Reklama

Diametralnie inne zakończenie

Agresja różne ma oblicza i różne są jej przyczyny. Na czym polega mechanizm agresji obronnej?

Bezradna mama przyprowadziła do mnie Ignasia. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Drobny czwartoklasista w drucianych okularkach sprawiał wrażenie bezproblemowego dziesięciolatka. Było niestety inaczej. To "chucherko" musiało być odbierane ze szkoły po dwóch, maksymalnie trzech lekcjach, gdyż w opinii nauczycieli stanowiło zagrożenie dla kolegów.

Mama była dzień w dzień zawiadamiana przez nauczycieli o negatywnych zachowaniach Ignasia i zmuszana do odbierania dziecka ze szkoły. Do dzisiejszego dnia nie potrafię zrozumieć bezradności tych pedagogów. Mama w przeciwieństwie do nich nie chciała być bezradna i szukała pomocy.

Reklama

Ta historia sprzed kilkunastu lat przypomniała mi się teraz podczas czytania książki Jodi Picoult "Dziewiętnaście minut". 

Ignasia wówczas wzięłam w swoje psychologiczne ręce i wkrótce zrozumiałam, iż ten niezwykle inteligentny, o dużej wrażliwości emocjonalnej chłopiec prezentuje postawę agresji obronnej. Nie była to oczywiście obrona wobec realnego zagrożenia. Była to tzw. obrona wyprzedzająca. Trudne doświadczenie nauczyło chłopca, że bezpieczniej jest wejść w rolę agresora aniżeli znów stać się ofiarą.

Ignaś w otoczeniu widział potencjalne źródło zagrożenia i bez żadnego racjonalnego powodu był agresywny w stosunku do swoich rówieśników. Dzieci omijały go szerokim łukiem, ale on bez problemu znajdował do nich drogę... Obawiał się bycia ponownie ofiarą i wolał atakować na wypadek, aby ktoś go nie uprzedził.

Nic w życiu nie dzieje się przez przypadek. Ignaś przed pójściem do pierwszej klasy wpadł pod samochód. Kiedy jego rówieśnicy przekraczali po raz pierwszy próg szkoły, integrowali się w zespole klasowym, on w domu poddawany był żmudnej rehabilitacji.

Upragniona chwila dołączenia do zespołu klasowego była niestety bolesna. Był nowym, kimś spoza grona, kimś, kto mógł stać się kozłem ofiarnym. I tak się stało. Stał poza grupą, był popychany, ignorowany. Rodzice widzieli szansę wyjścia z tej sytuacji. Nadzieję wiązali z przeprowadzką do innego miasta, ale ta pękła jak bańka mydlana.

Scenariusz lubi się w życiu powtarzać. Ignaś ponownie był nowym, ponownie stał się kozłem ofiarnym. I tu należy zadać sobie pytanie o granicę ludzkiej wytrzymałości.

Jodi Picoult w swojej książce pyta: "Ile ciosów jest w stanie znieść człowiek, zanim zostanie zredukowany do zera?" Ile można było Ignasia ranić, upokarzać, drwić z niego i krytykować? Ignaś nie chciał być zredukowany do zera i wszedł w rolę agresora. Ciężko było mu z tej roli wyjść. Dawała mu - choć trudno w to uwierzyć - złudne poczucie bezpieczeństwa. Stanowiła tarczę obronną. Z tego zaklętego kręgu nie wydostałby się, gdyby nie prawdziwa tarcza obronna, którą stanowiła rodzina.

Rodzice nie zostawili Ignasia samego z problemem. Podjęli wiele kroków. Zwrócili się o pomoc do psychologa, za moją namową (nie było innego wyjścia) przenieśli go do kolejnej szkoły, w której nauczyciele umieli postawić granice i kształtować właściwe postawy.

Rodzice nie szukali przyczyn zachowania chłopca jedynie wśród rówieśników. Zaczęli sami pracować nad zmianą swojego zachowania. Mama uczęszczała na zajęcia Szkoły dla Rodziców, na której zrozumiała między innymi, jak ważna w wychowaniu jest konsekwencja. Pomagali chłopcu uwolnić się z roli ofiary. Pamiętam, że ojciec czuwał nad nadopiekuńczą matką (a kto by taką nie był w takiej sytuacji?), aby każdego dnia kształtować u Ignasiu postawę odpowiedzialności i samodzielności.

Dzięki wsparciu rodziny, jej miłości, bezwarunkowej akceptacji i konsekwencji Ignaś odnalazł prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. Odnalazł swoje prawdziwe oblicze, dostrzegł swój potencjał i ruszył odważnie w dorosłe życie. Nie była to łatwa droga. To był proces długi i mozolny.

Diametralnie inny finał kreśli na stronach swojej powieści Picoult. Lekturę tę polecam szczególnie wychowawcom i rodzicom - tym wszystkim, którzy są odpowiedzialni za kształtowanie postaw młodych ludzi.

Szkoda, że mało mówi się o przyczynach agresji obronnej. Myślę, że gdybyśmy o tym wiedzieli jako rodzice i nauczyciele, nie popełnialibyśmy wielu błędów. Sądzę, że zdając sobie sprawę z konsekwencji naciągania struny, ważylibyśmy słowa, zastanawialibyśmy się nad swoim zachowaniem wobec dzieci, które są ludźmi i tak jak i my mają swoją godność.

Dla Interia.pl: autorki bloga PsychologiaPrzyKawie.pl

* Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.



***Zobacz materiały o podobnej tematyce***


Psychologia przy kawie
Dowiedz się więcej na temat: agresja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy