bolka i Lolka. Domowi odkrywcy" Leszka Talko.

Bolek wsparł podbródek na dłoni i westchnął ciężko. Ponieważ nie wywarło to spodziewanego wrażenia na bracie, westchnął ponownie.

- Coś cię boli? - zatroszczył się Lolek.

- Nic mnie nie boli. Skąd w ogóle taki pomysł? - burknął Bolek.

- Jęczałeś przed chwilą, sądziłem, że może boli cię brzuch, bo wiesz, bardzo dużo zjadłeś na obiad i to może być groźne dla zdrowia, a poza tym babcia mówi...

- Och, daj mi spokój - jęknął Bolek. - Czy ja wyglądam na kogoś, kogo boli brzuch? No wyglądam?

- Właściwie... gdyby tak się przyjrzeć - z wahaniem mruknął Lolek.

Reklama

- Oczywiście nic mnie nie boli - wybuchnął Bolek. - Po prostu myślę.

- Aha, a o czym? - zaryzykował Lolek po dobrej chwili milczenia.

- Ech, wiedziałem, że nie będziesz miał pojęcia - mruknął Bolek z satysfakcją. - Tak to jest niestety, kiedy jest się młodszym.

- No przecież nie umiem czytać w myślach - zirytował się Lolek.

- Nie mówimy o tym - przerwał Bolek. - Zastanawiam się nad zarabianiem.

Zawiesił głos i Lolek zrozumiał, że brat oczekuje jakiejś reakcji.

- Aha - wydukał.

- To wszystko?! - obruszył się Bolek.

- AHA! - wykrzyknął z o wiele większym entuzjazmem Lolek.

- Tak już lepiej - łaskawie zgodził się Bolek. - A więc doszedłem do wniosku, że musimy jakoś zarobić pieniądze.

- Świetny pomysł - zachwycił się Lolek. - Kupilibyśmy sobie mnóstwo rzeczy. Już wiem, co bym chciał...

- Siadaj - nakazał Bolek. - Dopiero myślę...

- Ano tak - zmartwił się Lolek, ale posłusznie usiadł.

Po minucie zakręcił się niespokojnie na krzesełku.

- I jak, wymyśliłeś coś?

- Mam pomysł: wzbogacimy się na lemoniadzie. Widziałem gdzieś taki film o dzieciach, które sprzedawały lemoniadę i strasznie dużo zarobiły.

- Wspaniała myśl - ucieszył się Lolek. - A wiesz, jak się robi lemoniadę?

- To akurat najprostsza sprawa na świecie - wzruszył ramionami Bolek. - Bierzesz cytryny, cukier i wodę i mieszasz w odpowiednich proporcjach. Każdy głupi to potrafi.

Następny dzień upłynął chłopcom na przekonaniu mamy, żeby kupiła im mnóstwo cytryn i po długich dyskusjach poświęconych temu, kto ma ciąć cytryny, a kto wyciskać, i wreszcie czyje zdanie będzie ważniejsze, jeśli chodzi o ilość dodawanego cukru, udało się doprowadzić produkcję do końca, choć naprawdę nie była to sprawa łatwa.

W końcu jednak spoglądali z dumą na wielki szklany słój wypełniony pyszną lemoniadą, która powinna być według Lolka trochę słodsza, a według Bolka zdecydowanie mniej słodka.

- Jaka jest dalsza część planu? - zapytał Lolek.

- Sprzedajemy lemoniadę przechodniom... - zaczął Bolek i przerwał w pół zdania, nie odrywając wzroku od słoja. Na wszelki wypadek podszedł do niego i usiłował podnieść najpierw jedną ręką, a później obydwiema. Słój jednak ani drgnął.

- Czego się tak gapisz? Rusz się i pomóż bratu. Pchaj - syknął Bolek.

Mimo jednak połączonych wysiłków obu chłopców słój nie przesunął się nawet o centymetr.

- I co teraz? - załamał ręce Lolek. - Nie będzie konsoli do gier, gier, samochodzików...

- Muszę pomyśleć - zastanowił się Bolek i po kilkunastu sekundach uśmiech zagościł mu na twarzy.

- Wiem! - krzyknął. - Wyjdziesz na ulicę, zrób sobie tylko duży plakat, na którym napiszesz: "Najlepsza na świecie lemoniada". Kiedy zobaczysz klienta, przyprowadzisz go tutaj, a ja mu naleję lemoniady i zainkasuję pieniądze.

- Ale jak to? - wydukał Lolek.

- Nie bądź taki ciemny - zniecierpliwił się Bolek. - To chyba proste. Plakat, klient i już. A potem następny i kolejny. W czym tu trudność, czego tu nie rozumieć?

- Przecież nie mogę sam wychodzić na ulicę - zauważył Lolek. - Mama mi nie pozwala.

- Nic jej nie powiem. Słowo - obiecał Bolek. - A poza tym z technicznego punktu widzenia nie byłbyś przecież na ulicy, tylko na chodniku.

- Wiesz, może ty będziesz na tym chodniku, a ja będę czekał, aż ktoś przyjdzie po lemoniadę? - zaproponował Lolek.

- Tego się nie da niestety zrobić. - Bolek ze smutkiem pokręcił głową. - Nie da się, bo to starszy musi zawsze trzymać kasę. Młodsi nie mogą mieć kontaktu z pieniędzmi. Takie przepisy. Serio.

- Zmyślasz - zmarszczył brwi Lolek.

- Skądże znowu - zaprzeczył Bolek.

- No dobrze - powiedział Lolek po chwili wahania. - Ale właściwie, czy ktoś będzie chciał tej lemoniady? Pada deszcz i jest zimno.

- Dlaczego po prostu nie spróbujesz? - westchnął Bolek.

Koniec końców Lolek zdecydował, że trzeba spróbować i postanowił zacząć od rodziców, dziadków, którzy akurat przyszli z wizytą, i sąsiada, na którego natknął się, kiedy tamten wyrzucał śmieci.

- Nie jest tak źle - powiedział, wpatrując się w banknot dziesięciozłotowy, tyle bowiem w sumie zarobili.

- Chyba żartujesz - prychnął Bolek. - Na co to według ciebie starczy?

- Na cukierki - zaczął wyliczać Lolek. - Na kilka lizaków. Nawet moglibyśmy kupić...

- Daj spokój. Ja myślę o tym, żebyśmy zrobili majątek, a ty mówisz mi o lizakach. Z kim ja się zadaję? Powiedz mi, z kim?

Lolek rozejrzał się po pokoju. Nikogo prócz nich w nim nie było, wniosek nasuwał się więc sam. Najgorsze było jednak to, że banknot był, jak się wydaje, całą fortuną, jaką uzyskali, choć bowiem Lolek był już bliski zdecydowania się, by pójść i reklamować lemoniadę na ulicy, to mama, dowiedziawszy się o śmiałym planie, stanowczo tego zabroniła i teraz chłopcy siedzieli ponuro wpatrzeni w wielki słój z lemoniadą, który musieli sami opróżnić, a co najgorsze - całkiem za darmo.

- Mam inny pomysł - powiedział wreszcie Bolek, kiedy wypili po kolejne dwie szklanki lemoniady. - Będziemy pomagać.

- Super - ucieszył się Lolek. Po chwili jednak zachmurzył się i ostrożnie zapytał: - Ale przecież na pomaganiu się nie zarabia.

- Dlatego właśnie nie jesteśmy bogaci - wyjaśnił Bolek. - Będziemy pomagać za pieniądze i staniemy się wreszcie bogaci.

- I co wtedy? - zaciekawił się Lolek.

- Wtedy się zastanowimy - odparł Bolek.

Kilka następnych dni było bardzo pracowitych. Chłopcy przygotowali kilka plakatów, których zrobienie było jednak trudniejsze, niż sądzili. Na plakatach zachwalających niezawodne usługi nie powinno bowiem być błędów ortograficznych, które dziwnym trafem pojawiały się nie wiadomo skąd, kiedy cały plakat był niemalże gotowy. W końcu jednak wszystko się udało i plakaty zawisły obok sklepiku, przy wejściu do domu oraz na latarni.

Niestety, przez następne dwa dni nic się nie zdarzyło. Być może przez to, że na gotowych plakatach nie znalazł się numer telefonu, a być może dlatego, że deszcz i tak zmył większość liter i trzeba by prawdziwego detektywa, by odkrył, co jest zaszyfrowane w tym dziwnym napisie, z którego woda wypłukała co drugie słowo.

Nawet jednak gdy w wreszcie na latarni zawisł właściwy plakat z właściwym numerem telefonu, nikt się nie zgłaszał. Chłopcy długo się zastanawiali nad przyczynami niepowodzenia.

Czyżby przyczyną była zbyt wysoka cena usług? Bracia wiedli długie spory: ile powinno kosztować wyniesienie śmieci, a ile wysprzątanie pokoju lub odkurzenie dywanu.

Kiedy po dwóch dniach pokazali cennik tacie, ten chrząknął i powiedział rozbawiony: - Cóż, nie sądzę, żeby emerytów stać było na wasze usługi. Zresztą - dodał, wpatrzywszy się uważniej w cennik - mnie właściwie też nie byłoby stać.

- No cóż - westchnął Bolek, kiedy stało się jasne, że ten sposób wzbogacenia również nie przyniesie zysku. W takim razie zostaniemy biedakami.

- Ale za to mamy mnóstwo lemoniady - pocieszył go Lolek. - Czy wiesz, że jeśli będziemy pić po dwie szklanki dziennie, wystarczy nam na cały miesiąc?

Wydawnictwo Znak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy